Trafiłam tu z powodu wielkich obaw, które rządzą moim życiem. Właściwie odkąd pamiętam byłam osobą uznawaną za nadwrażliwą. Pamiętam, że już jako małe dziecko wydawało mi się, że coś jest nie tak, że chyba zwracam zbyt dużą uwagę na doznania wewnętrzne. Jak tak sobie pomyślę, to chyba zawsze bałam się skrzywdzić innych i dbałam o to jak jestem postrzegana, nie chciałam żeby ktoś z mojego powodu cierpiał.
Od kilku lat mam kogoś kogo bardzo kocham i nie wyobrażam sobie bez Niego życia. I tu paradoksalnie zaczyna się mój problem. Od jakiegoś czasu męczą mnie powiedzmy wymyślone albo przesadzone wyrzuty sumienia. Jeśli powiem czy zrobię coś co mogłoby być źle zinterpretowane przez Niego zaczynam popadać w paranoję. Jak już nie mam czego się uczepić to wracam myślami do zdarzeń sprzed lat i w nich szukam swojej winy. Choć zdaję sobie sprawę z tego, że przeginam to nic na to nie potrafię poradzić. Myślę sobie nawet czasami, że może to nie jest wcale choroba, może ja na prawdę jestem zła? Potem włącza mi się racjonalne myślenie, którego w mojej głowie jest już tak niewiele.... nigdy nie poszłam do lekarza, choć pewnie już dawno powinnam to zrobić. Kieruje mną wstyd, mam problemy z mówieniem o moich lękach znajomym, a co dopiero obcym ludziom. Nawet ciężko jest mi opisać to co się ze mną dzieje, wiem tylko tyle, że coś jest nie tak.
Czytałam Wasze posty, to takie przykre, ze tyle osób cierpi. Jestem posiadaczką pewnej wady wrodzonej, która niestety ma duży wpływ na jakość życia i powiem Wam, że w porównaniu z takim "cierpieniem duszy" to jest pikuś.
Nie wiem czy tak powinnam się przedstawić, ale trochę chyba nawet cieszę się, że mogłam to z siebie wywalić. Choć oczywiście jak to ja wstydzę się, że piszę o tak osobistych rzeczach.
Pozdrawiam Was wszystkich!