Skocz do zawartości
Nerwica.com

Aleksandra88rr

Użytkownik
  • Postów

    31
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Aleksandra88rr

  1. Dziękuje za odpowiedź, postaram się jakoś to opanować, po prostu schowam ciśnieniomierz i nie będę juz mierzyła Najwyższe dzisiaj miałam 95 ale po prostu czuję jakbym umierała
  2. Dzięki za odpowiedź, u mnie jeszcze taki strach jak mam ten ciągle podwyższony puls i lęk ,że w końcu coś stanie, organizm juz nie bedzie miał siły i zemdleje albo umre, albo sama nie wiem co...I tak co chwila go mierze, mam podwyższony, denerwuję sie tym i koło trwa... Jestem zapisana na przyszły tydzień do psychiatry, bo to już wiem,że znowu sama nie dam sobie rady. A u Ciebie ile trwają takie stany? Kilka godzin czy też potrafią przechodzić czasem w takie przewlekłe stany trwające nawet ponad dobe?
  3. Aleksandra88rr

    Cześć wszystkim.

    Wiem,że tego typu tematów była cała masa ale chciałam się podzielić z kimś moimi problemami, trochę chyba wyżalić i poprosić o otuchę. Z nerwicą walczę właściwie pół życia, z lepszymi i gorszymi skutkami, bywały lata gdzie jakiś atak czy epizod pojawiał się może 1 czy 2x, więc było to komfortowe do opanowania, wręcz zdarzało mi się kompletnie zapomnieć co jest nerwica. Były też lata gdzie ataki, epizody miałam co chwila, wystarczy jakiś impuls, sytuacja, czasem jedna negatywna myśl, wyobrażenie które zaczyna zmieniać się w kule śnieżną i w ciągu godziny zmienia się w paniczny strach, trwający czasem godzine, dwie, czasem nawet cały dzień czy noc, przechodzący w kilka dni. Tak mam przykładowo dzisiaj. Wczoraj wieczorem spokojnie mierzyłam sobie ciśnienie, i zobaczyłem podwyższone tętno, co zabawne było to to tylko 81, natomiast gdzieś znikąd pojawił się strach o dawne moje ataki kiedy nie umiałam przez całą noc albo dłużej powstrzymać wysokiego tętna, strachu ,że zaraz sie coś stanie. Dodam ,że bardzo często w sytuacjach spokojnych mam puls 60, czasem potrafilam nawet mieć z 57-58 i często skoki do 80-90 już odczuwam jakby to była potężna tachykardia, nakręcam, myślę ciągle o szybkim pulsie, panicznie sie go boje, że to nie przejdzie, ze umre, ze coś się stanie...Pomimo tego,ze miałam już to z kilka razy w swoim życiu, nadal nie potrafię zatrzymać tych myśli, zatrzymać tego w zarodku kiedy czuję,że ten stres narasta. Początki mojej nerwicy wieeele lat temu to były ataki paniki, 5-10 minutowe takie "wyrzutry" adrenaliny i potem był względny spokój, natomiast z czasem to przerodzilo się w taki stan przedpaniczny trwający godzinami, czasem nawet do 2 dni zanim mój organizm w końcu się w pełni uspokoi. W tym czasie potrafie mieć jeszcze atak jelita drażliwego, więc bardzo szybki skurcz i biegunka co jeszcze potęguje całokształt. Chodziłam na terapie, bralam leki, na bazie paragonu i temu pochodnemu, jakis czas poprawa chyba była, niby zrozumiałam cały mechanizm nerwicy, wiele razy go doświadczałam, nigdy nie stalo się nic złego ostatecznie po za skrajnym zmęczeniem...Natomiast pomimo to nadal jak wspomniałam wyżej, jakis impuls czy zwyczajna bzdura czasem potrafi nakręcić to katastroficzne myślenie nakręcające całą baze somatów... Jakie są wasze doświadczenia, jak z tego wychodzicie albo jak skracacie takie ataki? Macie jakieś wypracowane systemy albo zwyczajnie coś co ucina to w zarodku, albo zatrzymuję tą kule sniegu ? Przepraszam za błędy albo lekko nieskładne opisy ale jestem teraz w gorszej fazie nerwicowej wlasnie
  4. Pierwsza trwała około pól roku, behawioralno poznawcza czy jakoś tak, drugie podejście było 3 lata później i wtedy zdecydowanie krócej bo trafiłam na dość mało sympatycznego terapeutę i mówiąc krótko, zraziłam się wtedy... Ale muszę spróbować znowu, do trzech razy sztuka?
  5. Była również terapia, ale przyniosła mierne skutki, albo ja jestem wyjątkowa oporna w tej kwestii i po prostu pewne rzeczy są nie do przeskoczenia dla mojej mózgownicy...
  6. Chciałam się podzielić moim problemem, nie mam za bardzo z kim pogadać o tym, więc pozostało mi forum. Od jakiś 3 miesięcy mam problemy żołądkowe, raz jest lepiej, raz gorzej, uczucie ssania, ciężkości , czasem mdłości utrzymujące się cały dzień i znikające na dłuższy czas. Wcześniej od wielu lat miałam problem z zgagą, cofanie kwasy do gardła, palenie, pomagały leki doraźne i nieco olałam sprawe. Byłam u gastrologa i dostała inhibitor na 2 miesiące, po miesiącu stosowania nie czuję zbytnio poprawy. Ciągle o tym myślę, przeżywam, pierwsza moja myśl rano po wstaniu to właśnie żołądek, ostatnia przed pójściem spać podobnie. Natomiast największy zgryz i mętlik w głowie zrobił mi się tydzień temu po kontuzji na siłowni, przez 3 dni bolał mnie bark, przez co cała moja uwaga poszła na to i objawy ze strony żołądka zmniejszyły się o jakieś 3\4, były bardzo mało widoczne albo znikome. Plus potrafię mieć mdłości i zero apetytu a tego samego dnia wieczorem lub późnym wieczorem kilka godzin później odczuwać silny głód i mieć mega apetyt... Czy naprawdę nerwica może powodować aż tak długotrwałe problemy? Miałam już problemy z IBS ale były to epizody powiedzmy jednodniowe...Więc ciężko mi uwierzyć, że teraz to nadal spowodowane nerwicą. Oczywiście dostałam skierowanie na gastroskopie ale sama myśl już powoduje u mnie przerażenie i na ile znam swoja głową, w dniu bania nie dotre nawet do przychodni bo sparaliżuje mnie lęk. Więc jestem w takim zamkniętym kole i nie wiem co mam robić, nie umiem też wyłączyć tego myślenia ciągłego o objawach , więc nie mogę w 100 % sprawdzić czy to faktycznie powiązane z nerwicą. Jak sobie radzicie w takich momentach, proszę o pomoc
×