Witam
Dzis znalazlam to forum i siedze na nim prawie od godziny, przeczytalam prawie polowe tegotematu. I od razu mi lepiej, kiedy wiem ze sa ludzie ktorzy maja ten sam problem co ja (nie chodzi o to, ze ciesze sie z cudzego problemu, ale to na prawde jest ulga).
ma 21 lat. moje problemy zaczely sie jak poszlam teraz do nowej szkoly.kiedys, jak chodzilam do liceum moglam wypic wielka mocna kawe, wyproznic sie kilka razy w domu, jechac z bijacycm sercem do szkoly i nie miec tych problemow z biegunkami co teraz. przed matura wieczorem pilam kubek goracej czekolady i wiedzialam, ze dzieki temu moja kupa bedzie twardsza i nie zlapie mnie na egzaminie. pisze to, bo wiem ze moj problem siedzi w głowie i tylko w niej, bo jeszcze niedawno kiedy nie mialam nerwicy wszystko bylo ok.
zaczelo sie od rozpoczecia roku. dojazd autobusem do szkoly to koszmar. trzeba przejechac cala trase zapchanym po brzgi studenatmi autobusem. pierwszy dzien bylo smeisznie, nie raz bylam w takiej sytuacji i nic sie nie działo.smiałam się, ze jestesmy jak szprotki w puszczce i było ok. nastepnego dnia kiedy jechalam do szkoly, chyba nie wyproznilam sie dobrze(lub w ogole, juz nie pamietam) przed wyjsciem. w autobusie w polowie drogie mnie troche przycisnelo, ale to nic, nie raz sie zdaza, przeciez mozna to wytrzymac. nagle okazalo sie ze stoje na srodku, nie mam jak wyjsc, skoczylo mi cisnienie, oblal pot, serce walilo mocno, cialo bylo wiotkie, myslalam ze mam zawał. zaczelam wpedzac się w panikę, że nie moge wyjsc i co będzie jak nie wytrzymam z kupą. mało nie zemdlałam, wszystkie miesnie mi sie trzesly. zdolalam dojechac, po wyjsciu wszystko ze mnie zeszlo. doszlam do uczelni, zorbilam spokojnie kupe. i zaczelo sie... astepny dzien- to samo i tak dalej. bylam dobrze wyrpozniona przed wyjsciem ale wszystko zaczelo skupiac sie wokol wpedzania sie w ten stan "co bedzie jesli nie wytrzymam, nie mam jak wyjsc". To dopadalo mnie tylko na tej trasie. Kiedy jestem w swoich okolicach, w swojej dzielnicy czuje sie swietnie. dodam jeszcze ze to dopada mnie tylko rano.
musialam zmienic trase dojazdu (5 przesiadek, zeby w razie czego miec gdzie sie zalatwic, rozklad kibli znalam na pamiec). zaczelo sie przekladac na inne sytuacje. chodze jeszcze do szkoly muzycznej i dzis pierwszy raz mnie to dopadlo w drodze tam. nie chce sobie tego zakodowac na te trase. zmienilam szkolei ide do niej od tego weekendu, nie chce zeby to mnie zlapalo w drodze, nie chce znowu wszystkiego popsuc.
mam tego dosyc. musze zawsze miec pewnosc, ze gdzies jest kibel, ze moge wysiasc/wyjsc i sie zalatwic w kazdej chwili.
jestem pewna ze jest to tylko i wylacznie na tle nerowowym. sama sie wpedzam w takie bledne kolo. staram sie o tym nie myslec. chce z tym skonczyc. musze isc do psychitary, zeby nie zniszczyc sobie zycia. bo boje sie ze sama sobie z tym nie poradze.
stad moje pytanie- czy znacie/ mozecie polecic kogos dobrego, najlepiej u kogo wy byliscie. nie chce sie przejechac i wydac niepotrzebnie pieniedzy. tez nie wiem czy bedzie mnie na to stac.
czy mozecie podac kogos takiego na terenie warszawy (jezeli nie mozna na forum oficjalnie to na priv) i jakie sa ceny wizyt? ile moze trwac leczenie?
ps: super jest to komus powiedziec, nie wstydzac sie... od razu czuje sie lepiej i po przeczytaniu Waszych wpisow mam mnustwo checi zeby z tym skaczyc i zaczac przestac o tym myslec.
pozdrawiam:)