Skocz do zawartości
Nerwica.com

un_lucky luke

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez un_lucky luke

  1. Mogę być wdzięczny na tą chwilę za to, że jeszcze żyję, bo mogło być ze mną różnie. Zawsze to ja musiałem podtrzymywać rozmowy z dziewczynami. Nigdy nie było tak, że któraś z dziewczyn chciała rozpocząć rozmowę od siebie. Jedynie, jak coś ode mnie potrzebowały lub o jakąś radę, a jeśli chodzi o głębsze rozmowy? Nigdy. Chętnie bym poznał taką koleżankę, z którą i byśmy godzinami mieli o czym rozmawiać (tematy by się znalazły, tylko trzeba trafić na odpowiednią osobę), i też byśmy oglądali gwiazdy na niebie wieczorem (nigdy tego robiłem). Staram się robić to, co podpowiada moje przeczucie, choć nie zawsze. Z banku, to jedynie wyciągam pieniądze. A jeśli chodzi o Twoje pytanie, moja odpowiedź: oczywiście, że nie. Wymyśliłbym coś "na spontana". Do tej pory, to ja odpowiadałem za rozmowy z dziewczynami, ja wymyśliłem różne tematy do rozmów, zadawałem pytania. A one zazwyczaj odpowiadały zdawkowo. Naprawdę się staram i coraz bardziej mnie frustruje samotność. Nie mam nic przeciwko pobyć chwilę samemu, ale żeby nawet nie miałbym z kim się spotykać?! Dlatego podkreślałem, że długoletnia samotność bardzo źle mi służy. Jeżeli nawet małolaci nie mają większych problemów by kogoś poznać, a ja wręcz przeciwnie to jak mam się czuć? Nie mówi im się żadnych rad typu "pokochaj się" czy "wyjdź do ludzi". U nich to przebiega naturalnie, normalnie. O to mi chodziło, żeby kogoś poznać w normalny, naturalny sposób. W czym mogłaby mi pomóc? Boję się, że może wszystko tłumaczyć czysto teoretycznie. Wolałbym coś praktyczniejszego. Poza tym są też Panowie psychoterapeuci. Mi wystarczy na początku dobra koleżanka, kumpela. Ale z drugiej strony chciałbym, aby (po "cichu) z biegiem czasu była kimś więcej. Bo jeśli kogoś innego pozna, to nie będzie chciała spędzać czasu ze mną, tylko ze swoim partnerem. Nie przejdzie, bo długotrwała samotność bardzo źle wpływa na moją samoocenę, samopoczucie. Czuję, jakbym "dziczał". Nie wiem, czym bym się zajmował, bo do tej pory "szukanie kobiety swojego życia" traktowałem, jako cel priorytetowy. Nie brałem pod uwagę wariantu alternatywnego, kiedy byłbym definitywnie sam.
  2. Mogę próbować, próbować i...próbować. Ale jak będę miał 4 dychy na karku i pomimo prób nic się zmieni, to definitywnie porzucę wszelkie próby "poszukiwania" i "poznawania". Teraz żałuję, że w latach nastoletnich zawaliłem ten temat. Wiesz, gdybym miał doradzić obecnym nastolatkom, co robić, kiedy im jakaś koleżanka (normalne a nie porąbane i rozkapryszone "Julki"!") się spodoba. Po prostu działać w miarę sprawnie i zdecydowanie! Bo później bywa bardzo różnie. Nie każdy pójdzie potem na studia. Czy młodzieńczy związek przetrwałby próbę czasu? Niewiadomo. Znam pary (nieliczne, ale jednak), które poznały się w czasach liceum i do dzisiaj są razem, już jako małżeństwa. Natomiast na pewno młodzi zyskaliby doświadczenie, ogładę. Jakby nie patrzeć bycie z kimś ulepsza umiejętności społeczne. Inaczej się patrzy na osoby, które mają pojęcie o związkach (nawet jak ktoś jest rozwodnikiem) a inaczej, kiedy w tych sprawach ma się znikome doświadczenie. A czy później miałbym szansę kogoś poznać? Teraz to jest dla mnie ostatnia szansa! Daje sobie max 5 lat, a później zobaczymy. Bądźmy dobrej myśli, bo co innego mi zostaje Wtedy mi było przykro, a teraz? Nawet dobrze, że tak się stało. A za 5 dych to bym zaprosił koleżankę na piwko i spaghetti lub pizzę
  3. To za to można otrzymać ostrzeżenie? Bez przesady A tak w ogóle, w życiu nie mam zamiaru być niegrzecznym łobuzem. Mam zbyt łagodny charakter do tego. Co nie znaczy, że dam się rozstawać po kątach (kiedyś byłem ostro gnojony w szkole i być może między innymi przez to mam problemy z nawiązywaniem relacji, bo nie umiem ufać, choć paradoksalnie potrzebuje wartościowej relacji). Poza tym, dlaczego przed kobietami miałbym udawać kogoś takiego? Kiedyś takie udawanie wyjdzie "na jaw" prędzej czy później. To już wolę być z taką osobą, która mnie polubi za to, jaki jestem naprawdę, a nie kogo miałbym "grać". Gdybym umiał "grać", byłbym aktorem Co najwyżej to robię amatorskie cosplaye na coroczny wydarzenie fantastyki czyli poznański Pyrkon (polecam, byłem już 2 razy!). A tak? Ani ze mnie buntownik, ani kibol. Za łagodny mam charakter.
  4. 1. Schudłem przez ostatnie 2 lata 20 kg, choć i tak mam nadwagę. Akurat pracuję w sklepie, więc dźwiganie cięższych rzeczy nie jest mi obce. Tylko, jak notorycznie słyszę rady typu "idź ćwicz" to ja się pytam: "kiedym miałbym na to czas?!". Nawet w domu przez jakiś czas robiłem proste ćwiczenia i nic to nie pomogło (po godzinie dziennie robiłem). 2. Byłem na speed-datingu jedyny raz. Nie oczekiwałem, że poznam przyszłą żonę, bo to zbyt naiwne podejście, ale...sparzyłem się i to bardzo! Po pierwsze: hałas, który bardzo utrudniał rozmowę z dziewczynami. Ledwo dało się cokolwiek słyszeć. Bo drugie: miałem lekki stres. Nie wiedziałem, czego mogę się tak naprawdę spodziewać. Trzecia sprawa: niektóre dziewczyny przyszły dla "beki", zabawy. Nie traktowały tego zbyt poważnie. To jaki sens wydawania 5 dych (dla porównania - ja płaciłem 100 zł) na siedzenie ok. 2 godzin i robienie "beki" z innych osób?! To już lepiej przejść się do pubu, napić się piwka i też można się zabawić Większość uczestniczek nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Jedynie z pierwszą koleżanką się dało jako-tako porozmawiać, bo pracowała w schronisku dla zwierząt a reszta? No jak ktoś uważa, że Bali to jest wymarzone miejsca do podróży, to u mnie załącza się alarm! Albo miałem wątpliwą przyjemność słuchać moralizatorskiego "wykładu" na temat mojej pracy. Gdyby nie dzwonek kończący każdą rozmowę, to bym się ulotnił (strasznie mnie dziewucha wkurzyła!). Zresztą, kiedy odpowiedziałem, gdzie pracuję, to przeważnie reakcja koleżanek była taka, jakby widziała dziwoląga, który uciekł z cyrku. Może kiedyś dam szansę, ale pod warunkiem, że poznam normalne kobiety a nie niedojrzałe smarkule, albo materialistki! Dodam, że nie dostałem ani jednego numery! Żeby było śmiesznie, to całe show skradł pewien mulat. Wszystkie dziewczyny do niego lgnęły (nawet te niezbyt urodziwe) i same z siebie zagadywały, a do mnie? Nikt! Po zakończeniu tego "wieczoru" od razu wyszedłem stąd. Nie miałem ochoty tam zostać ani chwili dłużej! Byłem wściekły! 3. Ja mam bardzo przeciętny wygląd. Jedyne "powodzenie" miałem na początku liceum, ale szybko "przeszło". Mam "słomiany zapał". Bardzo szybko odpuszczam, kiedy nic mi nie wychodzi. Nie oczekuję, że musi mi wyjść wszystko od razu wszystko, ale jak innym wychodzi stosunkowo łatwo, a mi z dużym oporem - to jak mam o siebie myśleć? Czuję się, jakbym był upośledzonym. Bardzo fajny pomysł z filmem! Na pewno wezmę to pod uwagę i dzięki za wiarę we mnie, to mnie bardzo buduję Po prostu, mam dosyć bycia do niczego! Żadna kobieta nie chce być z ciamajdą, która nic nie umie.
  5. Hej, jestem osobą samotną. Chętnie poznam koleżankę, z którą mógłbym porozmawiać. Jestem z rocznika 1990 i mieszkam w Poznaniu. Najlepiej, jakby to była osoba w podobnym wieku do mojego. Jakby co, to nie gryzę
  6. Tak serio piszę. Odrzucam "złote rady", bo u mnie nie miały żadnego przełożenia. Ćwiczyłem na studiach, chodziłem sporadycznie na imprezy, zagadywałem dziewczyny w księgarniach/empikach, raz byłem na speed-datingu, schudłem 20 kg, byłem 2 razy na festiwalu Pyrkon (mieszkam w Poznaniu) i nic to nie pomogło! A staram się zagadywać dziewczyny na temat książek albo to, co lubią oglądać. Na pewno nie mogę sobie zarzucić, że siedzę z założonymi rękoma. Po prostu po wieloletnich niepowodzeniach, czuję coraz większy brak wiary w siebie, że mój los zmieni się na moją korzyść. Innym coś w życiu wychodzi a mi nie?! To jest frustrujące! Chcę być w końcu w jakiejś dziedzinie/dziedzinach spełniony. Chcę czuć, że mam realny wpływ na moje życie, że nad swoim życiem mogę panować. Bo jak do tej pory moje życie brzmi jak "czy leci z nami pilot?!". Kiedyś słyszałem opinię o sobie, że "nie potrafię się sprzedać", tylko jak miałbym to zrobić?! Nie wiem, co miałbym robić "nietypowego"?! Nie mam pomysłu, od czego miałbym zacząć. Musiałbym coś umieć, a nie umiem. Nie umiem nawet prostych rzeczy. A co do filmów: mam 4 filmy (łącznie 23 wyświetlenia), które łącznie trwają z ok. 3-4 godzin. Takie moje "luźne lanie wody". Wysyłałem udostępniania, linku na grupowe messengery, na kanały pod tematyką ww. filmów. Nie robię clickbaitowych tytułów. Normalne tytuły, odręcznie robiłem miniaturki (bardzo amatorskie nie tak jak profesjonaliści). Zazdroszczę tym, którzy naprawdę rozwijają swoje kanały. Bo też chodzi o zainteresowania (nie nastawiam się na monetaryzację, na zarobek, to ma być w celu hobbystycznym), o zaoferowaniu drugiej osobie samego siebie. A mam duże problemy z kreatywnością. Ciężko jest cokolwiek wymyśleć, kiedy tematy (które pasowałyby pod moje zainteresowania) są zajęte. A nie chcę dublować.
  7. 1. Za co miałbym być wdzięczny? Chyba tylko, że w ogóle jeszcze żyję. Moje życie to jest męczarnia. Nic mnie nie cieszy, bo co ma mnie cieszyć?! Że nie idzie po mojej myśli? Że moje wybory to nie są te wybory z mojego, czystego przekonania, tylko "z braku laku"? Co z tego, że mam prawko jak nie mam auta? Są dla mnie za drogie, a odkładam na moje przyszłe mieszkanie. A obecną pracę nienawidzę! Chcę znaleźć coś o wiele lepszego! Nie jestem dumny z siebie! Z niczego! Bo z czego miałbym?! Nic umiem zrobić dobrze! Nie chodzi o to, że mam umieć wszystko, ale jeśli nie umiem ani zrobić dobrze filmów, ani rysować, ani poznawać kobiet, ani mieć dobrej pracy, ani przyciągnąć innych ludzi, niczego umiem to za co miałbym być wdzięcznym?! Nic mi nie przychodzi do głowy! 2. A co miałbym opowiadać? Nie raz mówiłem o rzeczach, które powiedzmy trochę mnie "interesują" (nie mylić z hobby), a reakcje osób były takie, jakby patrzyły na mnie na debila. 3. Dużo osób przez całe życie mi mówi, co mam robić, co wybrać, a nikt nie potrafi zrozumieć, że sam się zdecydować. Nie znoszę, kiedy ktokolwiek mi narzuca swoje zdanie. Czuję się, jakbym był upośledzony. 4. Nie znam żadnej dziewczyny, która chciałaby być ze mną z jakiś głębszych powodów. Po co im koleś, który nie jest ani przystojny, ani bogaty? Po co mają się z kimś takim się męczyć? Jak mam w siebie uwierzyć, jak nikt we mnie nie wierzy, nie ufa mi? 5. Poza narzekaniem, nic umiem. Pamiętam do dziś, że największym wstydem w latach szkolnych było to, że nie potrafiłem jeździć na rowerze (i do dzisiaj nie umiem, bo mam problemy z równowagą). Nie potrafię zrobić prostych rzeczy. Nawet rysować nie umiem! Z zazdrością i podziwem patrzę na tych, co naprawdę potrafią zrobić fajnego. Takie osoby przyciągają uwagę innych, w tym kobiety. 6. Chcę umieć obydwie rzeczy. Bo jak miałbym być z kimś na stałe, jakbym nie miał choć minimalnego powodzenia? Muszę jakoś przyciągnąć kobiety, by natrafić na odpowiednią. U mnie samotne mamuśki odpadają! Nie chcę być z kimś, kto będzie mnie traktował jako "sponsora" dla swoich dzieci (a nie moich, bo nigdy nie będą moje, nie będzie naturalnej więzi) i u takiej kobiety będę na ostatnim miejscu w jej hierarchii. Poza tym, natrafiłbym na jej ex, a nie mam zamiaru mieć do czynienia z jej facetem (który mógłby mi bardzo zaszkodzić). Bo tak jest. Nie mam doświadczenia z kobietami = totalny dziwoląg, ratuj się kto może! A ja nie jestem gorszy od podrywaczy! Znam kolegę (który ode mnie jest niewiele starszy) i też do prawie 30-stki nie był w żadnym związku. Poznał przez neta dziewczynę i z nią się ożenił. Mają też dziecko. Jemu się udało, mi nie. Pod względem wiary jestem tzw. "umiarkowany", "letni". Bardzo mało jest młodych osób w kościele. Przeważnie są ze swoimi partnerami. Nawet nie raz modliłem się o to, abym poznał fajną dziewczynę. Widocznie Bozia ma inne priorytety.
  8. OK, postaram się ustosunkować do Twoich punktów. Z góry przepraszam, że piszę z dużym opóźnieniem. Ostatnio nie miałem zbyt wiele czasu, by tutaj zajrzeć (mam ostatnio w pracy "nocki" i muszę niestety się wyspać, nie jestem jeszcze na tyle przyzwyczajony do takiego trybu pracy): 1. No właśnie nie wiem, co robię dobrze, a co muszę poprawić. Pytałem się znajomych, ale nie uzyskałem żadnych satysfakcjonujących uwag. Jedynie słyszałem albo "złote rady", albo teksty w stylu "jesteś inteligentny, przystojny, na pewno kogoś znajdziesz". Taaaa....gdybym był taką osobą, jak mnie opisują, to nie byłbym sam. Logiczne. A kto by chciał mnie poznać? Bardzo chciałbym kogoś poznać, ale muszą obie strony tego chcieć. A przecież nie chcę nikogo zmuszać. Jeśli ktoś zechce mnie poznać - fajnie, a jak nie - no nic więcej nie mogę zrobić. Jedynie mogę spróbować, ale czy się uda? Nie wiem. 2. Nie szukam modelek. Podobają mnie się normalne, przeciętne z urody kobiety. Sam nie jestem "ciachem". Przecież nie umówię się z dziewczyną, która nie dba o siebie (w sensie higieny) czy też z taką, która nie potrafi o niczym ciekawym porozmawiać (temat o serialach i imprezach to nie moje "klimaty"). 3. Dla mnie to jest wstyd i to duży! (zresztą wstydzę się wielu rzeczy i do dzisiaj mnie to ciąży) To jest takie uczucie, jakby nikt mnie chcę. Tak uczucie w stylu "zawsze wybrany jako ostatni w grze w piłkę". Co czuję? Jakbym był do niczego! Nawet niscy czy brzydcy potrafią być z kimś albo chociaż mieć w tym doświadczenie, pojęcie. A ja? Jakby wszystkie dziewczyny ode mnie uciekają Musi coś we mnie odpychającego, że tak mnie unikają. 4. Jakoś nigdy nie byłem fanem aktywności fizycznej. Jedyną aktywnością, którą z chęcią wykonuje to długie spacery. A siłownia? Na studiach zapisałem się na wf-ie na zajęcia z siłowni (bo musieliśmy wybrać). Nie wybrałem żadnej gry zespołowej, bo nie umiem grać ani w piłkę, ani w siatkówkę, ani w koszykówka. Została siłownia. Nic z tego nie wyszło. Inaczej powiem: zero efektów. Nie mieliśmy prowadzonych w sposób profesjonalny zajęć, tylko to było robione na zasadzie "róbta, co chceta". Próbowałem z każdego po trochu maszyn i różnych partii ciała, ale to nic nie dało. Poza tym nie chciałbym być z dziewczyną, która patrzyła by na mnie jako "mięśniaka", "przystojniaka". Chciałbym być z kimś, kto mnie w pełni akceptuje a nie tylko to, co danej osobie jest wygodne. Poza tym, z racji mojej pracy nawet nie mam czasu ćwiczyć. 5. Pracuję w sklepie w jednych z znanych sieci dyskontów. Szczerze, nie znoszę swojej pracy. Jedyny plus mojej pracy jest to, że nie boję się zagadywać do ludzi. Nie zmienia to faktu, że to nie jest miejsce dla mnie! Tym bardziej, że jestem po studiach. Robię poniżej moich kwalifikacji. A już pracuję ponad 8 lat. A od niedawna robię na innym sklepie i mam tego dość! Coraz bardziej skłaniam się do szukania nowej pracy. A co do filmów: mam 4, nic ciekawego, są cholernie długie (bo lubię się rozgadywać albo tak jak tutaj "lać wodę"). Nie ma ściśle hobby, pasji, są to co najwyżej luźne zainteresowania. Nic poza tym. Z podziwem i zazdrością patrzę na tych, którzy przez yt zrobić świetne filmy. Pod względem treści, wyglądu. Moje to czysta amatorka. Nie potrafię ani zrobić ekranu tytułowego (miniaturki do danego filmu), ani montażu nie umiem. Nawet rysować nie potrafię, a mam przecież tablet graficzny i nie ogarniam go (mam program graficzny krita, oglądałem filmy-tutoriale, ale nic nie ogarniam, bo za szybko i niedokładnie jest to tłumaczone. A muszę uczyć się wolniej, bym lepiej zrozumiał). 6. Chodziłem ze znajomymi z poprzedniego sklepu kilka razy na imprezy. Poza swoim "kręgiem" to żadna inna (w tym przypadku obca) dziewczyna ze mną nie tańczyła, bo nie umiem tańczyć. Pomimo prób, nie potrafiłem przełamać się wśród tłoków w klubie. A nie raz widziałem, jak równie przeciętni, albo starsi ode mnie faceci jakoś potrafi z kimś zatańczyć. Panie nie chcą ze mną tańczyć. 7. Byłem na różnych portalach typu sympatia czy badoo i miałem w ciągu tych wszystkich lat kilka "spacerów". Próbowałem z zabawnym opisem, pisałem do dziewczyn w miarę nieszablonowo (żadne "hej" czy coś, tylko starałem się w wiadomościach nawiązywać do opisu czy do zdjęcia). 8. To Twojemu sąsiadowi bardzo współczuję tragedii z powodu śmierci jego brata. A innemu bratu się udało! Cieszy mnie to, choć sam podkreśliłeś, że jest atrakcyjny. No właśnie! A ja? Max. bardzo przeciętny, przeźroczysty, niewidoczny. Jak do 40-stki będzie u mnie status quo, to rzucę to wszystko w cholerę. Żadna szanująca się kobieta nie będzie chciała być z starym kawalerem bez pojęcia o tworzeniu i rozwoju relacji. Zresztą, która by chciała niedoświadczonego 40-latka? Będę próbował coś z tym zrobić. Tylko no właśnie. Chcę wiedzieć, co robię nie tak. Bo już od wieloletniej samotności moja psychika rozpada się.
  9. Można tak stwierdzić, że po prostu nie ma szczęścia do dziewczyn. Ile razy się starałem, tyle razy dostawałem po tyłku. Rozumiem, że może raz, drugi, trzeci mieć pecha, ale tyle lat?! Naprawdę nie potrafię ocenić obiektywnie, co robię nie tak, bo ciągle słyszę rady, które nie raz są ze sobą sprzeczne i weź tu bądź mądry. Nie przepadam za "złotymi radami", bo to nie jest tak, że "zrobisz to i to, to wyjdzie to i tamto". Naprawdę próbuję czegokolwiek, byle swój uciążliwy problem zwalczyć! Na yt - mam na razie 4 filmy. Nic takiego, ale na pewno nie będę robić jakiś kontrowersyjnych czy z tzw. "clickbaitem". To nie w moim stylu. W pracy nie jestem najmłodszy, ale albo koleżanki są zajęte, albo zbyt młode, albo 40+ a ja nie chcę mieć drugiej matki (jedna mi starczy!).
  10. Jasne, że robię dla siebie. To takie "pseudohobby", ale wkurza mnie to, że człowiek się stara i nie wychodzi tak jak bym chciał. A innych to znacznie lepiej wychodzi. Nie chodzi tylko o głupie filmiki. To także wszystko to, co próbowałem w życiu robić. Nie umiem nic zrobić dobrze! To mnie najbardziej boli! Nie mam tak naprawdę pomysłu na swoje życie. Przez dotychczasowe życie jestem jak liść na wietrze, gdzie mnie zdmuchnie tam polecę. Chcę coś umieć, chcę być z czegoś dumny! Chcę pokazać wszystkim, że nie jestem do niczego, że umiem różne rzeczy, że przyszła partnerka też mnie zauważy. Mam dosyć siedzenia samemu w 4 kątach! Nie mówię, że od razu chcę się ożenić i mieć od razu dzieciaki, bo do takich spraw trzeba być gotów, ale do jasnej cholery fajnie by było się z dziewczyną pospacerować, cokolwiek porobić, doznać bliskości (sprawy "łóżkowe" to o wiele później na to będzie czas ) . Po prostu mieć dla kogo żyć! Oczywiście, można to robić w pojedynkę, ale u mnie to nie przejdzie. Nie tylko chodzi o filmu. To jest taki "wierzchołek na górze lodowej". Mam takie odczucie, że po prostu nic nie umiem. Żadna szanująca się osoba, w tym też kobiety, nie chcą być z kimś, komu nic nie wyszło w życiu. Nawet "prawko" zdałem praktycznie dopiero za trzecim razem, a niektórym wychodzi od razu. Tak samo z kobietami: mnie nie wychodzą próby poznania ich w głębsze relacje (miałem w życiu kilka "spacerów), a u innych? Łatwizna! Wiem, że nie ma ideałów, ale nie chcę wyjść w oczach innych i też w moich oczach czuć się jak "przegryw". Chcę być z czegoś dumny! Kobiety nie chcą być z nieudacznikami. Po co im taki? Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy one wolą "gotowców", bo nie trzeba się wysilić. Gdybym był budynkiem to takim jak ruiny z "Nasz nowy dom". Kto by chciał mieszkać (przy zdrowych zmysłach) w takiej ruderze? Tak samo w związku: która kobieta chce być z tak wadliwym facetem jak ja?
  11. Wiem, że nie należy patrzeć na wyłącznie na wygląd. Zresztą sam wcześniej napisałem, że nie należę do przystojniaków. Jestem co najwyżej przeciętny z urody. W dodatku trochę ze mnie kurdupel, bo mam 173 cm wzrostu. Niektórzy mówią, że jestem wysoki, co mnie bardzo bawi I to mówię Panie, które są ode mnie znacznie niższe. Nawet jestem poniżej średniej. Kiedyś na początku liceum miałem chwilowe "powodzenie". Tylko problem leżał w tym, że raz - dopiero co poznawałem osoby i nie należałem do zbyt otwartych ludzi. Zawsze byłem bardziej introwertykiem. Poza tym, te koleżanki, które się mną chwilowo interesowały były zupełnie nie w moim typie: wygląd to jeszcze pół biedy, ale mnie odpychały swoim "podejściem" do życia (wagarowanie, niechęć do uczenia się, palenie papierosów, imprezy). Mimo wszystko w liceum byłem kilka razy zapraszany na "18-stki", ale i tak nikogo nie udało mnie się żadnej dziewczyny poznać. Nawet na studniówkę poszedłem sam Chciałem zaprosić jedną koleżankę (z innej klasy). Bardzo mnie się podobała, w zasadzie to mówiliśmy tylko "cześć", bo tak jak wspomniałem to byliśmy w innych klasach i nie mieliśmy częstej styczności. Niestety ona kogoś miała, a kilka lat później ożeniła się z tym partnerem. Próbowałem także przez portale randkowe. Jedynie raz miałem bardzo bliską szansę, by być w związku, ale z własnej głupoty to spaprałem. Mimo, że z tą koleżanką pisaliśmy często na gg (mieszkała ode mnie 300 km) i trzeba przyznać była w moim typie (a ja mam bardzo "specyficzny" gust, lubię normalne z wyglądu dziewczyny. Żadne modelki, imprezowiczki!). To ona jako pierwsza osoba pytała mnie się, czy kogoś mam. Powiedziałem wprost, że nie mam. Nawet planowałem wyjazd do niej, obiecałem! Tylko niestety rodzice mnie nie puścili (to było w wakacje, miesiąc przed moimi 18.urodzinami). Byłem strasznie wkurzony! Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie dość iż nie dotrzymałem słowa, to jeszcze po niedługim czasie poznała jakiegoś kolesia Czułem się z tym bardzo źle. Mimo to, czasem myśli o tej dziewczynie wracają jak boomerang. Co by było, gdybym jednak wtedy pojechał! Może by się wtedy udało? Tego się nie dowiem, ale bardzo żałuję, że zawaliłem temat. W swoim życiu widziałem może z 2 razy, kiedy dziewczyna wolała być z kimś brzydszym. Raz to było na studiach, kiedy do mojej koleżanki wpadł jej partner. Ale był wtedy (moim zdaniem) bardzo brzydki, ale z drugiej strony uczył się na politechnice, więc czymś innym nadgonić. A tak? Większość dziewczyn woli wyższych, bardziej majętnych, przebojowych, "śmierdzących" pewnością siebie. Ja jestem z przeciwnego "bieguna", co nie znaczy, że nie potrafię się postawić, kiedy trzeba. Zbyt wiele razy byłem gnojony, że sobie pozwolić na takie traktowanie. Prędzej faceci umawiają się z "brzydszymi" dziewczynami niż dziewczyny umówią się z "brzydszymi" facetami. Chciałbym by, po prostu ktoś mnie zaakceptował. Jestem taką osobą, która jest w stanie całej cholerne niebo dla tej kobiety, która we uwierzy, postawi na mnie! Wtedy się bardzo odwdzięczę. A tak? Ile mam w życiu czekać? Nie jestem nastolatkiem, jestem prawie 35 letnim facetem. Jak tak dalej pójdzie, to będzie polska wersja "40-letniego prawiczka".
  12. Mam świadomość, że ktoś ode mnie jest w jakiejś dziedzinie lepszy. Na tym polega rywalizacja. U mnie jest tak, że nienawidzę być od kogoś gorszy (tak mam od zawsze). Wtedy czuję się upokorzony, jak śmieć. Czuję się, jakbym tkwił w wspomnianym wcześniej tunelu, bo straciłem wszelkie nadzieje na lepsze jutro. Łatwo jest mówić, że nic nie jest jeszcze stracone. Tylko, że jestem coraz starszy i niektórych rzeczy nie da się naprawić. To jest w tym wszystkim najgorsze. Gdybym mógł się cofnąć w czas, dużo bym zmienił w życiu. Teraz na niektóre rzeczy jest po prostu za późno. Co ja czuję? Wewnętrzną pustkę. Dlatego na wstępie pisałem, że nie mam hobby, ani przyjaciół, ani partnerki. Nie ma sensu życia, nie mam po co żyć, nic mnie nie "napędza". Żyję, bo żyję. Jestem jak liść na wietrze, godzę się na wszystko, bo nie mam zbyt dużego wyboru. Teraz życie to dla mnie przetrwanie, nie potrafię się cieszyć z niczego. Podam przyklad: mam kanał na Yt. Zrobiłem niedawno 4 filmy i ile mam wyświetleń? W ciągu 2 tygodni 4 filmy osiągnęły ponad 20 wyświetleń. Wkurza mnie to, że tak mało mam wyświetleń, bo niektórzy robią świetne filmy pod względem jakości i merytoryki. Za co cokolwiek się zabieram, to partolę Fajnie by było być doceniony.
  13. Wiesz, dlaczego uważam niektóre rady za głupie? Dlatego, że nie mają żadnego sensu. Np. Jaki jest poznawać kogoś w bibliotece, skoro książki można czytać przez czytniki e-book? W ogóle kto w dzisiejszych czasach korzysta z bibliotek? Ostatni raz korzystałem z tej placówki kilkanaście lat temu będąc studentem i na żadną dziewczynę nie natrafiłem? Albo moje "ulubione" 2 rady: "wyjdź do ludzi" - ciekaw jestem, jak miałbym wychodzić do tych osób, skoro tkwią w swoich skromnych grupach i nie są zainteresowani dalszą integracją? Nie każdy chce poznawać nowe osoby. Nie boję się nikogo poznać, ale z drugiej strony nie lubię się narzucać. Nie chcę być natrętnym. A druga rada, która mnie wpienia to ta z siłownią. Po pierwsze nie przepadam za aktywnością fizyczną, chociaż lubię spacery. Kiedyś próbowałem ćwiczyć na studiach, ale efekty były beznadziejne. Poza tym przez swoją pracę nie mam na to czasu. Nie chciałbym być też kolejnym "gotowcem" dla Pań. Chcę być z taką dziewczyną, która zaakceptuje mnie takiego, jakim jestem. Żeby znała mnie z normalnej strony a nie, kiedy by mnie się w życiu powodziłoby. Dla mnie takie porady to są w stylu: "Chcesz być najlepszym piłkarzem? To miej technikę jak Ronaldinho, ćwicz jak CR7, miej zdrowy tryb życia jak Haaland i ciężko pracuj jak Lewandowski". Niby taka porada nie jest zła, ale jest bez sensu. Dlaczego? Bo oni są jedyni w swoim rodzaju! A każdy z nas jest inny człowiekiem. Każdą poradę, pomoc trzeba dopasować indywidualnie a nie mówić ogólniakami, sztampowymi "pseudoradami". Gdybym miał poradzić komukolwiek w jakiejś sprawie, to najpierw musiałbym tą osobę lepiej poznać, pogadać i wtedy spróbowalibyśmy znaleźć rozwiązania. Wtedy efekty byłyby bardziej mariodajne. I co według Ciebie robię nie tak? Bo sam nie wiem, co robię dobrze a co muszę poprawić. Oczywiście szukam "drugiej połówki". Tylko jak tu trafić na wolną, "z czystą kartą" (samotne mamuśki odpadają!), w porządku, skoro trafiam na zajęte? (nie wykluczam, że któraś mnie celowo okłamuje, byle mnie spławić). Cytat Einsteina znam.
  14. Widzisz, jestem za stary Zresztą, nie lubię się pchać tam, gdzie mnie nie chcą. Jeśli nikt mnie nie "zaprasza", to nie wchodzę tam. Poza tym, z tego co ona pisała, to jest z Łodzi albo okolic tego miasta, a ja z Poznania. Wolałbym poznać dziewczynę z Poznania lub okolic, a różnica wieku max 10 lat, gdyż będziemy na podobnym etapie życiowym. Poza tym Ola szuka osoby o innej urodzie, a ja to księciem z bajki to nie jestem. Prędzej mi do Shreka
  15. Mimo, że jestem z rocznika 1990 (ale jestem stary ) to mam bardzo duży problem z nawiązywaniem relacji z innymi osobami, a zwłaszcza z kobietami. Nie raz próbowałem jakąkolwiek dziewczynę poznać (a proszę mi wierzyć nie kręcą mnie tzw. "modelki", tylko normalne z wyglądu dziewczyny, bo sam "ciachem" to nie jestem) i jaki rezultat? Non stop odrzucenia! Nie boję się zagadywać, bo dzięki temu próbuję walczyć z moją nieśmiałością, ale notoryczne odrzucenia doprowadzają do frustracji. Widzę różne pary, nie są to wyłącznie "piękni, młodzi i bogaci" są naprawdę różne kombinacje a mimo to, dają radę. Ja od 20 lat próbuję być z związku, ale na razie "odbijam się od ściany". Próbowałem poznawać na wiele sposobów: w szkole/uczelni, na imprezach, na festiwalach, portalach randkowych, w miejscach publicznych i figa z makiem! Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach bardzo ciężko jest kogokolwiek poznawać. Są małe grupki niedopuszczające nikogo z zewnątrz, nie ma u młodych osób tzw. "small-talku" tylko "nos w telefon" - to jak można się poznawać? Niby są fora internetowa, ale to nie jest to samo (jestem zwolennikiem rozmów "face to face"). Chętnie bym poznał koleżankę, z którą miałbym o czym rozmawiać, robić coś razem (nawet coś "głupiego", ważne by fajnie spędzać czas). A tak? Niby mieszkam w dużym mieście, ale czuję się coraz bardziej obcy
  16. Witam wszystkich! Jest to mój pierwszy post i chcę napisać o swoim problemie. Nie da się ukryć, że moja sytuacja jest coraz bardziej uciążliwa i frustrująca. Jestem z rocznika 1990. Nigdy nie byłem w żadnym związku z kobietą, przez co czuję coraz większy wstyd. Pierwszy raz poważnie się zakochałem mając 15 lat (czasy "gimbazy"). Mimo wielu prób do dzisiaj nigdy nie udało mnie się stworzyć żadnej głębszej relacji z dziewczynami. Jedynie przez lata miałem nieliczne, bardzo powierzchowne relacje. Nie wiem dlaczego, ale mam problem z nawiązywaniem relacji, tak jakbym innych ludzi "odpychał". A dziewczyny próbowałem poznawać w szkole, potem na uczelni, na festiwalach, imprezach, portalach randkowych, zagadywałem na ulicy, sklepach czy innych miejscach publicznych. Za każdym razem słyszałem ten sam oklepany tekst "mam chłopaka" Rozumiem za pierwszym, drugim czy nawet trzecim razem można dostać "kosza", ale cały czas? Przez 20 lat?! To nie jest normalne! Nawet dla mnie! Jestem w swojej rodzinie jedynym męskim przedstawicielem, który nigdy nawet nie był w związku a co dopiero z kimś się wiązać na stałe. Pytałem się nie raz, nie dwa czy znajomych, czy kogoś z rodziny, czy też przez Internet na temat mojej sytuacji i jedynie co słyszę to to, że "za bardzo się staram". Albo dostaje debilne rady typu "idź na siłownie", "wyjdź do ludzi", "popracuj nad sobą", "szukaj w bibliotece" (jeszcze ktoś w dzisiejszych czasach chodzi do biblioteki?!). Ta sytuacja coraz bardziej doprowadza mnie do frustracji. Co czuję? Złość, gniew, poczucie bezradności i utraty sensu życia. Nie mam pomysłu na życie, nie mam sensownego hobby (jedynie powierzchowne "zainteresowania", ale kogo to obchodzi). Przez wiele lat skupiałem się na szukanie partnerki, a nie zająłem się przy okazji sobą. Nie jestem zadowolony ze swojego życia. Jestem samotny, nic nie umiem, nie mam przyjaciół ani partnerki, nie mam marzeń, mam bardzo słabą wolę ("słomiany zapał"); mam pracę, której nie znoszę; czuję się, jakby mnie traktowali jak kosmitę. Nie wierzę w siebie, bo mi nic nie wychodzi, bo nie wierzę w siebie. Błędne koło. Boję się o siebie, że coś ze mną się stanie złego. Dlatego chcę to w końcu zmienić, by w końcu powiedzieć sobie: "jestem z siebie dumny", "udało mnie się (wstawić jakiekolwiek sensowne osiągnięcie)" a nie czuć się jak przegryw życiowy, nieudacznik. Mam dosyć przegrywania jak jakiś frajer! Na razie moją sytuację mogę zobrazować stwierdzeniem "Ciemność, ciemność widzę". Czuję się, jakbym był w ciemnym tunelu, w którym nie mogę dostrzec światła, żadnej nadziei, nie mogę się z tego "tunelu" wydostać, a naprawdę chcę stąd uciec! Czy ktoś z Was lub ktoś, kogo znacie przechodzi(ł) podobną sytuację jak ja i jak sobie ta osoba radzi(ła)?
×