no ja rowniez przeczytalam, moge powiedziec Ci tylko tyle, ze dziecinstwo mialam poniekąd zblizone do Twojego, ojca alkoholika, wieczne awantury w domu co powodowalo ze nie chcialo mi sie do niego wracac. Calymi dniami staralam sie przebywac poza domem, przez co tez str. zaniedbywalam szkole i do dzisiaj dziwie sie jak w ogole udalo mi sie zdac maturę..Uciekanie w zdomu z mamą i siotrą przed "kochanym tatusiem" rowniez nie jest mi obce, wiem jak to jest nie spac calymi nocami i czekac ze strachem kiedy uslyszy sie dźwiek klucza w drzwiach i czekać co sie wydarzy tym razem, o co bedzie awantura i czy moze dzisiaj bedzie mozna usnąć bez noża pod poduszką.,..
depresję mam od kilku lat, kiedys bylam u psychiatry, dostawalam jakies leki, niby pomogly-chociaz tak naprawde to chyba probowalam to sobie wmówic, bo moze bardzo chcialam zeby tak bylo...dzisiaj jest mi jakos z dnia na dzien wszystko obojetne....mam narzeczonego, jestesmy razem juz od 7 lat, za rok planujemy ślub- ale tak naprawde to nie wierze ze i on ze mna wytrzyma w zyciu, z jednej str. przeraża mnie mysl ze mogłby tego nie wytrzymac, tych moich ciąglych dołów, brak checi do zycia, ogolnie na cokolwiek, na wstanie z lozka. A z drugiej jest mi to wszytsko jakos obojetne-poprostu jestem zmeczona i juz nie mam chyba sił walczyc ze sobą...a moje mysli są straszne, wiec lepiej zebym o nich nie pisala....
Wiec nie jestes sama, pamietaj o tym...a zycie jest jaki jest, mowi sie ze jest piękne chociaz dla mnie to poprostu bzdura:(((((