Skocz do zawartości
Nerwica.com

izkaa

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia izkaa

  1. izkaa

    Depresja objawy

    Witam. Mam 18 lat i od pół roku notoryczną niechęć do życia. Właściwie ataki kilkudniowego przygnębienia miewam od 2005 roku. Początkowo dołowałam się z powodu nieakceptacji przez otoczenie, uważałam, że jestem brzydka, beznadziejna, teraz tez tak jest, ale w mniejszym stopniu, gdyż spotkałam chłopaka i jesteśmy ze sobą półtorej roku. Ale od jakiegoś pół roku praktycznie non stop jestem, zdołowana, nic mnie nie cieszy. Najgorsze z najgorszych jest to, że dla mnie nie istnieje teraźniejszość, dla mnie albo coś było albo będzie. Wszystko kończy się za szybko, nie potrafię tej chwili wyłapać i cieszyć się nią. Czuję się również jak zamknięta w jakieś szklanej kuli, jakbym mogła dookoła wszystko obserwować dokładnie, ale nie mogłabym tego dosięgnąć, dotknąć. Nawet, gdy mój chłopak mnie przytula czuję się jakbym była od niego całe kilometry:/ to jest po prostu straszne. Kiedy o tym myślę (a rozmyślam często, nie potrafię się na niczym skupić, bo ciągle rozmyślam) zaczynam płakać, potrafię przepłakać kilka godzin, po których zazwyczaj jestem wykończona, pieką mnie oczy, boli głowa. Czasem czuję sie tak potwornie, ze nie wiem, co ze sobą zrobić. Bywa ze przygnębienie przeradza się w agresję, wtedy potrafię bić rękami, głową o ścianę, czasem tnę się po wierzchniej stronie nadgarstka. Żeby rozładować emocje. Kiedyś robiłam to częściej teraz mniej ze względu na chłopaka, który o tym wie i czasem prawie płacze jak widzi, że się pocięłam. Staram się, więc nie ciąć właśnie dla niego. Co do rozmyślań... Myślę prawie ciągle, o egzystencji. Nie obchodzą mnie przyziemne sprawy, boję się śmierci. Boję się, że umrę, że zostawię mojego chłopaka albo odwrotnie. Nie chcę się zestarzeć i umrzeć, nie chcę dnia, w którym ostatni raz spojrzę na niebo, na piękno świata. Wiem, że to nieuniknione, ale nie chciałabym odejść sama. Boję się tego panicznie. Czas dla mnie leci tak szybko, ze boję się, że pewnego dnia się obudzę i będę juz stara i będę wiedziała, że mój czas się kończy. Najbardziej jednak martwi mnie to, że jeśli miałabym umrzeć to z moim chłopakiem. Jeśli on były chory i umierający ja byłabym gotowa popełnić samobójstwo by tylko z nim razem odejść. On jednak nie popiera mojego zdania. Jest załamany moim tokiem myślenia. W ogóle kochamy się, ale nie rozumiemy do końca. On myśli 'przyziemnie' o swoich zainteresowaniach, o szkole, pracy, przyszłości, rodzinie. W zasadzie razem marzymy o wspólnym życiu. Ale po chwili uśmiechu przechodzi mnie myśl, ze i tak to sie skończy. Bywa tak, ze potrafię wpatrywać się w jedno miejsce, rzecz, roślinę, zwierzę, zjawisko, ludzi przez długi czas i rozmyślam, dlaczego tak jest. Najgorsze jest to, ze zastanawiam się jak to jest ze ja, właśnie ja potrafię myśleć, ja widzę, ja czuję, ja słyszę. Nie potrafię tego pojąć, cały świat i całe życie jest dla mnie nie do pojęcia. Nie potrafię sobie wmówić ze tak po prostu jest i już. Gdy dostaje 'ataku' przygnębienia zazwyczaj jestem zupełnie sama, (bo wtedy rozmyślam) i bardzo chciałbym by mój chłopak był przy mnie. Rzadko jednak dzwonie do niego czy pisze, ze jest mi źle. Nie lubię się tym chwalić, chcę to przeczekać sama. Właściwie poza moim chłopakiem nikt nie wiem o moich problemach. Kiedy jednak zdecyduję się i on do mnie przyjdzie wszystko przechodzi jak ręką odjął. Nie myślę, zajmujemy się sobą. A jak wychodzi... Wszystko wraca z powrotem:/ Najgorszy okres mam jednak teraz. Jestem w klasie maturalnej. Nie potrafię skupić się nad nauką, jak już się czegoś nauczę za kilka dni zapominam. Płaczę z tego powodu, nie potrafię się skupić. Czuję, że nie zdam matury tak jakbym chciała. Że nie podołam z tym. W dodatku mój chłopak jest w technikum (ten sam rocznik, co ja) on ma teraz luzy, ma na wszystko czas. Jest aktywny, działa w harcerstwie, jeździ na biwaki, gra na gitarze, ma od czasu do czasu próby ze znajomymi. To są jego dwa zajęcia, które uwielbia. Ja nie mam nic. Uważam ze do niczego się nie nadaję, ale to, dlatego ze choćbym chciała nic mi nie wychodzi. W ogóle nie wiem, czym mogłabym się zająć, nic mnie nie cieszy. Niczego nie potrzebuje z rzeczy materialnych. Na niczym mi nie zależy. Zdarza się ze mu zazdroszczę. Tego, ze może się czymś zająć, ze ludzie go lubią (jego drużyna harcerska, ma fajna klasę, kumple z prób), ja mam tylko Jego. Mam znajomych, ale oni maja mnie w dupie, spotykamy sie tylko na imprezach, nawet z nimi specjalnie nie gadam. Miałam przyjaciółkę... Ale odkąd jestem z moim chłopakiem nasze stosunki pogorszyły się, nie zwierzamy sie juz sobie jak kiedyś, jesteśmy jak zwykle koleżanki. Nie lubie o ty myśleć, nie chcę zazdrościć własnemu chłopakowi, ale jednak zazdroszczę:/ Jeśli o mnie chodzi ja lubię fotografię, jednak moje zdjęcia muszą mieć głębie, muszą cos przekazywać. Zazwyczaj są smutne, w szarych kolorach, albo czarno białe, albo przedstawiajże jesień. Odzwierciedlają moją psychikę. Tak samo jest z muzyką, ostatnio ciągle słucham tylko dołujących smętów. Postanowiłam napisać na tym forum, bo czuję się juz bezsilna. Jest ze mna coraz gorzej, coraz mniej siły mam na walkę. Na pewno jednak nie popełnię samobójstwa, bo panicznie boję się śmierci. Dlatego tkwię w beznadziejnej sytuacji bez wyjścia. Nikt nie potrafi mi pomóc, a właściwie jak nie wiem jak ta pomoc musiałaby wyglądać. Mój chłopak mówi, mi ze chciałby mi pomóc, ale nie wie jak, pyta mnie o to. Ja też nie umiem mu na to pytanie odpowiedzieć. Proszę pomóżcie. Bo takie życie jest straszne:( Nie chcę tylko ciągle płakać, chcę cieszyć się z tym co mam. Być szczęśliwa. Na razie wizyta u psychologa odpada, nie chce o tym informować rodziców, a sama nie mam na to pieniędzy. Dlatego z wielką prośba o pomoc zwracam się do was...
×