Zok
-
Witajcie, jestem tutaj nowa. Na ZOK cierpię od dziecka, zostałam poprawnie zdiagnozowana w gimnazjum. Początkowo jakoś sobie radziłam, potem zaczęły się spotkania z psychologiem, w końcu nadszedł lekarz psychiatra. W międzyczasie swojego 32-letniego życia przeszłam dwa poważne nerwicowe epizody. Prawdziwą pomoc uzyskałam od pewnej pani doktor w Warszawie - nakierowała mnie, jakiej terapii się trzymać, żeby funkcjonować bez leków. Piszę do Was, ponieważ mam pewien, który męczy mnie od dłuższego czasy. Mam nadzieję, że okażecie mi zrozumienie, którego sama nie potrafię sobie dać. Kilka lat temu zaczęły się moje problemy z włosami - mianowicie zauważyłam u siebie przerzedzenie włosów. Z początku nie zwracałam na to większej uwagi, potem to się przypałętało i jak mnie dopadało, to rozpoczynało się tzw. głębokie przeżywanie. Dermatolodzy nie potrafili mi pomóc. Cały czas walczę z tego typu czynnością: wypatrywanie prześwitów na koronie głowy. Czyli, idę do lusterka i kontroluję, czy aby na pewno niczego nie widać, czy dobrze to wszystko zaczesałam. Nawet jeśli jestem przekonana, że wszystko jest ok, to ta niepewność i myśl mnie męczy. Dla kogoś z boku może wydać to się śmieszne, ale wystarczyło, że mnie dopadała, ja to podsycałam i zaczynało się piekło. Niedawno poznałam diagnozę - mam łysienie androgenowe, czyli AGA, właśnie zaczynam leczenie. Ale przez ten czas nabawiłam się strasznego poczucia winy z powodu tych włosów, zaczęłam uzależniać moje życie od nich. Czyli np. nie oddam się przyjemnościom, z powodu tego, że mam prześwity. Taka walka, nie wiem, coś jak system kar i nagród, gdzie kary zaczeły przeważać. Dużo rzeczy mi się udaje w życiu, ale ten "problem włosowy" sprawił, że wpoiłam sobie, że to jest główna przeszkoda, przez którą nie mogę się niczym autentycznie cieszyć. Jestem osobą wrażliwą, zawsze byłam pewna siebie i wiedziałam, co chciałam od życia. Teraz to wszystko runęło i czuję głód odzyskania tego, ale właśnie ten problem mnie blokuje. Nie chcę myśleć o włosach, prześwitach, chcę przestać latać jak porąbana do lusterka, ale wtedy odczuwam straszny lęk, dyskomfort, wyrzuty sumienia, że "zapominam o problemie". Kiedy to rozkminiam - nie czuję się psychicznie dobrze, zaczęłam wyżywać się na innych, stałam się krótko mówiąc toksyczna. Z wesołej osoby stałam się martwa wewnętrznie. Chcę zrobić tą zmianę, znów być wolną i cieszyć się życiem i nowymi wyzwaniami, ale fakt, że mam to zostawić sprawia, że czuję się nieswojo. Dodam, że nie mogę się na niczym skupić, zachowuję się automatycznie. Moje życie znów zdominowała nerwica - nadmienię, że nie mam życia towarzyskiego, zawsze miałam to tzw. własne zacisze, książka, muzyka, jestem typem spokojnej osoby. Pracuję, niedługo może zacznę kolejną dorywczą, mam spokój w domu rodzinnym, b. ciekawe zaintetesowania, ale cóż z tego, skoro mam poczucie, że się poddaję? Że nie mam siły walczyć? Jestem zmęczona psychicznie, nie potrafię usiąść na tyłku i się zlelaksować, ponieważ nerwcowe napięcie sprawia, że mózg jest ciągle "w działaniu", w rytmie "chorej pracy". Opróćz myśli o włosach ciągle tłuką mi się po głowie myśli, że nie warto walczyć o siebie, że muszę siebie zniszczyć. Przez to wpadam w kolejne poczucie winy, że nie dbam dostatecznie o swoje zdrowie i... oszaleć można. Im bardziej chcę nie myśleć o włosach, to wszystko wraca nachalnie, te wszystkie nieprzyjemne odczucia, myśli. A jeśli chcę skupić moje myśli na czymś przyjemnym, to poczucie winy i to wszystko szarpie mnie jak cholera, nie dając o sobie zapomnieć. Bywają dni, że najchętniej bym tylko spała, ale tego nie chcę, ponieważ bardzo kocham życie. Mam świadomość, że ono leci, a ja nie robię nic, tylko zajmuję się wlosami i nerwicą. Proszę, napiszcie mi co o tym myślicie. Udaje się wam to puścić? Tłumaczę sobie, że problem z włosami to choroba i nie mogę się tak zadręczać. Ale ten system postępowania wszedł mi w krew i trudno się tego oduczyć, pomimo świadomości, że sobie szkodzę! Proszę o jakieś wskazówki, ewentualnie ostrzejsze argumenty. Dodam tylko, że nie chcę iść do lekarza i nie zamierzam brać leków. Dopadają mnie autodestrukcyjne myśli, że nie mogę całkowicie olać tych myśli, że muszę się nimi zajmować, tym samym zaniedbując własne zdrowie i życie i cały czas produkując niepotrzebny stres. Jeśli dopada mnie myśl i jest to dłuższy problem, to zwykle ma to u mnie patologiczne działanie - przekłada się na całe moje życie. Nie mogę się niczym zająć, a jeśli tak to z trudem. Myślenie o tzw. "problemie" kiedyś całkowicie wyjmowało mnie z życiorysu i czuję, że znowu to się dzieje. Jak mam to olać?
-
- zok
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: