-
Postów
28 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez darusia
-
-
ja chyba zaczęłam się ciąć, żeby kogoś "poruszyć". pierwsze cięci dokonałam pękniętą bombką choinkową, kiedy podczas ubierania choinki pokłóciłam się z facetem. Było to strasznie bolesne, dlatego, że właśnie ubieranie choinki było czymś, co rok wcześniej nas połączyło, był to moment w którym poczułam, że kocham tego faceta. Więc kłótnia podczas robienia tej rzeczy zadziałała na mnie tak bardzo, że spowodowała, iż musiałam mu pokazać jak bardzo mnie zranił raniąc się sama. Później cięłam się po każdej kłótni, a przez 3 lata zdołało się tego nazbierać. Na łydkach i udach mam wyryte nawet jego imię (dzisas, ale wstyd!!!) albo literki "KCBM". Na szczęście, jeśli ktoś o tym nie wie, to tego nie zauważy teraz. Uff...
Raz, kiedy ze mną zerwał (to też zdarzało się często) poszłam na stadion, gdzie siedziała często "żulernia". Znalazłam tam kawałek rozbitego szkła. Byłam jak naćpana, jak na rauszu, i tym szkłem pocięłam sobie rękę tak, jakbym chciała podciąć sobie żyły. Pomogło, wrócił do mnie, jak zobaczył to krwawienie.
Później już kryłam się z cięciem, bo za każdą nową ranę dostawałam od niego po twarzy. Zraniona potrójnie. Ale mimo to, wciąż się cięłam i już nie tylko on był powodem. Każdy stres odreagowywałam w ten sposób. Odkąd z nim nie jestem, to tylko kilka razy się zdarzyło.
no, och, musiałam się wygadać. :)
-
i może jeszcze do pięknego zamku?
A tak na poważnie, to mieszkanie ciągle z rodzicami, a później nagła zmiana i zamieszkanie z "księciem"/"księżniczką" niesie za sobą wiele skutków. Są to przecież 2 poważny zmiany w życiu. Jedna to - uniezależnienie a druga - zależność. Cieszymy się z wyprowadzenia od rodziców, chcemy żyć własnym życiem, w które nikt nie będzie się mieszał, ale... jednak ktoś się miesza. ktoś, do czyjej obecności 24h/dobę nie jesteśmy przyzwyczajeni, ktoś, czyich zachowań dokładnie nie znamy. i to może prowadzić do sytuacji irytujących i stresujących. Ja, osobiście, wolałabym najpierw zamieszkać sama, a później dopiero z kimś, kogo pokocham. chociaż, z drugiej strony, mogłabym wtedy tak przyzwyczaić się do wolności i tej mojej przestrzeni, że nie chciałabym już nikogo wpuścić do tego tylko mojego świata...
[*EDIT*]
i może jeszcze do pięknego zamku?
A tak na poważnie, to mieszkanie ciągle z rodzicami, a później nagła zmiana i zamieszkanie z "księciem"/"księżniczką" niesie za sobą wiele skutków. Są to przecież 2 poważny zmiany w życiu. Jedna to - uniezależnienie a druga - zależność. Cieszymy się z wyprowadzenia od rodziców, chcemy żyć własnym życiem, w które nikt nie będzie się mieszał, ale... jednak ktoś się miesza. ktoś, do czyjej obecności 24h/dobę nie jesteśmy przyzwyczajeni, ktoś, czyich zachowań dokładnie nie znamy. i to może prowadzić do sytuacji irytujących i stresujących. Ja, osobiście, wolałabym najpierw zamieszkać sama, a później dopiero z kimś, kogo pokocham. chociaż, z drugiej strony, mogłabym wtedy tak przyzwyczaić się do wolności i tej mojej przestrzeni, że nie chciałabym już nikogo wpuścić do tego tylko mojego świata...
-
muriel, wyprowadzić się można i bez księcia. :)
-
ja, jak się cięłam, to lubiłam swoje blizny. swoje ślady. kochałam nawet, napawały mnie dumą. kiedy zaczęłam nienawidziec, przestałam się ciąć....
-
A jak na to reagowali Wasi bliscy, rodzice? Bo u mnie nie zauważali. Raz mama coś zauważyła, to powiedziałam, że przecięłam się stłuczonym szkłem. A później udawali, że nie widzą. Jako, że najmocniejszy epizod tego był gdzieś w 2 LO u mnie, to niedawno przyznałam się ojcu. A on na to, że wiedział. Ale nie miałam odwagi zapytać, czemu nie reagował. A u Was ktoś reaguje na to?
-
gohai, a ja jestem teraz sama drugi raz tak długi okres czasu.... od... odkąd skończyłam 16 lat. I na początku się cieszyłam. w lipcu skończył się mój związek i byłam sama, szczęśliwa z samotności do października... później pojawił się ON. I odkąd odszedł już wiem, że bycie samą nie ejst ty, co daje szczęście. po tym, co mi pokazał... i jakoś, nigdy nie miałam problemów z facetami. A teraz nagle mam. wszystko kończy się po pierwszej randce... może dlatego, że za bardzo chcę.
-
Gosiulka, zaczęłam zabawę w fotomodeling. poza tym zlikwidowałam problem, który powodował we mnie to napięcie od którego cięciem chciałam się uwolnić. więc dwa w jednym: motywacja ładnego wyglądu + brak powodu. Nowy problem powstawał uruchamiała się motywcja: "jak ja będę wyglądać na zdjęciach?" lub "nikt nie będzie chciał mi robić zdjęć!". Szkoda tylko, że ta motywacja nie działa przy obżeraniu się jak świnia. I jem, jem i jem, później przez tydzień nic nie jem.... Ale już się nie tnę. uff. - co nie znaczy, że nie mam chęci czasem. i tego też Wam życzę. żeby się nie ciąć.
-
psycho-logic, jest coś w tym, co piszesz. Kiedy uażałam, że życie singielki jest piękne i nie chciałam nikogo mieć, to facetów miałam na pęczki. A keidy uznałam, że jestem gotowa na stały związek - zniknęli. coś w tym jest. tak. chciejmy być same...
-
znaleźć to nic w porównaniu z trudem utrzymania przy sobie. to z moich doświadczeń...
-
samotna_zagubiona, starać się. Dlaczego związki psują się po roku, dwóch trzech? sądzę, że dlatego, że ludzie ze sobą nie rozmawiają. uwagi na temat zachowania traktują jako atak na siebie, nie potrafią otworzyć się do końca. Dlaczego jeszcze? Z zazdrości, z chorobliwej zaborczości. Jest masa powodów. Mój związek po 3,5 roku rozpadł się z wielu przyczyn, ale głównym problemem była chorobliwa zazdrość mojego parnetra, to, że zamknął mnie w klatce i chciał tylko dla siebie i non-stop mnie kontrolował :) Trzeba rozmawiać. komunikować już od początku, co nie gra. starać się. Ciągle kokietować, sprawiać niespodzianki i patrzeć na potrzeby partnera. A przede wsyztskim, kochać się. Ale tylko to, nie wystarczy.
-
Przykro jest mi czytać takie rzeczy, jak to, co pisze mourning, czy muriel, ja już nie tnę się 2 lata. Ale blizny zostały. na szczęście wycinanych napisów nie widać już. uff. przez te dwa lata pocięłam się tylko raz, jakieś 2 miesiące temu. i dalej mam ślady. A teraz, jak zaczęłam nowe hobby muszę dbac o swoje ciało. ehh... Nie będę się cięła już. chociaż to mogę sobie obiecać.
[*EDIT*]
Przykro jest mi czytać takie rzeczy, jak to, co pisze mourning, czy muriel, ja już nie tnę się 2 lata. Ale blizny zostały. na szczęście wycinanych napisów nie widać już. uff. przez te dwa lata pocięłam się tylko raz, jakieś 2 miesiące temu. i dalej mam ślady. A teraz, jak zaczęłam nowe hobby muszę dbac o swoje ciało. ehh... Nie będę się cięła już. chociaż to mogę sobie obiecać.
-
muriel, dziękuję za życzenia. Ważne, tak naprawdę, żeby kochał mnie i ja jego. i wtedy już będzie idealny :)
-
ja salta nie potrafię, skakać to mogę na skaknce... ehh, wiedziałam, że jestem do niczego :( a grać to umiem tylko na nerwach. nic dziwnego więc...
-
no tak, ale ja szukam kogoś, kto nie ma raczej takich problemów. Myślę, że jak oboje byśmy mieli, to byłby problem....
-
Korba, o boże, właśnie artyzm tym różni się od pijaństwa, że robimy dokładnie to samo, ale w pełni kontrolując naszą świadomość - w przypadku jazdy a sci-fi nie czytam. Tylko mam zbyt bujną wyobraźnię
-
Ridllic, ale pasowałoby, żeby umiał gotować, sprzątać i prasować bo ja nie umiem i nie lubię. Pranie potrafię zrobić
-
Ridllic, no to razem byśmy potrafili zrobić piekło w niebie, bo ja też wszystko zepsuję....
Ja, jako fotomodelka, mam słabość do fotografów i malarzy - jako, że sama rysuję. Poetów nie lubię, ale może dlatego, że nie przepadam za poezją. A w ogóle jakby jeszcze miał licencje kierowcy jakiegoś sportu motorowego (rajdów)... i artystycznie potrafił bokami po ulicach jeździć Te moje wymagania.... no i chyba dlatego jestem sama...
-
chyba zmienie płeć i zostanę gejem. bo ja potrzebuję artysty. Nie potrafiłabym być z kimś, kto nie docenia sztuki. i kto nie jest na tyle kreatywny, żeby tworzyć coś pięknego.
a dziś, po raz kolejny się przejechałam. Okazało się nawet, że mój niedoszły kochanek ma kochankę... :-/ nooo... na co mi kochanek, który musi zająć się też inną???
bee84, a co do Twojego ogłoszenia, to masz duże wymagania. Ale ja mam większe. nie dotyczą jednak kochanków )
-
podobno Hiszpanie to chamy nie pamiętam kto mi to mówił, ale na pewno ktoś tak powiedział. Nie mają podejścia do kobiet.
a mi On też wydawał się wrażliwy. Artysta, malarz, fotograf, godzinami rozmawialiśmy o sztuce, o życiu, o filozofii blee.. .szkoda gadać...
-
gohai, to, że ktoś jest szczęśliwy w związku, nie znaczy, że nie może być szczęśliwszy w innym Ale... no, nie podjudzam do robienia osobie trzeciej krzywdy. Jeżeli chodzi o studia i facetów, to ja dopiero na 3 roku zauważyłam, że jednak na mojej uczelni są dość fajni chłopcy. pierwszy rok studiów to nie jest odpowiedni czas na miłość, bo ludzie wtedy się bardzo zmieniają. Ja na pierwszym roku rzuciłam faceta, z którym byłam od 1 LO, zaczęłam chodzić na imprezy i żyć innym życiem. I wtedy wszystko się zaczęło - i problemy z facetami i problemy z głową. Straciłam w życiu cel, straciłam wsparcie bliskich jak sądziłam mi osób.
ayrton, tak, kobiety, niestety, wybredne bywają. I nikt nie jest dla nich "zbyt dobry". Ale słuchaj, nie pozostajecie nam dłużni. "Daria, jesteś idealna. MAsz piękne ciało, jesteś śliczna, świetna w łózku, moi rodzice Cię lubią, dobrze się z Tobą bawię i uwielbiam z Tobą rozmawiać. szanuję Cię za to, kim jesteś i jaka jesteś. Ale niestety, nie jesteś już taka wesoła jak wtedy, kiedy cię poznałem. Jesteś zbyt smutna. nie mogę z Tobą być" A ja się otworzyłam i powiedziałam o moich problemach (mówiłam już wcześniej, że mam problemy z depresją i nerwami), o tym, co we mnie siedzi i chciałam... myślałam, że mi pomoże. Własna wygoda ważniejsza, niż pomoc komuś, o kim jeszcze kilka tygodni mówiło się "gdybyś mnie zostawiła, byłoby mi źle. zależy mi na Tobie już tak bardzo, że nie wiem jak długo bym się zbierał, gdyby ciebie zabrakło"...
-
hmm, no cóż, ja jestem jedną z tych, co wolą jednak jak facet ma 190 i wiecej. i to niestety ogranicza adoratorów do minimum. Ale moja siostra ma męża, który jest niższy od niej, ona ma 158 on chyba 157 czy 156. i są dobraną parą :) Ale też dodam ogłoszenie:
"kochanka na gwałt potrzebuję!" oo, takie :)
-
bee a tutaj muszę się nie zgodzić - większe powodzenie miałam jak miałam bardziej wsytający tylek, 7 kg wiecej... a teraz... ehh... wyglądam jak każda inna
a anoreksja to przecież choroba objawiajaca sie niejedzeniem, a nie to, że ktoś jest chudy.
i wiesz co Bee, trafisz na swojego w końcu. Tylko, z własnego doświadczenia wiem, że nie należy kogoś przekreślać od początku. moj były (niestety) przez miesiac mnie nie krecil, starał się niesamowicie i w końcu mu się udało. później było tylko lepiej. zakochałam się, otworzyłam do końca i.. niestety, okazałam się za smutna Ale wciąż o nim myślę i chciałabym, żeby wrócił do mnie.
-
ja bym chciała tyle ważyć, ale to niemożliwe chyba. a do badboyów to prawie każda kobieta ma słabość, sprawiają wrażenie silniejszych i takich, którym udaje się załatwić wiele "spraw" :) najlepiej znaleść fajnego faceta, który ma w sobie coś "bad". ja np. mam słabość do kierowców - i lubię syzbko jeździć, ślizgać się na śniegu, jeździć bokami na ulicach i łamać przepisy. i to jest takie fajne "bad", pociągające :)
-
jak ja komuś powiedziałam, że jest "za dobry" oznaczało to, że jest z nim po prostu nudno. Za wiele robi pode mnie, często nie ma swojego zdania, żeby się nie pokłócić przypadkiem, zachowuje się jak pantofel, chciałabym to opisać dokładniej ale brakuje mi słów. Ale przemyśl to, może też robiłaś podobnie? I albo musisz trafić na takiego, co to lubi, albo zmienić trochę nastawienie - ciepła i kochająca to ma być mama, a kobieta powinna jeszcze dla mężczyzny być uwodzicielką, do końca nieodkrytym skarbem, przyjaciółką i kusicielką w jednym. Tak moim zdaniem. Ale... co ja wiem o związkach? Przecież też jestem sama :)
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
w Depresja i CHAD
Opublikowano
Extrawelt, nie rada i pocieszenie, ale uwaga, ot taka, że mam dokładnie identyczne odczucia.