Skocz do zawartości
Nerwica.com

malutka86

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez malutka86

  1. Całkiem przypadkiem trafiłam tutaj, ale to co przeczytałam zamurowało mnie. Tak bardzo wciągneło mnie czytanie waszych hstorii więc postanowiłam opisać swoją. Chodiz o sytuację z moi narzeczonym w sumie byłym narzeczonym.. niestety. Byliśmy ze sobą 6 lat, pięknych lat. Od roku byliśmy zaręczeni aż.. tu w pewnym momencie.. wszystko się posypało. Pierwszy raz rozstaliśmy się. a raczej on mnie zostawił około 6 miesięcy temu. Powiedział, że nie wie co jest ale on nie wie co czuje, że tak będzie lepiej, szok dla mnie ale w głębi duszy czułam ze to tylko chwilowy kryzyz i ze wróci i tak właśnie się stało, po tygodniu przyszedł i powiedział przepraszam, chcę abyśmy byli razem tylko nie obiecuję, ze będzie super kolorowo, a ja długo nie zastanawiając sie powiedziałam ze zycie nigdy nie jest idealne ale ważne ze będziemy my. I co było super.. do czasu. Od około dwóch miesięcy coś w nim pękło strasznego, nie chciał rozawiać, nie przytulał sie nie całował i przede wszystkim nie mówił Kocham.W tym momencie zapaliła się u mnie czerwona lampka. I powiedziałam sobie chcę o niego walczyć kocham go ponad wszystko nie pozowlę abyśmy się zniszczyli. I próbowała rozmawiałam, pezytulałam, próbowałam aby on się otwirał ale przede wszystki aby wiedział ze bardzo go kocham. Bywało różnie ale w głębi duszy wiedziałam ze jednak w nim coś jest nie tak. Pewnego wieczoru rozmawiając zachowywał się inaczej mówił że nie ma przyjaciół, ze nikt nie moze pomóc mu, ja prosiłam że może powinien z kimś porozawiać szczerze wszystko wylać z siebie twierdził ze nikt nie pomoże. Proponowałam nawet wizytę u psychologa i sam czasami o tym wspominał ale nic nie robił. kochałam go ale też bałam sie co bedzie dalej, tymbardziej że to jest okres w moim życiu bardzo ciężki, opróc próby ratowania związku to jeszcze doszedł rozwód rodziców. Ale stało się...w niedzielę pierwszą rocznicę naszych zaręczny rozstaliśmy się... zapytałam szczerze Kochasz mnie odpowiedział Nie. Jesteś pewny Tak. To był jak policzek. Mówił że od dwóch lat zastanawiał się co do mnie czuje, ale w iędzy czasie mówił Kocham i poprosił mnie o rękę!!Próbowałam chociaż tym razem szczerze z nim pogadać. Kazałam mu to powiedzieć prosto w oczy spuścił głowę i widziałam łzy w jego oczach. Powiedział ze wolałby być na moim miejscu niż swoim bo bardzo cierpi i wie że bedzie cierpiał. Ja w złości rzuciłam w niego pierścionkiem i wpadłam w rozpacz. Z ironią stwierdziłam ze pewnie niedługo usłyszę, że zeni się z jakąś nową dziewczyną odpowiedział nigdy w życiu gwarantuję Ci że to Ty będziesz pierwsza. Zapytałam co chce robić teraz z życiem pewnie będzie balował i takie tam odpowiedział że nie nawet mu sie nie chce. Gdy się rozstawaliśmy mocno złapał mnie za rękę tak mocno jak już dawno nie robił. Ja pocałowałam i powiedziałam tyllko że zawsze będę go kochała. Wpadłam w czarną rozpacz.. nie wiem co mam robić. I tu pytanie kieruję właśnie do was jak sądzicie czy to może być taki przpadek jaki wy tutaj opisujecie, może on naprawdę potrzebuje pomocya nie umie się do tego przyznac. Nie wiem moze trochę próbuje sobie wmawiać robic nadzieję ale czuję że nie jest szczęśliwy. Od tego czasu napisał mi tylko tyle, ze jest pewny że to jest słuszna decyzja zarówno dla mnie jak i dla niego. I że ja go nie kocham tyllko mi sie wydaje..że czuje ogromną złość i zaraz wybuchnie a jeśli tak się stanie to to dla nikogo nie będzie dobre.Błagam napiszcie mi jak sądzicie co mam zrobić... walczyć czy pozwolić mu odejść tak jak chce on... ja wiem ze go Kocham najmocniej na świecie ale z drugiej strony też chcę aby był szczęśliwynawet jeśli beze mnie... nie wiem w którym momencie trzeba odejść.. boję się że stracę coś najważniejszego w moim życiu..chce mu pomóc ale nie mogę się narzucac i błagać o miłość.. Dziękuję jeśli przeczytacie to bo trochę się rozpisałam i proszę .. naprawdę proszę o radę
  2. Całkiem przypadkiem trafiłam tutaj, ale to co przeczytałam zamurowało mnie. Tak bardzo wciągneło mnie czytanie waszych hstorii więc postanowiłam opisać swoją. Chodiz o sytuację z moi narzeczonym w sumie byłym narzeczonym.. niestety. Byliśmy ze sobą 6 lat, pięknych lat. Od roku byliśmy zaręczeni aż.. tu w pewnym momencie.. wszystko się posypało. Pierwszy raz rozstaliśmy się. a raczej on mnie zostawił około 6 miesięcy temu. Powiedział, że nie wie co jest ale on nie wie co czuje, że tak będzie lepiej, szok dla mnie ale w głębi duszy czułam ze to tylko chwilowy kryzyz i ze wróci i tak właśnie się stało, po tygodniu przyszedł i powiedział przepraszam, chcę abyśmy byli razem tylko nie obiecuję, ze będzie super kolorowo, a ja długo nie zastanawiając sie powiedziałam ze zycie nigdy nie jest idealne ale ważne ze będziemy my. I co było super.. do czasu. Od około dwóch miesięcy coś w nim pękło strasznego, nie chciał rozawiać, nie przytulał sie nie całował i przede wszystkim nie mówił Kocham.W tym momencie zapaliła się u mnie czerwona lampka. I powiedziałam sobie chcę o niego walczyć kocham go ponad wszystko nie pozowlę abyśmy się zniszczyli. I próbowała rozmawiałam, pezytulałam, próbowałam aby on się otwirał ale przede wszystki aby wiedział ze bardzo go kocham. Bywało różnie ale w głębi duszy wiedziałam ze jednak w nim coś jest nie tak. Pewnego wieczoru rozmawiając zachowywał się inaczej mówił że nie ma przyjaciół, ze nikt nie moze pomóc mu, ja prosiłam że może powinien z kimś porozawiać szczerze wszystko wylać z siebie twierdził ze nikt nie pomoże. Proponowałam nawet wizytę u psychologa i sam czasami o tym wspominał ale nic nie robił. kochałam go ale też bałam sie co bedzie dalej, tymbardziej że to jest okres w moim życiu bardzo ciężki, opróc próby ratowania związku to jeszcze doszedł rozwód rodziców. Ale stało się...w niedzielę pierwszą rocznicę naszych zaręczny rozstaliśmy się... zapytałam szczerze Kochasz mnie odpowiedział Nie. Jesteś pewny Tak. To był jak policzek. Mówił że od dwóch lat zastanawiał się co do mnie czuje, ale w iędzy czasie mówił Kocham i poprosił mnie o rękę!!Próbowałam chociaż tym razem szczerze z nim pogadać. Kazałam mu to powiedzieć prosto w oczy spuścił głowę i widziałam łzy w jego oczach. Powiedział ze wolałby być na moim miejscu niż swoim bo bardzo cierpi i wie że bedzie cierpiał. Ja w złości rzuciłam w niego pierścionkiem i wpadłam w rozpacz. Z ironią stwierdziłam ze pewnie niedługo usłyszę, że zeni się z jakąś nową dziewczyną odpowiedział nigdy w życiu gwarantuję Ci że to Ty będziesz pierwsza. Zapytałam co chce robić teraz z życiem pewnie będzie balował i takie tam odpowiedział że nie nawet mu sie nie chce. Gdy się rozstawaliśmy mocno złapał mnie za rękę tak mocno jak już dawno nie robił. Ja pocałowałam i powiedziałam tyllko że zawsze będę go kochała. Wpadłam w czarną rozpacz.. nie wiem co mam robić. I tu pytanie kieruję właśnie do was jak sądzicie czy to może być taki przpadek jaki wy tutaj opisujecie, może on naprawdę potrzebuje pomocya nie umie się do tego przyznac. Nie wiem moze trochę próbuje sobie wmawiać robic nadzieję ale czuję że nie jest szczęśliwy. Od tego czasu napisał mi tylko tyle, ze jest pewny że to jest słuszna decyzja zarówno dla mnie jak i dla niego. I że ja go nie kocham tyllko mi sie wydaje..że czuje ogromną złość i zaraz wybuchnie a jeśli tak się stanie to to dla nikogo nie będzie dobre.Błagam napiszcie mi jak sądzicie co mam zrobić... walczyć czy pozwolić mu odejść tak jak chce on... ja wiem ze go Kocham najmocniej na świecie ale z drugiej strony też chcę aby był szczęśliwynawet jeśli beze mnie... nie wiem w którym momencie trzeba odejść.. boję się że stracę coś najważniejszego w moim życiu..chce mu pomóc ale nie mogę się narzucac i błagać o miłość.. Dziękuję jeśli przeczytacie to bo trochę się rozpisałam i proszę .. naprawdę proszę o radę.
×