Skocz do zawartości
Nerwica.com

pietruszka

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia pietruszka

  1. Dziękuję za miłe słowa. Jestem właśnie na etapie odbudowywania (chociaż jest to raczej budowanie na nowo) własnej tożsamości. jedno co mogę stwierdzić, że coraz rzadziej zdarzają mi się ataki. Ostatni był chyba jakoś tak z dwa miesiące temu i był o wiele, wiele słabszy. Miałam szczęście, bo tafiłam na niezłą panią psycholog, z którą dobrze się dogaduję. Potrafi mnie "rozgryźć":) Tak naprawdę to dopiero teraz lecząc współuzależnienie czuję, że powoli wydowbywam się jednocześnie z nerwicy. Bo jak sie okazuje właśnie osoby z problemami emocjonalnymi mają skłonność do tak destrukcyjnych związków. Na razie obywam sie bez leków i mam nadzieję, że mi się uda. Chociaż na początku było bardzo trudno. Jedynie brałam na sen Selofen. Wciąż niestety mam trudności z zasypianiem, ale mam nadzieję, że będzie lepiej. Mam okropny lęk przed braniem jakichkolwiek środków farmaceutycznych. Ale podobno psychoterapia bez leków może działać szybciej. Jakie macie zdanie na ten temat?
  2. pietruszka

    Witam serdecznie

    Witam serdecznie. Mam nerwicę od kilkunastu lat, jakoś nie miałam wcześniej szczęścia odpowiednio się z tego wygrzebać. Ale były lepsze i gorsze okresy. Teraz doszedł jeszcze partner alkoholik, a co za tym idzie tzw. współuzależnienie. No i objawy nerwicy dopiero zaczęły powracać ze zdwojoną szybkością. Na razie chodzę na terapię współuzaleznienia (indywidualną i grupową). Powoli dochodzę do siebie. Pozdrawiam
  3. Witajcie Czy jest tu ktoś z podobnym problemem? Nerwicę mam już od bardzo dawna, ale jakoś nie miałam szczęścia do lekarzy. Może pokrótce opiszę moją historię. Pierwsze załamanie przyszło, kiedy zawaliłam pierwszy rok studiów, na które się bardzo uparłam i pomimo sprzeciwów rodziców poszłam, (bo co ty będziesz po tym robić, może lepiej ekonomia – to takie bardziej praktyczne, to co że ja bardziej humanistka), jakoś zebrałam się w sobie, a raczej nie pozwolono mi się „nie zebrać” Kolejne studia, jakoś zawalałam egzaminy, po prostu strach, że nie zdam paraliżował i często zawalałam egzamin, bo po prostu na niego nie poszłam. W końcu lęki tak się nasiliły, że nie potrafiłam sobie z nimi poradzić, bałam się wychodzić nawet na ulicę, ale wychodziłam z domu, bo bałam się powiedzieć, że coś jest nie tak, zawalałam studia, wiedziałam, że jest coś nie tak, więc znalazłam lekarza, szybka pochopna decyzja, pierwszy lepszy z ogłoszenia gazetowego. Poszłam, niech się Pani uspokoi, tutaj ma Pani tabletki na tydzień, jak się Pani wyciszy to za tydzień porozmawiamy, zwolnienie, oczywiście nie ma sprawy, tyle, a tyle za wizytę, tyle a tyle za tabletki, A ja głupia nie wiedziałam, że to coś nie tak, żeby lekarz psychiatra mi „wydawał” leki, zamiast recepty .Po tygodniu już ze mną nie rozmawiał. Zresztą ja wcale nie miałam już nawet na to ochoty. Byłam na takim haju, że świat wydawał mi się piękny, a ja byłam tak spokojna, że och... Brat zauważył moje dziwne zachowania i powiedział o swoich podejrzeniach rodzicom, przeszukali moje rzeczy i znaleźli tabletki, no to powiedziała, co i jak. Oni uznali, że jak byłam u lekarza i lekarz mi to zapisał, to widocznie tak ma być i jest OK. A ja sobie dalej żyłam w fajnym tabletkowym raju. Raz na tydzień wizyta, i co lepiej? Tak, jest świetnie, to jeszcze tutaj kolejne tabletki, co rano problem ze wstawaniem, to ja tutaj dam taki lek stymulujący, a poza tym wypić mocną kawę. Obudziłam się, kiedy totalnie obryta na egzamin, na 16 pytań, na które znałam odpowiedzi, nie byłam w stanie na żadne. Po prostu - makabryczne luki w pamięci. Wróciłam do domu, nie wzięłam tabletek i przespałam 16 godzin non-stop. Rodzicom powiedziałam, co jest grane. Zadecydowali za mnie, wiesz załatwimy ci badania w szpitalu, pójdziesz położysz się, na kilka dni. Zgodziłam się, bo byłam przerażona tym, co się stało. Szpital psychiatryczny, 1.5 miesiąca , fakt, że dość elitarny, nie było tam cięższych przypadków, potem dowiedziałam się, ze właściwie ten szpital miał na mnie podziałać ja swoisty straszak, co bym za bardzo się nie roztkliwiała nad sobą. Szpital? Właściwie zero leczenia, jedynie farmakologia, trochę pracy, ćwiczenia fizyczne, w każdym razie brak jakiejkolwiek psychoterapii, tylko rozmowy z psychiatrą prowadzącym. Diagnoza: nerwicowy rozwój osobowości. Kiedyś szukałam, czy jest coś takiego, ale nic konkretnego nie znalazłam. Fakt, możliwość oderwania się, zamknięcia pod bezpiecznym kloszem, pozwoliła mi się wyciszyć, poskładać jakoś do kupy, raczej pozostała mi trauma po pobycie w szpitalu, te naście lat temu niechętnie się mówiło o jakichkolwiek problemach. No to poszłam dalej walczyć z życiem. Jakoś zaliczyłam egzaminy, jednak zrezygnowałam ze studiów, stwierdzając, że zbyt wiele mnie kosztuje to stresu i szamotaniny. W końcu niektórzy nie nadają się na studia, pomimo, że są zdolni – stwierdził mój ojciec. Podjęłam pracę, w końcu podjęłam też decyzję o wyprowadzce z domu. Chciałam wynająć mieszkanie z koleżanką, trochę uciec od nadopiekuńczych a jednocześnie oschłych rodziców. Po wielu perturbacjach (ojciec: po co Ci to, źle Ci tutaj, odkładaj pieniądze, po co będziesz je wydawać na mieszkanie, matka: moja noga nie postanie w tym mieszkaniu, oboje: a może ty .... jak tak bardzo chcesz mieszkać z tą koleżanką, to ... my zrozumiemy – podejrzenie o odmienną orientacje nie przeszło im przez usta, choć się cisnęło). Ok. , mam 23 lata, wyprowadzam się z toksycznego domu. Ojciec powolutku drąży temat, wysyłając mnie do „świetnej pani psycholog- wiesz, może warto, żebyś się do niej przeszła, na pewno to Ci nie zaszkodzi). No to poszłam, okazało się, że ojciec po któreś mjej wizycie, sam udał się porozmawiać z rzeczoną panią psycholog, próbując ją przekonać, że moje wyprowadzenie się z domu – to: Objaw choroby psychicznej). Cóż, całe szczęście, że tym razem trafiłam na mądrego psychologa, lekko, choć stanowczo ustawiła mojego ojca. Pochodziła jeszcze na kilka spotkań, a w końcu pani psycholog uznała, że mam się zgłosić, kiedy będę miała taką potrzebę. Myśląc, że na razie jest Ok., uwolniłam się od moich lęków, zaczęłam żyć samodzielnie. Trochę nieudanych związków, praca, przyjaciele, trochę zabawy, czasem krucho z pieniędzmi, ale czuje się w końcu wolna. Ot, normalne życie. W końcu spotkałam chłopaka, tworzymy fajny związek, mieszkamy razem, ale po 2 latach coś szwankuje On traci pracę, coraz częściej szuka ukojenia w alkoholu. Jeszcze wtedy nie wiedziałam (on zresztą też, że były to początki alkoholizmu). Ale coś szwankowało, to fakt. Zerwałam. Mija kolejne 5 lat. Idę na studia, nareszcie, ot , tak dla siebie, zaoczne, więc płacę, czasem trochę problemów finansowych, ale jakoś to się zawsze poskładało do kupy. Kończę licencjat_ średnia 5.0. Zaczynam studia magisterskie, nowy projekt: własna firma, dość ambitne przedsięwzięcie, realizuję marzenia z dzieciństwa. Nagle krach, w momencie, kiedy firma zaczyna się rozkręcać, wycofuje się mój wspólnik. Ja idiotka wzięłam sobie na wspólnika własnego ojca. On zarobił, ja straciłam. Poczucie beznadziei, rozgoryczenie, myśli samobójcze. Wtedy zjawia się jak wybawca, mój były partner życiowy. Oboje dojrzeliśmy, zmieniły się trochę wymagania, oczekiwania wobec życia. Po 5-letniej przerwie znów jesteśmy razem. Życie znów się toczy. Planujemy ślub, ja rozpoczynam nową pracę, ambitną, a jakże by inaczej, to nic, że wracam wykończona, ale ja wszystkim pokażę, jaka jestem świetna. No i jestem, i co z tego, przemęczona, zestresowana, ale dzielna. A mój facet pogrąża się coraz bardziej w alkoholizmie. A ja... Jakbym tego nie widziała, bo w końcu te kilka piw dziennie, a że w weekend?. Jest coraz gorzej. U mnie coraz gorzej, lęki, apatia, zawroty i bóle głowy. Jakoś zapomniała, że to znów może być objaw nerwicy. W końcu chcę się ratować. Terapia dla współuzależnionych (rodzin alkoholików). Żadnych tabletek, – bo się boję. Terapia powoli przynosi skutki, zaczynam docierać do siebie, wewnątrz, boli, ale coraz więcej w tym ulgi, tylko, dlaczego to wszystko dzieje się tak powoli. Wiem, że to dopiero 7 miesięcy, wiem, ze jestem na dobrej drodze. I wciąż mam nadzieję, że powolutku na reszcie się z tego wygrzebię. Czy jest ktoś z podobnym problemem?
×