Wtf
-
Hej, dluuugo choruję na depresję i rozumiem jej mechanizm. Latami się lecze - chodzę, jeżdżę na terapię ale sęk w tym że ja tego wszystkiego nie czuję tak! Tak jak ma to być, oni mówią że w końcu będzie lepiej i będę się czuła na swoim miejscu zjednoczona ze sobą a nie w rozszczepieniu. Robię w życiu różne rzeczy, niektóre szokujące a dla mnie nie zbyt. Nie czuję często tej głębi wartości? Nie wiem jak to nawet ująć, czuję się bardzo obco w tym świecie. Jak w smutnym i bez sensownej fabuły filmie. Wiem co to dobro, zło, miłość i brak miłości, kocham zwierzęta i naturę ale jest coś ze mną ciągle nie tak. Nie czuję polotu do tego życia, wcale mi się nie chce tu tak żyć jak wy, (?) nie chce rodziny, bliskich ale ich mam. Nic nie chce ale z potrzeb czysto ludzkich potrzebuje niektórych rzeczy i spraw bo tak nas stworzono. Czuję się mechanicznie i boję się że może tym kogoś skrzywdze jak odkryją że ja to jednak nie kocham tak jak się powinno? Nie lubię tak? Nie rozumiem tego już mechanizmu. Ciągle szukam testów, wyjaśnień czy kogoś lubię, czy kocham, czy potrzebuje czegoś lub czego potrzebuje bo bywa tak że ja nie wiem co potrzebuje i czuję brak przywiązania. Nagle wszyscy są obcy i wcale "nie moi"? Schizofrenia? Wieloletnia dwpersonalizacja, derealuzacja? Diagnozy ciągle się zmieniają, nie wierze psychiatrów są debilami (Ci co u nich byłam) robią ze mnie gorszego debila poprzez leki i udawanie że mi się zdaje coś. Jak coś czuję to mi się nie zdaje i kropka. To jest stan, jakiś i to ma i musi mieć wyjaśnienie. Szukam odpowiedzi na pytanie kim jestem? Jak większość z was. Czuję się jakbym chodziła po cienkiej linie. Czuję że doświadczyłam prawie wszystko co potrzebuje. Dobre rzeczy też doświadczyłam i jestem zawiedziona że nie były tak dobre jak to mówią, złych rzeczy doświadczyłam więcej niż dobrych i jestem zaskoczona że niektore są wyolbrzymione a niektóre źle rzeczy są tak złe że niespodziewana się że aż tak, że to może być tak złe. Za dużo chce przekazać, ciężko mi tu pisać ale wracając do sedna. Jeśli jakieś sedno było, to te czy mój stan to norma i każdy na ziemi czuje się na ogół kiepsko i ciągle musi coś robić aby czuć się lepiej*? Czy nie można być zwyczajnie spokojnym i wyluzowanym i myśleć że przecież jest ok? "ten stan spokoju miewałam jest fajny, naprawdę chciałabym znów ale jest on jak rzadki przedmiot z potwora w grze który wypadł po zabiciu go po raz setny." Czy wy, też to macie (oby nie) a gdy tak to jak to kontynuować, naprawdę mi się nie chce. To jest już nudne, codziennie ogarniać swoją egzystencję, ciągle potrzebować albo bodźców albo niczego. Czuję się taka rozszczepiona, jakbym nie była tylko sobą. Dzis to wcale wieszam się, zamyslam, cicha jestem, nic mi nie przeszkadza prócz tego uczucia że nie pasuje ale ze musze to kontynuować bo taka jest kolej rzeczy jak cos to uciekne. I ta kwestia ucieczki, gdy czuję ten stan to chce uciekać bardzooo daleko, byle gdzie i już się zdarzało i słabo to wychodziło dla bliskich zmartwionych, bo mi to było w porządku być nigdzie i wszędzie. Czemu chce uciekać gdy mi tak źle, to jest takie okrutne uczucie, przymus że już muszę teraz wyjsc i iść, biec, jechać byle gdzie oby nie być blisko bliskich i ludzi. Gdzie mogę się zdiagnozować? Czy jest szansa że znajdę psychiatre który będzie chciał zrobić mi różne testy, badania i który zna się na psychice? Który na wstępie nie przepisze leków lub szpitala zamkniętego. Bo do otwartych to dość ok, byłam i ujdzie. Poza tym tak, leczylam się, już teraz od 2 lat nie bo nic nie pomaga, więc lecze się na swoją rękę. Czytam, uczę się, terapia (ironiczny jest ale jest). Chciałabym naprawdę mieć ostra terapię, jakaś taka co mnie zaangazuje emocjonalnie a nie zwykłe pogawędki i mówienie tego samego żeby iść na spacer, wstawać wcześniej. Eh
- 3 odpowiedzi
-
- idk
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami: