Ja to już chyba będę zaraz płakać.
To nie Esej, opowiadanie, lektura to moje nieskładne kilka słów.
Mam dopiero 21 lat a czuje się jak jakiś klekot. Moje przygody z nerwicą zaczęły sie już jakiś spory czas temu, ale z początku ostro to bagatelizowałem. Pierw zaczęło się od powtarzanie wielu czynności. Fakt, faktem Jestem od dzieciństwa pedantyczny, ale powiedzcie po ile razy można sprawdzać jedną rzecz. Gaz, klamka, drzwi, okna, lampki, gniazdka, i tak w kółko. W fazie dorastania objawy zaczęły mi ustępować i niemalże zapomniałem o tych natręctwach. Już nic nie wspomną o mojej fobii na punkcie zdrowia. Boje się, cholernie się boje: Raka,
Nowotworu, Zawału, Sepsy, Chorób Zakaźnych, Ślepoty i wszystkiego co prowadzi do grobu.
Pewnych wakacji mając już 19 lat postanowiłem pojechać na wieś do rodziny. Rodzice pojechali nad morze. Nie napisałem tego bez powodu, żeby się pochwalić jak mile spędzam wakacje. Pierwszego dnia po przyjeździe czułem się całkiem, całkiem. Pierwsza noc też obleciała jak Cię mogę. Kolejne dni to nieustanny lęk, strach. Trochę byłem tym faktem zdziwiony bo nigdy nie miałem problemów z klimatyzowaniem ani przebywaniem z dala od rodziny. Pomyślałem, że to pewnie zły humorek i prędzej czy później samo przejdzie. Jednak myliłem się: Pierwsza noc to najgorsza noc w moim życiu. Wymioty, Lęk, Strach, ból głowy, ból mięśni, brak apetytu, problemu żołądkowe, dreszcze, niepokój ... i mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Wyobraźcie sobie, że całą noc nie zmrużyłem oka. Następnego dnia poczułem się dużo lepiej, ale i tak nie mogłem nic przełknąć. Doszedłem do wniosku, że nie ma co dramatyzować i następne dni będą już tylko lepsze. Druga noc: To samo, telefon do mamy i uspokajanie mnie na odległość. Pomogło na 2 godziny i znów telefon do mamy. Zapadła decyzja: Dłużej już nie dam rady, jutro przyjeżdża po mnie tato i zabiera mnie nad morze. Jakie to głupie uczucie: Miałem wtedy 19 lat i rodzice po mnie przyjeżdżają bo coś się ze mną dzieje. Oczywiście zbagatelizowałem to i wizyta u psychiatry/ psychologa nawet nie wchodziła w grę. Patrząc teraz na tą sytuację uważam, że to była najgorsza decyzja ze zwlekaniem tego lekarza.
Kilka miesięcy później:
Piękny słoneczny Listopad, siedziałem w domu i oglądałem film na temat wojska a z racji tego, że czekała mnie jeszcze Zasadnicza Służba Wojskowa wziąłem ten film zbytnio do siebie. Dodam iż w tamtym momencie pracowałem jako mechanik. Pierwsza praca po szkole. Pierw starałem się o tym nie myśleć, ale w pewnym momencie coś pękło we mnie i temat Wojska to temat numer jeden. Strasznie się bałem tych 9 miesięcy, ten stres, ten wysiłek, ogólnie przyprawiało mnie to o gęsią skórkę. I zaczęły się te same problemy co kiedyś tzn: Brak snu, apetytu, wymioty, bóle, dreszcze, lęki, rozmyślania. Już czasem myślałem, że zrobię sobie coś i będzie koniec moich problemów. I ta praca: nie mogłem się skupić, skoncentrować .. wracałem zmęczony a w nocy zamiast spać - siedziałem. I wtedy podjąłem decyzje, że idę jak najszybciej do lekarza. W tym momencie nie wstydziłem się psychiatry, psychologa niczego - chciałem tylko mieć już święty spokój - uwolnić się od tego myślenia. Nie dawałem rady.
Zapisałem się od razu do psychiatry. Wizytę miałem kilka tygodni później. Pierw nie wiedziałem gdzie to się mieści, czy to jakiś szpital czy przychodnia. Okazało się, ze to szpital. Poległem. Zaszedłem tam, zobaczyłem ten oddział, tych chorych ludzi, tą smutną atmosferę, nie wytrzymałem, uciekłem wprost spod gabinetu i już tam nie wróciłem. Zapisałem się gdzie indziej i znów poszedłem. Opowiedziałem wszytko lekarzowi, pogadałem i miałem się zgłosić za kilak dni. Tak jak mi zalecił lekarz tak zrobiłem kilak dni później spotkałem się z nim. Przepisałem mi najmniejszą dawkę Asentry, która w miarę leczenie powiększała się. Powiem tak: Brałem systematycznie leki i czułem poprawę. Wojsko jakoś mi się ułożyło, praca jakoś leci, nerwy tak jakby mniejsze, ale to jeszcze nie to co chciałbym osiągnąć. Systematyczne wizyty u lekarza, co kilka miesięcy małe zwierzenie i jakoś to leciało. Próbowałem kilka razy odstawić ten lek, ale to ciągle powraca. Ostatnio nie brałem kilka dni leków, wiecie, był sylwester, potem miałem wesele chciałem trochę zaszaleć. ..., ale już od czterech dni biorę i jakoś nie mogę się ustabilizować. Czuje się jakiś zmęczony, takie nachodzą mnie dziwne myśli. Boje się, że coś będzie nie tak. Znów.
Zawsze prowadziłem tryb życia kawalerskiego. Lubiłem być sam i to mi odpowiadało przez kilka lat. Nagle poczułem, że samotność to coś złego. Postanowiłem dopuścić do siebie jakąś dziewczynę. Szukałem, szukałem i znalazłem moim zdaniem najładniejszą, najcudowniejszą dziewczynę na świecie. Myślałem, że to będzie moja taka żona. Myliłem się, po dwóch miesiącach coś prysło i z miłości, dziewczyny nici. Zostałem sam jak palec choć i palec nie jest sam bo ma koło siebie jeszcze cztery palce. Samotność to najstraszliwsze uczucie na świecie.
Poznałem teraz nową dziewczynę, ale nie zapeszam bo nie wiem co z tego będzie.
a tak podsumowując czuje się źle.