Jestem mężatką od 3 lat, mamy cudownego dzieciaczka (pewnie powiecie, że to też z 'wpady'- nie nawidze tego słowa gdyż dla mnie dzieci biorą sie z miłości-tak dzidzia pojawiła się ciut za wcześnie, nie byliśmy przygotowani ale już wcześniej myślelismy o ślubie,mianowicie potajemnie więc się pobraliśmy). Hmmm...kocham męża nadal i zawsze kochałam ale różnie to się układało. Mieszkamy w małej miejscowości gdzie wszyscy sie znaja i wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Jego rodzice wpajali mu przez całe życie, że nie ważne z kim się ożeni tylko jak bogato, to była według nich podstawa sukcesu. Może... u mnie syt. była taka, że nie jestem jedynaczką ale mam wspaniałych rodziców, którzy dbają o mój byt materialny-mianowicie dostałam dom(stan surowy) wraz z działką-ale ku zaskoczeniu wszystkich-żle!! Tak teściowie strasznie się oburzyli, że ich syn ma wykańczac dom ponieważ ich zdaniem powinien mieszkac w moim domu rodzinnym, moi rodzice powinni się usunąc na dalszy plan a on powinien objąc 'władze'. I cały czas miałam przez to problemy i kłótnie od męża!! Za biedna, za mało majętna, do niczego się nie nadaje(ponieważ nie pracuje tylko studiuje i wychowuje dzidzie), nie potrafie sprostac jego wymaganiom, za mało inteligentna,naiwna w stosunku do moich rodziców którzy mnie wykiwają i nic nie dadzą..można wymieniac bez konca. Mieszkalismy z rodzicami moimi, gdyż tesciowie z góry zastrzegli, że u nich nie da rady bo mają dwie córki, dzieckiem też się nie zajmą bo nie mieszkamy u nich(chociaż nie byli o to proszeni). A jakieś 3 miesiące temu wybuchła awantura ponieważ mój mąż zaczął 'podskawiwac' do moich rodziców. Zaczął wypominac, że za mało od nas dostał (chodzi o posag), że ja mam natychmiast isc do pracy nawet za 400 zl a dziecko do żłobka, ze skoro chciałam dziecka to mam sobie radzic. Dodam jedynie, że on nie pracuje, jedynie u rodziców, którzy ostatecznie nic mu nie dali chociaż cały czas mi wypominał jacy to jego rodzice chojni bo mu powiedzieli, ze cos mu tam dadzą a jacy to moi żli i jak ich nie cierpi. Niestety prawda jest taka, że cały czas był sterowany przez mamusie, która kazała mu 'brac ile się da'. Wiedziałam, ze jest nie do końca szczera ale o takądwulicowosc jej nie podejrzewałam, tak strasznie fałszywa kobieta-szok. Ale nie docierało i nie dociera nadal, że krzywde robi jedynie swojemu synowi.
I tak juz 2 miesiące, mieszkamy oddzielnie, komunikujemy się ale zazwyczaj sms. Udaje jak to go bardzo interesuje dziecko i ja chociaż wątpie w to szczerze. Ale ja jestem twarda i nie dam sobą pomiatac, postanowiłam, ze z jego pomocą czy bez zamieszkam w moim ukochanym domku z dzidzia a skoro on nie chce to niech mieszka z mamusia. A dodam, ze dostałam propozycje zamieszkania w mieszkaniu, które miałby niby wynając mąz dla nas. Ale czy to ma sens skoro mamy gdzie mieszkac, całe piętro było nasze, jedynie gdyby się zachowywał byłoby ok. A powoli byśmy konczyli do bo z tego co mówi to ma fundusze ...
Nie wiem czy dobrze robie, pewnie nie, pomóżcie co mam robic, żeby rodzina znów była w komplecie, czy warto? Może lepiej zostac samotna matka ale kocham go mimo wszystko....