Witam Serdecznie,
Jako ze mam chwile wolnego czasu dla siebie, a przypadkiem trafilem
na pokrewny temat, postanowilem podzielic sie ze spolecznoscia forum
swoim przypadkiem, nie ukrywam ciekawy jestem wszelkich opinji na
ten temat.
Mam 24 Lata, z zaburzeniami mecze sie juz od 7 lat, mimo ze z bieg-
iem czasu czesc najpowazniejszych objawow zanikla, a z innymi naucz-
ylem sie zyc, nadal meczy mnie lek bezprzedmiotowy oraz agorafobia,
przeszkadzajac mi normalnie funkcjonowac.
Na chwile obecna, tak jak pewnie kazdemu z osob uciemiezonych tymi
milymi przypadlosciami, zdazaja mi sie gorsze momenty, gdy dochodzi
do mnie przekonanie o bezradnosci w stosunku do tej "choroby", jed-
nak zaraz po tym przychodzi uczucie szczescia i zadowolenia, to co
jest dzisiaj, w niczym sie nie moze rownac z tym co bylo wczesniej.
Nie jest to juz ta sama choroba, ktora pojawila sie z dnia na dzien
scinajac z nog, odrywajac calkowicie od swiata. Ciesze sie ze prze-
trwalem, i caly czas staram sie jakos z tego wybrnac.
Jednak mimo to bardzo ciezko jest walczyc z czyms co niewydaje sie
miec logicznych podstaw, czesto staram to sobie jakos wytlumaczyc,
do dzis trudno mi jest stwierdzic czy pojawiajacy sie umnie "lek
bezprzedmiotowy" jest wynikiem konkretnych zajsc, okolicznosci
wychowawczych, czy zwyczajna slaboscia charakteru, byciem przewraz-
liwionym, czy inaczej poprostu zbyt miekkim.
Najpowazniejszym, bo najbardziej godzacym w moje mozliwosci rozwo-
ju cierniem jest dla mnie wlasnie ten lek, pojawiajacy sie bez pod-
staw, posrod grup obcych ludzi, poza domem, w miejscach gdzie moge
byc obserwowany, wsrod ludzi ktorzy dzialaja mi na nerwy, mimo ze
moge zaliczyc ich do bliskich. Co dziwniejsze zdazaja sie mi dni
gdy wszystko jest zwyczajnie, moge wyjsc przejsc przez cale miasto,
pojechac na drugi koniec polski, zalatwic wazne sprawy, bez najmni-
iejszego stresu, jednak sa to wypadki bardzo sporadyczne, ma to mi-
ejsce niewiecej niz kilka razy w roku. Takze gdy chodze po pustym
parku, gdzie niemam widowni, czuje sie rownie wyluzowany co w domu.
Narazie jedynym skutecznym srodkiem na radzenie sobie z tym, jest
poprostu mocne zagryzanie zebow.
Cala sytulacja jest dla mnie o tyle duzym zmartwieniem, ze mam
juz dosyc powazne zobowiazania, co ciagnie za soba odpowiednie wy-
magania finansowe, martwie sie ze jednak mimo woli nie poradze
sobie tak jak bym tego chcial. Ze wzgledu na to jak sporym proble-
mem jest dla mnie kontakt z innymi ludzmi, jestem bardzo ogranicz-
ony zawodowo, zachaczenie sie w normalnej pracy jest poprostu czy-
ms niemozliwym, samo dojscie do pracy bylo by czyms ciezkim, rozm-
owa wstepna, raczej bez sensu jest o niej myslec, poniewaz nie wy-
obrazam sobie nawet wytrzymania kilku pierwszych dni wsrod obcych
ludzi.
Szukam wiec rozwiazania sytulacji, w pracy na wlasna reke, bez
bezsposredniego kontaktu z klijentem, sadze ze niema lepszego i
pewniejszego wyjscia dla mnie, chociaz to akurat tez nie nalezy do
najprostszych, bo i ciezko taka prace sobie zorganizowac, ale to
juz oddzielny temat.
Takze jak sie latwo domyslic, owa przypadlosc ma na mnie bardzo
duzy wplyw, przed zaczeciem pisania, przeczytalem kilka innych po-
stow i az ciezko mi uwiezyc ze niektore osoby aktywnie biorace
udzial w zyciu spolecznym "np. studiujace" trapi ta sama przypadl-
osc co mnie.
Moj poczatek doswiadczen z choroba byl bardzo brutalny, jednego
dnia cale moje zycie stanelo do gory nogami. Z osoby z silnym
charakterem, pewnej siebie, nieugietej, otwartej, lubianej, stalem
sie momentalnie odcietym od swiata odludkiem. Nie pamietam juz
tego dokladnie, jednak prawdopodobnie mialo to miejsce w dzien po
16 badz 17 urodzinach, kiedy majac kaca doznalem totalnego odjazdu
smiac mi sie z tego chce ale o ile dobrze pamietam mialem wrazenie
ze widzialem siebie od boku z odleglosci jednego metra, znajomy
mnie ocucil bo jak sie okazalo zemdlalem, i od wtedy wszystko sie
zaczelo, halucynacje, mieszanie sie snow, wspomnien, z tym co wi-
dzialem. W ciagu kilku dni bylem w stanie w ktorym niemoglem sie
wyslowic, wstalem z lozka dopiero po kilku miesiacach. Dopiero ki-
edy zaczelem odzyskiwac wzgledna "swiadomosc" zaczelo sie prawdzi-
we pieklo, tak bolesne ze do dzisiaj nosze slady samookaleczen.
Ogolnie ten "stan psychiczny" bardzo przypomina mi teraz "stan"
osoby podczas wylewu do mozgu, co jakis czas temu mialem niestety
okazje osobiscie obserwowac, kompletny brak rozgraniczenia miedzy
wspomnieniami, fantazjami a terazniejszoscia.
Nie ukrywam ze od mlodych lat, bo mniej wiecej lat 14 mialem kon-
takt, zarowno z alkocholem, jak i narkotykami, gdzie alkochol poj-
awial sie czesto i w duzych ilosciach, z narkotykow byla to spora-
dycznie marihuana i amfetamina, ta pozniej tez w wiekszych ilosci-
ach, jednak tak samo szczerze moge przyznac, ze chociaz jest to
moze i dla niektorych szokujace, nie bylo to nic nadzwyczajnego i
niebylem jakims odosobnionym przypadkiem. Sadze ze mialo to napew-
no niebagatelny wplyw, jednak znam osoby ktore do dzisiejszego dn-
ia sa uzaleznione, nie szczedzac sobie twardszych uzywek, badz nie
od tak dawna "czyste" i nie borykaja sie z podobnymi problemami,
funkcjonujac w "spoleczenstwie" "normalnie".
W tamtym tez okresie bylem dosyc czesto w towarzystwie, ciezko by
to inaczej okreslic niz "kryminalnym" bedac niejednokrotkie obser-
watorem, czy tez uczestnikiem bardzo brutalnych zajsc. Mozliwe ze
i to w polaczeniu z problemami alkocholowymi w rodzinie ktorych
bylem swiadkiem od najmlodszych lat, jak i szeregu innych dysfunk-
cji, moglo byc powodem tego zalamania nerwowego.
Patrzac na to obecnie z perespektywy, bylo jednak w tym wszystkim
cos dobrego, no ale pamiatki w postaci tej "Agorafobij" chetnie
bym sie juz pozbyl, sadze ze nie ma sensu pokutowac za dwa lata
mlodzienczej glupoty cale zycie.
Za kilka miesiecy kiedy partnerka bedzie juz po porodzie, zamie-
rzam sie przemoc, i wraz z nia porwac sie na prawojazdy, chociaz
szczerze wydaje mi sie miec to nikle szanse powodzenia, mam zami-
ar sie jakos zmusic, poniewaz jest to jeden z bardziej niezbedny-
ch krokow do "normalnosci" w mojej sytulacji. Jako ze mimo tego
ze obecnie mamy bardzo dobre warunki mieszkaniowe, jestesmy po
gruntownym remoncie, majac oddzielne pietro, i wejscie, to nadal
pozostajemy w towarzystwie rodziny mieszkajacej w tym samym bud-
ynku. Niestety nie wszystkim udaje sie z latami dojrzewac, i po
tym jak dali sie nam we znaki w ostatnie swieta, nie marzymy o
niczym innym jak wkoncu o uwolnieniu sie od tego niezdrowego kli-
matu. Ciezko zdrowiec wsrod warjatow, bo inaczej nie nazwiesz ro-
dziny, ktora umawia z wlasnej inicjatywny swieta u ciebie w miesz
kaniu, proponuje podzial obowiazkow w przygotowaniu potraw swiat-
ecznych, sprasza do ciebie swoich gosci, po czym dwa dni przed
swietami, zalewa sie w trupa, a wszelkie proby nawiazania kontak-
tu czy zwyklego dowiedzenia sie na czym sie stoi koncza sie agre-
sja i wyzwiskami.
Z tad i tym wieksze moje zmartwienie, bo przez ta chorobe po cz-
esci pozostaje do dzis dnia zalezny od rodziny, mimo staran prob,
efekty sa zawsze te same, udaje sie mi cos osiagnac jednak nie na
dlugo.
Dla tego tez jestem bardzo ciekawy co wy sadzicie, na temat ra-
dzenia sobie z "Agorafobia" o tym stopniu nasilenia. Moim najwa-
zniejszym celem w zyciu jest wyplatanie sie z tego "kregu rodzi-
nnego", a by to osiagnac musze poradzic sobie z prawojazdy, gdz-
ie niewyobrazam sobie ruchliwego skrzyzowania w centrum miasta,
oraz wlasna praca gdzie kazda rozmowa telefoniczna jest ciezka.
Ps. Przed choroba jezdzilem smochodem z miasta do miasta bez
problemow, co prawda wbrew prawu, jednak kierowanie mialem w
malym palcu, teraz boje sie nawet odpalic samochodu...
Jak zlagodzic/pozbyc sie tej przypadlosci, i odzyskac pewnosc
siebie ?
Pozdrawiam Serdecznie, i zycze wszystkim forumowicza by w nowym
nadchodzacym roku ich zycie bylo lzejsze, i bardziej satysfakc-
jonujace.
K.