Skocz do zawartości
Nerwica.com

madeleine

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez madeleine

  1. Ale coś w tym jest, że przy ludziach te natręctwa odchodząna drugi plan. Może ze wstydu, a może po prostu nasza uwaga jest od nich odwrócona. Piszę "nasza" ,ale myślę, że to zależy od osoby, stopnia "zaawansowania" natręctw, etc. Ale w moim przypadku jest podobnie - ludzie hamują natręctwa, przynajmniej w pewnym stopniu.
  2. No tak, w tym, że "znerwicowani rodzice wychowują znerwicowane dzieci" też coś jest. Ja też jestem przykładem takiego dzieciaka... Mam nadzieję, że moje nie będą... Fajnie, że masz przykład w postaci Twojej mamy, która "wygrała sprawę". Ja kiedyś usłyszałam, że nerwica jest nieuleczalna, że w zasadzie daje się poskromić tylko jej objawy - a tu takie wiadomości! [*EDIT*] A kiedy w zasadzie można mówić o wyzdrowieniu? Kiedy jest się w stanie nad tym zapanować czy kiedy objawy ustąpią całkowicie? Jak było z Twoją mamą, na przykład?
  3. Dzięki! Ciekawy tekst. Facet odpowiada rzeczowo, bez wzbudzania nadmiernych obaw, paniki. (Ann: Jakie szczególne środki ostrożności trzeba zachować przy osobie chorej? Jerzy Aleksandrowicz: Żadnych. Chorego trzeba zrozumieć, ale to nic szczególnego.) A najbardziej chyba spodobało mi się to: "(...)nerwica jest na pewno mniej niebezpieczna dla społeczeństwa niż np. głupota."
  4. Pokrzepiające Szkoda tylko, że czasami to wstręciostwo właśnie na to szczęście i na tych przyjaciół zamyka... Wtedy trudniej czerpać z tego korzyści. Ale fajnie, jeśli jesteś na tyle silny by czerpać... Ja czytałam taką siążkę Franka Tallisa "Wolni od obsesji". Jak kogoś interesuje terapia behawioralna, autoterapia, etc. i chce sam na siebie wpłynąć - to polecam. Ja, niestety, nie miałam tyle samodyscypliny, póki co - ale nie wykluczam jak już się "zdyscyplinuję" :). Ostatecznie po wyjściu z gabinetu psychoterapeuty albo połknięciu tabletki i tak wszystko w naszych rękach...
  5. Z tym śmietnikiem - prawda. Ale ja czasem czuję, że wzbierają we mnie te wszystkie emocje... tak dużo tego... Właśnie dlatego ich rozumiem... A czasem - nic. W najmniej niespodziewanych momentach matrix wraca... Często też właśnie w chwilach największego napięcia emocjonalnego lub zmęczenia. Jakby ktoś rozregulował pulę odczuć... Jakbym już sama nie mogła o tym decydować.
  6. Bardzo się cieszę, że odpisałaś. To zawsze jakos tak pokrzepia, ze ktos zmaga sie z podobnym matrixem . Zazwyczaj sposrod obsesji i kompulsji wymienia sie takie "podrecznikowe" przyklady: mania czystosci, symetrii, liczenia, obsesje seksualne, religijne, kontrastowe... Ja nie wiem czy to sie da do konca zaszufladkowac... Bo przeciez kazdy ma jeszcze te indywidualne "akcje" w glowie. Czasem sie zastanawiam czy to sie nie laczy jakos z tendencja do samookaleczania... Co prawda, nie robie tego, ale wydaje mi sie, ze rozumiem tych, co robia...
  7. ... Dużo tu już tych tematów, ale w zasadzie to nie wiem, gdzie się podpiąć, a jestem pierwszy raz w ogóle uczestnikiem forum... Chciałam napisać o swoich "jazdach"... O kompulsjach, liczeniu, sprawdzaniu pisać nie będę bo wiadomo w czym rzecz , poza tym musiałabym tu niezły traktat wystosować... Jak patrzę wstecz to objawy zauważałam u siebie już od dziecka - potrzeba symetrii... a jak pojawiały się u mnie "złe" myśli lub chęci to czułm potrzebę sygnalizowania o tym innych, ale nie mówiłam, że to zrobię tylko, że "diabeł mnie kusi" żebym zrobiła to czy tamto. Kurczę, nie wiedziałam, że to jakieś natręctwa, no bo skąd to wiedzieć w wieku 9 lat? Potem 16 lat - depresja, nerwica, terapia... Kompulsje już się "zaczynały". Dwa - trzy lata później zaczęłam się leczyć na nerwicę natręctw. Fluoksetyna plus psychoterapia... Ale zawiesiłam akcję, to nie było to... Psycholog ma tą "moc", że albo uleczy i pomoże, albo na dobre zniechęci do tego, by szukać pomocy... Ostatecznie z kompulsjami wytrzymuję. Bywało tak, że zdominowywały wszystko, czułam się jak robot... Ale gdy mam dużo zajęć to schodzą na drugi plan. Najgorsze są jednak obsesje. Poza tymi, w których widzę jak zabijam i masakruję bliskich, mam też te, w których odczuwam nieprzemożną chęć wydłubania sobie oczu. Czasem kończy się tak, że wbijam paznokcie w policzki, żeby tylko tego nie zrobić... Wtedy mnie wszystko przeraża i nie chce mi się żyć bo wydaje mi się, że w końcu zrobię coś makabrycznego. Albo coś, co nazywam "wygasaniem uczuć". Zdarza się, że nie czuję nic. Nagle. Jestem jak skała. Przestaję czuć miłość, nienawiść, radość, wzruszenie... Jedyne, co czuję wtedy to przerażenie nad tym, co się ze mną dzieje. Taki stan może trwać nawet 2-3 dni... Nie czuję wtedy radości z tego, że widzę mojego chłopaka. Nie czuję miłości do najbliższych. Jakbym miała na plecach taki wyłącznik, który ktoś nacisnął znienacka. Wymyśliłam sobie, że mój organizm broni się w ten sposób przed emocjami... Nie wiem czy to jest genetyczne, czy też spowodowane trudnymi przejściami rodzinnymi (co często sugerowali psychologowie słysząc historię o mojej rodzinie)... może jedno i drugie. Wiem tylko, że nie chcę żeby ktoś kiedyś przez to ucierpiał naprawdę. Owszem, racjonalizuję to sobie czasem, ale nie wiem, na ile mogę to kontrolować. Jestem coraz bardziej drażliwa... Czasem się boję, że rzucę się na kogoś... lub że w końcu pozbawię się własnych oczu. Dlatego szukam tutaj wsparcia...
  8. madeleine

    Cześć wszystkim!

    Tak, masz rację, trafiłam już raz na naprawdę fajną psycholożkę dla młodzieży szkolnej (będąc jeszcze uczennicą). Pozostałe wizyty nie wyglądały za ciekawie - przygłuchy pan gościł mnie przez kwadrans, z czego na 10 minut wychodził szukać jakichś papierów, a potem opowiadał o swoim synu. Potem pani zostawiała mnie z testem i wychodziła i wszystko o.k. (wiem, że musi zweryfikować conieco), gdyby nie to, że w sumie tylko do tego zaczęła ograniczać się jej rola. Może przesadzam, wiem, że psychoterapia jest ważna i pomocna, ale jednak trzeba trafić na "tego kogoś"... Ale nie spisuję tego na straty. Dzięki za odpowiedź
  9. madeleine

    Cześć wszystkim!

    Piszę w środku nocy bo znów mnie wkurzyła ta moja nerwica natręctw, postanowiłam coś z tym zrobić... Niby udaje się nad nią przejść do porządku dziennego, ale to tylko pozory. Uświadamiam sobie to w chwilach takich jak teraz. Ponieważ zraziłam się do psychoterapii przez opieszałość i "bezpłciowość" psychologów liczę na to, że wśród "swoich" będzie łatwiej. No to jestem Witajcie!
×