Skocz do zawartości
Nerwica.com

Żegluga

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Żegluga

  1. Marta, daj mordę!!! Możemy się ucałować!!! Ja do wczoraj miłam raka mózgu, od wczoraj interesuje mnie tylko fakt, że męczy mnie suchy kaszel. Ale nie przeziębieniowy, tym bardziej, że ja przy chorobie zawsze najpierw smarkam, a jak już mi przechodzi, to zaczynam kaszleć. Teraz tylko kaszlę. Na zdrowy rozum to pewnie jakaś alergia (choć nigdy dotąd nie miałam, ale zaczęłam pracę w Centrum Medycyny Doświadczalnej i mam do czynienia na co dzień z okolo 1,5 tys. myszy i szczurów), ale jak ogarnia mnie stan paniki, to jestem pewna, że to coś śmiertelnego
  2. A czy to nie jest straszne, że my teraz myślimy o tym, że umierając nie będziemy mogli korzystać z życia, zamiast z niego korzystać póki możemy?!? To okropny paradoks! I to właśnie chyba mi najbardziej przeszkadza w tej chorobie... Tak na marginesie: moje ulubione powiedzenie to: "odważni nie żyją długo, ale lękliwi nie żyją wcale"
  3. Alexandra, w piersiach możesz mieć milion innych zmian oprócz nowotworu. Ja zawsze, jak coś sobie wymacam, to porównuję z drugiej strony, czy tam jest tak samo. A zastanawialiście się kiedyś, czego tak naprawdę się boicie? Bycia chorym, śmierci czy czegoś innego? Ja chyba najbardziej się boję statusu osoby chorej na raka, nia samej choroby, tylko tego, że wszyscy będą na mnie patrzyli jak na osobę chorą. No i nadziei- wyzdrowieję, czy umrę? A z drugiej strony- ze swiadomością śmiertelnej choroby pewnie zrobiłabym tyle rzeczy, które chciałabym zrobić, ale nie robię, bo: praca, pieniądze, rodzina, a co ludzie powiedzą...
  4. A nie macie czasem takich myśli, że przez tę nerwicę w końcu zachorujecie naprawdę? Bo przecież zły stan psychiczny obniża odporność, co może zaowocować chorobą... Więc jeśli nie mam myśli, że choruję akuratnie na coś, to za to mam myśli, że przez psychikę zachoruję
  5. Kochani, to mój pierwszy post na tym forum. Mam typowe objawy nerwicy hipochondrycznej, ale dopiero od niedawna wiem, że to nerwica. Wcześniej po prostu wmawiałam sobie, że jestem głupia i jakoś, z trudem, objawy mijały. Ale jazd typu: "jestem śmiertelnie chora" miałam już kilka, w zasadzie to przynajmniej raz w roku (najczęściej w okolicach listopada) mam takie "ataki". Niemniej teraz zaczęło mi się pod koniec sierpnia i trwa do tej pory. Najpierw serce- jak się czymś zdenerwowałam, niewyspałam, to miałam arytmię. Poszłam w końcu do kardiologa no i oficjalnie potwierdził mi arytmię. Zaczęłam brać leki i było okej. Ale jak już zdiagnozowałam serce, wyskoczył mi guzek w buzi na policzku. Najpierw go ignorowałam (pomna wielu poprzednich "śmiertelnych" objawów rozkazałam sobie nie przejmować się nim przynajmniej przez miesiąc- wtedy podziałało), ale po miesiącu wpadłam w najprawdziwszą panikę, że to nowotwór. Jestem lek.wet., jakby przyszedł do mnie pies z takim czymś, to raczej nie podejrzewałabym nowotworu, ale sobie tego przetłumaczyć nie mogłam. Lekarz chirurgii szczękowej (w końcu on zajmuje się m.in. nowotworami jamy ustnej) rozpoznał mukocelle, wyciął i dla pewności wysłał na histo-pato. Przeszło mi dopiero po odebraniu wyników. Za to zaczął się czerniak- na ręce znalazłam najzwyklejszego krwiaczka, ale dla mnie wtedy był czerniakiem. Zszedł po tygodniu. Potem miałam mieć robione badania krwi do nowej pracy, a ja mam rodzinnie niski poziom białych krwinek, niemniej za każdym badaniem panikuję, że szpik mi zanikł i trzeba będzie go przeszczepiać. Zastosowałam wobec siebie metodę wmawiania- codziennie wieczorem wyobrażałam sobie, jak odbieram wynik, na którym widnieje piękna liczba białych krwinek w wysokości 5,2. I wiecie co? Było dokładnie 5,2!!! Za to podwyższony poziom bilirubiny... Przed nową pracą wróciła arytmia- bez względu na działające dotąd leki, co dokładnie pokazuje, że serce zdrowe, tylko z psychiką coś nie tak Serce już się uspokoiło (praca bardzo fajna), ale za to latają mi oczy... Tzn. wieczorem bardzo bolą mnie mięśnie oczu (pewnie podświadomie je napinam), po zamknięciu ich migają mi obrazy, do tego czasami mam wrażenie, że zaraz zemdleję i że kręci mi się w głowie, choć jak zaczynam sprawdzać, czy aby tak jest na pewno, to nic nie mogę zauważyć. Werdykt? Nowotwór móżdżku jak nic Och, kochani, nie mogę sobie przetłumaczyć, że latające obrazy niekoniecznie od razu świadczą o nowotworze mózgu, bo jest 10 000 innych powodów, łącznie z nerwicą!!!! Do neurologa nie mam po co iść (zresztą byłam z 5 lat temu, też z latającym obrazem), bo co mu powiem? Że WYDAJE mi się, że kręci mi się w głowie, choć tak naprawdę nie mam zaburzeń równowagi? Że bolą mnie mięśnie oczu? Że zaczęłam krzywo chodzić (mocniej akcentuję krok prawą nogą) i mam ponapinane wszystkie mięśnie? Jejku, jak to tak wszystko napisałam, to już jestem prawie pewna, ze to nowotwór...
×