Skocz do zawartości
Nerwica.com

lena81

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lena81

  1. Jesteś silną kobietą i ja wierzę, że wytrwasz. Ja również nie chcę brać żadnych środków farmakologicznych- nie chcę, by coś miało nade mną władzę. Potrafię w miarę obiektywnie ocenić źródło moich lęków, jednak jest mi potrzebny autorytet a nie ktoś, kto da mi na odczepnego procha i o ile mi pomoże i tak będę mogła spodziewać się kolejnego i kolejnego ataku, nie wiadomo w jakich okolicznościach i coraz to gorszego. Wiem, ze kiedyś moge nie miec wyboru i będę musiała skorzystać, na razie męczę się 5. dzień, ale nawet jakby- najważniejsza jest terapia słowem, byśmy uswiadomili sobie żródło strachu. Ważne jest to, że nikt z nas nie jest sam- jesteśmy razem i takie wsparcie jak to na forum jest nieocenione, dla mnie na pewno. Trzymajcie się!!!!
  2. Droga Gosiu, pewnie, że damy radę. Najważniejsze jest to, by wierzyć, choć to tak trudne, bo niczego w zyciu nie boję się tak jak siebie. Pierwszy raz zdecydowałam się na terapię, możesz mi napisać, czy w nerwica idzie często w parze z depresją, czy na terapię chodzisz prywatnie czy do państwowego ośrodka, jakie efekty przynosi i czy brałaś też leki, bo ja ich absolutnie nie chcę. Dużo tych pytań, ale nie mam się teraz kogo poradzić, bo książek to już się naczytałam. Pozdrawiam, miłego dnia!!!
  3. Jeszcze wczoraj czułam, jakbym była w tunelu bez wyjścia do momentu, gdy wieczorem nie weszłam na neta i nie odkryłam tej strony. Nawet nie wiecie, jak bardzo pomogły mi Wasze wpisy wrócić do jako takiej równowagi. Jeszcze została depresja, zobojętnienie i poczucie alienacji, ale przynajmniej płaczę, a to chyba znak, że wracam. Przepraszam, że trochę się wywnętrznie, ale chyba nikomu to nie przeszkodzi, a ja mam taką potrzebę, bo jeszcze nigdy z nikim, prócz Mamy, nie rozmawiałam o tym, co sie ze mną dzieje. Mam 25 lat, studiuję filozofię i psychologię ;-), lęki mam od 3. roku życia. Były to tylko lęki nocne, tzn. budziłam się i biegałam po chacie widząc co jest wokół mnie, a jednak nadal przebywając w realiach sennych. Potem przeważały lęki gdy usypiając wydawało mi się, że serce przestaje mi bić i umieram. zastanawiałam się, jak to jest, że mogę ruszać ręką, że oddycham- bałam się, że przestanę, bo się tym zmęczę. Raczej nie miało to związku ze śmiercią taty, bo mimo że Go kochałam, jako dziecku łatwo mi było przyjąc czyjeś odejście. Wiele jazd nakręciłam sobie automatycznie paląc niegdyś trawę z ekipami ,,mistyków" i filozofów, a relatywizmu świata i postrzeżeń nie zdołałam obalić podczas tylu lat nauki- te kierunki to chyba najgorsza rzecz, jaka może przytrafić się osobie o takich tendencjach. Pierwszy atak nie mający związku z nocą miałam kilka dni po tym, jak mój ówczesny facet zmusił mnie to stosunku. Byłam dziewicą i było to dla mnie bardzo ważne- miałam 20 lat. O gwałcie wiedziała tylko moja siostra, bo komu miałam powiedzieć? Przecież leżałam z nim w jednym łóżku, naga tuliłam się do niego- on sam stwierdził, że to naturalne, co się stało. Do tej pory mam z nim kontakt- łatwiej mi było przyjąć jego wersję, niż zaakceptować prawdę. Moja podświadomość nie dała się oszukać- tydzień po tym fakcie obudziłam się i miałam totalną amnezję- przez chyba parenaście minut nie pamiętałam NIC- co to pralka, kim jestem, po co jest TV. Potem, jak doszłam do siebie, dwie noce krzyczałam, a w dzień czułam straszną ścianę między mną a otoczeniem. Nawet nie widziałam wyraźnie... Po wielu dniach przeszło mi to... Były jeszcze epizody z lękami, ale nie tak wyrażne jak tamten i ten... wiele się złych rzeczy wydarzyło, ale przecież nie jestem wyjątkiem. Siostra zaczęła ćpać heroinę, mama leciała na psychotropach i miała myśli samobójcze, ja w tym czasie kursowałam 300 km miedzy mamą a uczelnią, umarło kilka bardzo bliskich mi osób, potem sister wychodziła z nałogu, ale załapała HCV, rok temu zaszła w ciążę i usunęła, 2 m- ce temu była przekonana że ma HIV ale okazało się, że nie, ja mam już teraz własne M1, jestem projektantką i kuratorem, w domu też się uspokoiło i właśnie TERAZ, gdy wszystko jest OK, ja wysiadłam psychicznie. Początkiem było to, jak gdzieś przypadkiem przeczytałam o zapaleniu mięśnia sercowego i w tą sobotę sparalizowało mnie przed Arkadią. Wylądowałam po wielkim przedstawieniu na pogotowiu. Ciśnienie-100 na 60. Na izbie przyjęć leżała dziewczyna, która również miała atak nerwowy i powiedziała, ze to nic, bo przy takich atakach to norma. Potem te objawy, o których wiadomo- duszenie, płytki oddech, drętwienie rąk. Co mnie zaniepokoiło i było nowe to mroczki przed oczami i krótkie chwile, gdy urywał mi sie kontakt z rzeczywistością- tzn. ,,spadała" mi kurtyna na oczy i nie rejestrowałam tego, co się wokól mnie dzieje. No i chyba najbardziej dokuczliwe- brak poczucia identyfikacji z własnym ciałem, ze sobą. Nie wiem, dlaczego. Pani dr zapisała mi xenoxin, czy jakoś tak, ale nie będę tego brała- postaram sobie dać radę sama. Najgorsze są już nie noce, ale poranki, gdzie muszę przejśc kolejny dzien. Ale dam sobie radę- zapiszę się na terapię. Wcześniej oszukiwałam się, że to nic takiego, ale to bardzo poważnie wpływa na moje życie. Wiem, że musze sobie poradzić- dla siebie, mamy i siostry. chyba najtrudniej mi będzie odnależć siebie, ale to forum dało mi przynajmniej tyle, że w swojej chorobie czuję się normalna i zrozumiana. Pierwszy raz. I nie klnijcie, że tak się rozpisałam, bo to przez to, że pierwszy raz... Pozdrawiam Was gorąco i musimy wierzyś, że damy radę. PA!!!
×