mam nawroty derealizacji juz od jakichs 10 lat, pierwsze atatki wiazaly sie z lekiem przed smiercia, nie wiem skad one sie wziely, meczylam sie strasznie dlugo ale po roku jakos zapomnialam o tym ze cos takiego jak to dziwne uczucie iistnieje, niedawno wrocilo i znowu bylam przerazona niewiadomo czym, serce walilo jak zwariowane. Ale staram sie caly czas czerpac cos pozytywnego z otoczenia, spotykam sie ze znajomymi, rozmawiam, staram sie nie siedziec w domu bo wtedy zaczynam za bardzo skupiac sie na sobie i mysli znowu wracaja. Ostatnio doszlam do wniosku ze d/d towarzyszy mi juz dlugi czas w momentach kiedy jestem zmeczona, albo sie zamysle, tyle tylko ze poprostu nie odbieralam tego jako negatywne uczucie, Wiem ze to siedzi w mojej glowie i poki nie przestane sobie wmawiac ze jest cos ze mna nie tak to uczucie nigdy nie minie.
Wiara czyni cuda :)
Pozdrawiam serdecznie :)
[*EDIT*]
pozatym mi bardzo pomogla swiadomosc tego ze to tylko wytwor mojej wlasnej wyobrazni, mam stycznosc z ludzmi uposledzonymi ruchowo i nie macie pojecia jak oni potrafia cieszyc sie zyciem, zmagaja sie ze swoim kalectwem ale potrafia z zycia czerpac to co najlepsze. Mamy dwie rece dwie nogi potrafimy zejsc ze schodow, przejsc sie do sklepu, pobiegac, zrobic sobie herbate. To co czesto bezpodstawnie nas przeraza dla nich bylo by spelnieniem marzen, dlatego spojrzcie czasami na swiat z tej perspektywy i docence to co macie, to naprawde pomaga
Pozdrawiam :)))