Mam taka sama sytuacje, wywalili mnie z obu kierunkow studiow, teraz staram sie pozbierac zeby chociaz jedne sprobowac kontynuowac. moi rodzice tez placili za kursy do matury, za prywatna szkole, i za pierwszy rok studiow. uwazaja mnie za leniucha i olewusa, ktoremu sie nic nie chce, a nie wiedza jak bardzo mi sie chce tylko, ze po prostu nie moge. maja dokladnie takie same metody "motywacji", ktore przez lata mnie dolowaly i mowilam im to ale nie reagowali. teraz po paru latach od kiedy to sie zaczelo moi starzy juz przeszli do krytykowania calej mojej osoby, wypominaniu mi non stop ze studia zawalilam, ze nie mam znajomych, ze nie wychodze, ze za cokolwiek sie zabiore to zawsze okazuje sie to niewypalem. i maja racje, z tym , ze nie dociera do nich , ze ja sie zabieram za nowe rzeczy bo naprawde mam jakies ambicje i chce bardzo, ale po szybkim czasie pasuje bo po prostu nie daje rady.nowe studia ,ktore zaczelam strasznie mi sie podobaly, ale minely dwa miesiace i przyszedl gorszy okres i przez poltora miesiaca nie wychodzilam z domu. w tym czasie byly wszytskie zaliczenia, nic mnie nie bylo w stanie zmotywowac. nie przystapilam do sesji. jestem zla na siebie jak cholera ale tez bezradna, bo wiem ze chcialam sie nauczyc. jak usiadlam nad notatkami to po 15 minutach rezygnowalam. a moi rodzice wszytsko zwalaja na lenistwo. nie zauwazyli tego, ze z aktywnej , wesolej, towarzyskiej dziewczyny stalam sie przygnebionym samotnikiem, siedzacym na dupsku non stop w chacie (tzn zauwazyli i mi to wypominaja caly czas). probowalam im wszytsko wytlumaczyc, ze sie zle czuje, ze jestem caly czas zmeczona, ze nie mam sily i nie umiem sie niczego nauczyc. najpierw kazali mi zrobic badania ogolne, na ktorych oczywiscie nic nie wyszlo, wiec potem reakcja zawsze byla taka sama- wez sie w garsc, tyle dla ciebie poswiecilismy- najlepsze szkoly, platne a ty co. na poczatku tez sie tym dreczylam, tymi wydanymi pieniedzmi. ale od jakiegos czasu juz tego nie robie. potrzebuje od nich akceptacji i tego, zeby mnie wysluchali a dostaje tylko krytyke. ze jestem pijawka, ze nic mi nie wychodzi, ze inni ucza sie i pracuja a ja nie potrafie sie utrzymac na studiach. gdyby chcieli mi pomoc to pewnie nadal bym sie dreczyla. ale oni nie wykiazuja checi pomocy. lecze sie od jakiegos czasu u psychiatry, mam stwierdzana depresje, jeszcze niedawno mi doszla jakas nerwica zwiazana z lekiem przed wychodzeniem z domu, kiedy mam wyjsc dostaje automatycznie strasznych bolow brzucha tak, ze sie skrecam. rodzice nic nie wiedza. tyle razy juz chcialam, zeby mnie wysluchali i nigdy tego nie zrobili. wiec nie zamierzam im mowic. nasze kontakty pogorszyly sie, zaczelam byc wobec nich bardziej opryskliwa co tylko spowodowalo , ze coraz bardziej sie mnie czepiaja i coraz bardziej mam ochote uciec od nich tylko nie mam gdzie. myslalam jakis czas zeby im powiedziec o leczeniu ale juz wiem jak zareaguja. nie masz zadnej depresji, to twoj kolejny wymysl. a wiec łacze sie z Tobą w bolu;)