myślałam, że sobie poradzę sama z moimi problemami, ale nie potrafię.
czuję się oszukana, samotna, nie potrafię zapomnieć tego co wiem.
ogólnie jestem w chwili obecnej szczęśliwą żoną i matką 5-miesięcznego synka. Ale nie potrafię się cieszyć z tego co mam. Czuję, że nie mam prawa. Ciągle rozpamiętuję przeszłość...
Chodzi o moją matkę. Wychowywała mnie przez 20 lat, wpajając zasady, z którymi sama nie potrafiła żyć. Ojca poznałam gdy miałam 17 lat. Do dziś nasze relacje nie są takie, jakie być powinny. Moja matka wyrzuciła mnie z domu 7 lat temu. Nie zrozumiecie dlaczego, bo i ja nie rozumie. A może nie chcę. Ogólnie dlatego, że uważała, że nie zdam na studia, a przez to utraci alimenty na mnie. Dlatego wysłała mnie do swojej matki, a 1,5 roku później zgłosiła na policji, że uciekłam z domu 2,5 roku wstecz. Wymeldowałam się na żądanie - nie chciałam mieć z nią do czynienia.
Tydzień temu zmarł mój rok starszy kuzyn. Nikt nie wie dokładnie dlaczego. Za to ja dowiaduje się teraz najwięcej szczegółów z życia mojej matki. Dlaczego tak mnie to przejmuje?
Może dlatego, że zawsze stawiała siebie w świetle - wszyscy przeciwko niej. Zawsze wpajała mi zasady, których nigdy sama nie przestrzegała. Okazuje się, że broniłam jej swoim ciałem, podczas gdy ona z tego drwiła, nie uważała za potrzebne. Chce mi się płakać...
To dzięki niej straciłam szacunek do własnego ciała, próbowałam kilkakrotnie odebrać sobie życie, zwrócić nie raz jej uwagę na siebie, a ona zawsze mnie miała za śmiecia...
okropne to uczucie...
Powiedzcie, że tacy ludzie po prostu są, że to normalne, że tak już bywa, że to porównywalne z tym, że ktoś wychodzi na dwór...
Dziś nie potrafię uszanować siebie, bo wiem, że powinnam najpierw przebaczyć jej. Ale chyba nie potrafię. A bez tego nie potrafię wejść do kościoła i spojrzeć Panu Bogu w oczy. Dlaczego mówię o nim? bo to On zawsze był przy mnie i wskazywał właściwą drogę.
Nie rozumiem co się ze mną dzieje. Pomóżcie, jeśli potraficie.