Witam. Cierpię na zaburzenia lękowe razem z nawracającymi epizodami depresyjnymi już od dłuższego czasu. Jestem obecnie na 2 roku studiów, stosunkowo wymagających. Mój problem polega na tym, że lęk towarzyszył mi od pierwszych chwil na uczelni - był bardzo intensywny, ale mierzyłam się z nim (wcześniej pracowałam 2 lata w sklepie- również lęk mnie nie opuszczał). Chodziłam na zajęcia, mimo drżących rąk, braku tchu przy przedstawianiu prezentacji, drżenia całego ciała, fascykulacji, przyspieszonego bicia serca non stop... Jednocześnie ciągle uczęszczałam na terapię mając nadzieję, że w końcu moje objawy ustąpią. Niestety objawy nie ustąpiły, mimo uczęszczania na zajęcia, pracy z myślami ciągle się z tym męczę. Straciłam motywację do terapii, do walki o siebie, o swój dalszy los... Osoby z mojego kierunku zaczęło to po prostu już bawić, przez co czuję się gorsza, nijaka, mniej warta. Wykładowcy też mnie dziwnie mierzą. Dodam, że mam bardzo dobre stopnie, udało mi się na ten rok zdobyć stypendium. Jednak mimo tego czuję się po prostu głupia, jak zagubiona dziewczynka niepotrafiąca się odnaleźć w świecie dorosłych ludzi. Wszystko zaczęłam widzieć ostatnio w czarnych barwach. Nie chcę zawalić tych studiów, bardzo mi na nich zależało, to było i nadal jest moje ogromne marzenie, ale czuję jak z dnia na dzień się wypalam... Ciągle nachodzą mnie myśli, że prędzej czy później mnie z nich wywalą przez mój brak obycia i "swobody" oraz ciągłe stresowanie się dosłownie wszystkim. Zaczęłam mieć też bardzo silny lęk społeczny- przestałam praktycznie wychodzić z domu, siedzę w nim zaszyta, gdy wychodzę czuję się jak jakaś dzikuska widząc tych wszystkich swobodnie żyjących ludzi.