Witajcie
I znow zaczynam nowe zycie - dzis drugi dzien brania Rexetinu, na razie pol tabletki.
Mam nerwice natrectw, od ok. dwoch lat psychoterapia, niecale dwa lata temu zaczelam moja (jakze udana ) przygode z SSRI (Seronil). Przestalam brac w lecie, bo bylo OK, ale ostatnio znow mocno obnizony nastroj, uporczywe myśli, znow wizyta u lekarza.
I terapie i leczenie powinnam zaczac znacznie wczesniej, ale czasami naprawde trzeba dostac w cztery litery, zeby poprosic o pomoc. Czasami nie wystarczy, ze jest zle, musi byc tragicznie. Ja musialam siegnac dna.
I lezy przede mna nadzieja w pastylkach.... wiem, ze musze jeszcze troche poczekac, az zacznie dzialac. Na razie tylko sennosc.
To ponarzekam...
Moje natrectwa to ostatnio przede wszystkim uporczywe, meczace mysli i poczucie, ze powinnam cos zrobic, zeby zapobiec jakiemus (szeroko pojetemu) zlu, niebezpieczenstwu. Najczesciej ma to wymiar moralny lub religijny (skrupuly). Mam poczucie, ze majac swiadomosc jakiegos zla/niebezpieczenstwa, powinnam ludzi uchronic przed tym, przynajmniej sprobowac. A to najczesciej wymaga jakiegos osmieszenia sie, zrobienia czegos dziwnego/trudnego....
A to tylko czesc wszystkiego co mnie meczy...
Praca - trudna sytuacja - jestem sam na sam z przelozonym, w pracy od rana do poznego popoludnia, malo wolnego czasu, w domu jestem przed 18.00 (o ile jestem, bo najczesciej mam jeszcze cos po pracy...).
Czuje sie tam uwieziona, siedze tam sama lub z moim szefem (a on tez nie jest konsekwentny w naszych relacjach), bardzo brakuje mi relacji z ludzmi.
Bliscy znajomi sie rozjechali, niebliskich niewielu. Zeby istnialy hurtownie z przyjaciolmi...
Strasznie zaluje lat studiow i szkoly - doroslosc mnie przytlacza. Nie docenialam wtedy tej wolnosci ktora mialam - biorac pod uwage ten straszny brak czasu teraz. Ale wiem tez, ze walczylam z innymi rzeczami, dostawalam w kosc, spadalam na dno... i nie sposob oceniac dawnych wydarzen z nowej perspektywy. Nie mialam wtedy wiedzy, ktora mam teraz... a jednak strasznie zaluje, ze tkwie w doroslym zyciu, a chcialabym sie cofnac.
To nie jest wszystko, co mnie meczy, ale o niektorych rzeczach nie umiem jeszcze mowic/pisac.
To teraz moze troche o sukcesach, bo byly i - mam nadzieje - beda.
Takie "typowe" natrectwa - sprawdzanie zamkow, kurkow, mycie rak i wielu innych rzeczy - w duzej mierze pokonane!
Zyskalam tez troche pewnosci siebie, wyszlam juz troche do ludzi. Nie sa to bardzo bliskie relacje, ale SĄ. Chociaz tyle.
Spiewam - dwa razy w tygodniu sa proby... bardzo malo jak na moje zapotrzebowania ucieczki od zycia, problemow i natrectw. Ale to jest jedna z rzeczy, ktora mnie jakos trzyma w kupie, daje mi bardzo duzo frajdy. Naprawde wierze, ze jest to dar o Boga. Ale nie dostalam tego prosto do rak... musialam odpowiedziec na zaproszenie :) Kilka lat temu w zyciu bym tego nie zrobila - tym wieksza moja satysfakcja!
Zamierzam zmienic sytuacje z praca - chce szukac nowej (aczkolwiek z tym wiaza sie kolejne natrectwa).
Nauczylam sie szukac pomocy.
SA sukcesy.
Na razie ciezkie poranki, troche lez, wiele meczacych mysli, lepsze i zbyt krotkie wieczory.
Troche nadziei.
Jesli ktokolwiek cieplo o mnie pomysli - dzieki.
Pozdrawiam.