Witam.
Od jakiegoś czasu borykam się z pewnym problemem, trafiłem tu zupełnie przypadkowo i widzę że nie jestem sam. Sami wiecie że rozmawianie o problemach tej natury ze znajomymi (jeżeli się takowych w ogóle ma) może być odrobinę trudne, więc czasami lepiej wyszumieć się anonimowo (lub przynajmniej poczytać i wiedzieć że nie jestem sam). Może uda mi się też komuś doradzić, pomóc...kto wie?
Napiszę może coś o sobie.
Mam 21 lat, mieszkam w Poznaniu. W rodzinie od 10 lat nie jest zbyt wesoło. Rodzice rozwiedli się gdy miałem 11 lat a ze mnie zrobiono łącznika między dwojgiem ludźmi którzy się otwarcie nienawidzą. Przez ładnych parę lat udawało mi się jakoś dźwigać ten bagaż, jednak po dojściu licznych problemów osobistych nie wytrzymałem. Na drugim roku studiów chciałem odebrać sobie życie i na szczęście w porę zgłosiłem się do specjalisty. Przesiedziałem w szpitalu miesiąc, wyszedłem odrobinę podreperowany, aczkolwiek zawaliłem przez to rok na studiach.
(Mimo wszystko studiuję od tego roku zupełnie co innego i zaczynam od zera)
Po opuszczeniu murów placówki pojawił się spory dylemat. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, nigdzie nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Zacząłem uciekać w tatuaże (skończyło się na 3) i piłkę nożną (do dziś jestem wiernym kibicem, aczkolwiek zaraz po wyjściu ze szpitala moje kibicowanie graniczyło z fanatyzmem). W chwili obecnej próbuję zajmować się fotografią tradycyjną i to chyba najmniej „szkodliwe hobby”
Od jakiegoś czasu prześladuje mnie szpital. Śni mi się po nocach w ramach koszmarów, myślę o nim codziennie (mój nowy wydział znajduje się niedaleko) i ciągle wydaje mi się że coś jest nie tak – szczególnie po poniedziałkowym poranku gdy przechodziłem obok z aparatem. Nie ukrywam – trochę utrudnia mi to normalne funkcjonowanie – szczególnie naukę.
Pozdrawiam!