witam... jestem tu nowa... i wlasnie odstawiam moje 'happy pills' po raz 3. Dwie pierwsze proby skonczyly sie totalnym fiaskiem ale to chyba dlatego, ze nie bylam na to tak na prawde zdecydowana. Teraz jestem... tak mi sie przynajmniej wydaje
Zmniejszenie dawki wyszlo mi bardzo dobrze, w koncu zaczelam byc soba i widziec wszystko na 'trzezwo' a nie przez pryzmat zimnej kalkulacji tabletek. Zwiekszylam odstep... nadal bylo OK az do wziecia kolejnej dawki... nagle wpadlam w dolek tak po prostu bez ostrzezenia... sobota, niedziela... w poniedzialek juz bylo dobrze... ale tylko do srody kiedy zaczelam byc werbalnie agresywna (to byl tez pierwszy wyrazny objaw mojej nerwicy), w czwartek doszlo uczucie ucisku i bolu w klatce piersiowej (jeden z pozniejszych objawow i glownych powodow, dla ktorych powiedzialam TAK tabletkom.
CHCE odstawic leki, CHCE byc zdrowa, MUSZE byc zdrowa… tylko czemu im bardziej sie staram kontorolowac… nie… nie kontrolowac… panowac nad moja agresja… im glebsze oddechy biore, zeby nie wydrzec sie na cale gardlo na mojego najukochanszego synka, tym gorzej sie czuje… coraz wiecej starych i nowych objawow wylazi na swiatlo dzienne, czai sie na kazdym kroku, w kazdej szufladzie i za kazda firanka… nawet moja najukochansza, najulubiensza poduszka do krzyczenia nie przynosi ulgi… nawet ona juz ma dosc…
Gdybym byla sama… gdybym byla sama… ale nie jestem… i nigdy nie chce byc! Mam wsparcie w moim wspanialym mezczyznie ale ile on jeszcze moze zniesc? Przed chwila mi powiedzial, ze on chce tylko zebym byla zdrowa i szczesliwa i jesli tabletki mi to daja to mam je nadal brac. No ale czy mozna byc tak naprawde szczesliwym na ‘happy pill’? No a co z naszym synkiem? To nie jego wina, ze ma matke wariatke… nie zasluguje na to… a ja nawet na spacer go nie zabiore bo w 4 scianach jestem nieszczesliwie szczesliwa. Maslo maslane … krece sie w kolko i motam jak cma wokol lampy… czy ktos moze wylaczyc swiatlo? Jestem potwornie zmeczona