Zupelnie przez przypadek trafilem na ta strone, no i zdziwilo mnie ze ktos wpadl na podobny pomysl jaki mialem ja.. to dobrze, ze jest jakas spolecznosc ktora z tym walczy;]... z racji, ze jestem po przejsciach chetnie podziele sie swoimi przezyciami bardzo pozytywnymi - moze ktos nabierze wiary ;].
Moj przypadek jest bardzo prosty i nieskomplikowany. Zaczelo sie od przepalenia trawka, troszke przesadzilem mialem stan lekowy i po paru godzinach od fazy juz bylo wszystko ok.. tyle, ze pare miesiecy pozniej ze wzgledu na bardzo duzy stres zwiazany z matura to wszystko wrocilo i sie zaczelo pierwsze myslenie ze mdleje, myslenie nad smiercia, trudne stany.. w koncu nie moglem pic nawet alkoholu, nie wiedzialem co mi jest czulem sie paskudnie mialem dusznosci np. tydzien, balem sie gdzies zemdlec, czulem sie paskudnie.. zrobilem sobie badania i dostalem bellergot ale nie wzialem ani jednej tabletki, jakos nie mialem ochoty.. poszedlem do jeszcze jednego lekarza i dostalem tranxene bodajze tak sie to nazywalo i wtedy zrozumialem pierwszy raz, ze to wszystko zalezy ode mnie, ze to moj psychiczny problem i to nie ze swiatem jest cos nie tak tylko ze mna jest nie tak.. a ja to moja nieswiadomosc i ego.. przeciez ego moze wszystko, wiec wszystko to kwestia walki.. probowalem sie odnalezsc w zyciu ale bylo jeszcze gorzej, w koncu juz czulem sie beznadziejnie zle i odechcialo mi sie zyc.. ostatnim tchem znalazlem sile i kiedy juz mialem brac tabletki powiedzialem sobie ze dam z siebie wszystko albo wygram albo sie poddam.. kupilem sobie pare paczek melisy, miod lipowy, zmienilem zupelnie nastawienie do zycia - tylko i wylacznie pozytyw, trzeba wierzyc w siebie wiedziec ze potrafimy to wszystko kontrolowac, umiec sie uspokoic ogarnac sie, do czegos dazyc.. fajnie miec kogos pewnego obok siebie i jak sie juz pozniej czlowiek przyzwyczaja do tych stanow jest o wiele latwiej.. pozniej jest coraz lepiej jesli sie o tym nie mysli, jesli sie zyje normalnie az w koncu zaczyna sie zyc normalnie bez tych stanow.. to jest niesamowite;] naprawde.. doznalem tego ostatnio pijac alkohol palac sobie fajki wszystko jest w normie, bo sie kontroluje, kontroluje siebie samego i zadnych stanow lekowych, zycie jest za krotkie zamiast o tym myslec trzeba sobie wyobrazic, ze wszystko ma sens, cel a Bog nam daje te doznania po to, zebysmy mogli docenic zycie.. kiedys bylem dobrze bawiacym sie kosztem innych smarkaczem, teraz sie zmienilem zupelnie widze, co to znaczy cierpiec wewnetrznie i wiem, ze to jest o wiele gorsze od zlamania nogi, inny typ cierpienia.. Mozna z tego wyjsc ale nie tyle trzeba bardzo chciec, co trzeba chciec zyc.. najlatwiej wszystko zmienic, znalezsc oparcie w czyms wyzszym np. Bogu i wszystko bedzie dobrze. Zycze wam wszystkim powodzenia i zebyscie nie cierpieli, to jest trudne ale do zwyciezenia.
Moja terapia :
tabletki bemag, miod lipowy, melisa i duzo duzo usmiechu
naprawde pomaga, pozdrawiam :)