witam. Chciałabym dowiedzieć sie co zrobilibyście na moim miejscu. na nerwice lecze sie juz 3 lata. Miałam napady paniki, fobie społeczna, lęki ( głównie przed śmiercią) co związane było z wmawianiem sobie chorób , nerwice natręctw - obsesja na punkcie robactwa. Byłam u psychiatry i wypisała mi leki ( luxeta risset) po miesiącu przyjmowania leków zaczęla boleć mnie głowa. Przyjmowałam leki zgodnie z zaleceniami lekarza jednak ból głowy znacznie sie nasilał. po półtora roku skierowano mnie na oddział nerwic podawano mi tam takie leki jak Zolafren, Stimuloton, sarVal, hydroxyzyne, , Memotropili i nagle wszystkie lęki minęły. nie bałam sie ludźi stres tak jakby mnie opuścił.. przestałam wmawiać sobie choroby..wmówiłam sobie że jestem zdrowa! i tak właśnie się czułam. całkowicie przestawiłam swoje myślenie na pozytywne. Na dzień dzisiejszy biore (velafax risset) i czuje że jestem zdrowa!. Poprostu wszystko co złe mnie opuściło. Jednak nadal boli mnie głowa. czesto szumi mi w uszach i pulsują mi skronie. poza tym nie mam już żadnych objawów nerwicy. Pomimo tego psychiatra wypisuje mi leki i mówi żebym je przyjmowała wtedy ból głowy napewno ustąpi. Przyjmuje te leki od półtora roku a ból głowy nadal jest bardzo silny i nie wiem co mam z tym zrobić. Czuje że faszeruje się niepotrzebnie lekami i te bóle są to skutki uboczne lekarstw a pomimo tego słucham zaleceń psychiatry. Prosze wypowiedzcie sie co o tym myślicie .. Bo ile można jeszcze jeść te leki .. i wierzyć na cud że te bóle głowy są z "nerwów " .. jestem osoba spokojną prawie wogóle sie juz nie denerwuje. co mam robic