Witam,
minęły 3 lata odkąd się nie logowałam.
Zniechęcona niepowodzeniem w odstawianiu, zamknęłam blog po wielu miesiącach walki i chociaż udało mi się wtedy znacząco zmniejszyć dawkę, to czułam, że zawiodłam siebie i Was. Miałam wyrzuty sumienia, że Czytelników mojego bloga pozostawiam samych z uzależnieniem mimo, że tak bardzo wierzyłam w to, że odwyk się uda.
Co się ze mną działo przez ostatnie trzy lata? W skrócie..próba samobójcza, po której wylądowałam w szpitalu..wypisano mnie na własne żądanie, ale wypis poprzedzony był rozmową ze świetnym lekarzem, który postawił mi warunek - wypisuje mnie, ale mam obowiązek stawić się u niego w gabinecie. Dotrzymałam obietnicy i przyszłam. Od razu zamienił mi Relanium, które wtedy zażywałam, na niewielką dawkę Cloranxenu.
Nie byłam w stanie tak szybko przejść na mniejszą dawkę znacznie słabszego leku. W domu przeżywałam koszmar..Brałam więcej niż zalecal, żeby jakoś utrzymać się na powierzchni..
Warunki zewnętrzne też nie pomagały - brak kontaktu z rodziną, przemoc ze strony chłopaka, z którym mieszkałam...
Wreszcie, dzięki konsekwencji i jakiemuś niesamowitemu instyktowi - potrzebie ratowania siebie, udało mi się ograniczyć dawkę do jednej tabletki Cloranxen (5mg) dziennie, rano.
Wkrótce, przy pomocy policji i wsparciu przyjaciół, pozbyłam się z mieszkania mojego chłopaka - oprawcy. Niestety, w akcie zemsty jeszcze długo zatruwał mi życie, doszło do tego, że również okradł mnie na dużą sumę....
Gdyby nie wsparcie przyjaciół, nie wiem jakbym przez to przeszła..
Kolejne związki z mężczyznami nie wychodziły, a ja coraz bardziej zapadałam się w siebie. Wtedy postanowiłam calkowicie zerwać z przeszłością. Zmieniłam miejsce zamieszkania - wyprowadziłam się do innego miasta, znalazłam nowego lekarza i zaadaptowałam się do nowych warunków. Poprosilam nową panią Doktor o pomoc w odstawieniu tej jednej tabletki. Wprowadziła mi Zotral - antydepresant o działaniu przeciwlękowym. Szczerze mówiąc, nie odczuwam wielkiej poprawy, ale dziś stało się coś, czego nie planowałam. Zasnęłam ok 7 rano i przespałam cały dzień. Obudziłam się jakąś godz. temu i miałam iść do apteki odebrać Cloranxen, na który zostawiłam wczoraj receptę. Pomyślałam, że nie dam rady, zaczęłam się trząść, dostałam dreszczy, poczułam się dziwnie i ogarnęło mnie niesamowite wku*wienie. Pomyślałam, ILE JESZCZE? JAK DŁUGO??? A może to jest TEN moment?! Na który czekałam od lat..Moment, w którym człowiek czuje taką złość i taki bunt przeciw swojej słabości (obojętnie na jakich fundamentach się budowała) i taką wściekłość na tabletkę, która trzyma go na łańcuchu, że postanawia ten łańcuch zerwać. Kiedy sobie to wizualizuję, to ten łańcuch staje się łańcuszkiem..coraz bardziej wątłym. A ja do apteki nie poszłam.
Siedzę teraz bez Cloranxenu i myślę o jutrze i kolejnych dniach, w których zamierzam go nie brać. Chcę zapisać tę datę, by za parę lat móc powiedzieć "był taki dzień, kiedy postanowiłam nie brać i to trwa do dziś..".
Tak więc, moi Drodzy, trzymajcie za mnie mocno kciuki!
Dodatkowo powiem, że moje życie nadal się nie ustabilizowało, ale to temat na inny post..
Trzymam kciuki za siebie i za Was!!!
-- 24 paź 2012, 20:26 --
Witam Cię, Kochana.
Uważam, że odn. Twojej koleżanki - tak, to może mieć związek z zażywaniem. Wszystkie objawy pokrywają się z moimi, nasilały się zwłaszcza gdy łączyłam benzo z alkoholem. Od jakiegoś czasu zachowuję się bardziej logicznie i jestem bardziej poukładana emocjonalnie, chociaż moje warunki życia nadal są ciężkie, ale dawka którą przyjmuję jest nieporównywalnie mniejsza (a od dzisiaj zerowa, zobaczymy, jak będzie dalej:) ).
Napisz proszę jak przebiegło Twoje odstawianie. Pozdrawiam serdecznie!
-- 24 paź 2012, 20:31 --
Dodam jeszcze, że "kochający partner" z pierwszego mojego postu okazał się tyranem, który robił mi niezłe pranie mózgu, usprawiedliwiając swoje chore zachowania troską o mnie.. Dziś na szczęście nie mam z nim żadnego kontaktu, a i znajomi nie wiedzą, co się z nim dzieje. Zupełnie jakby zapadł się pod ziemię..