Dzień dobry. Na nerwicę lękowa leczę się już 40 lat a mam 53 lata. Jutro muszę iść na pogrzeb bliskiej osoby ze strony żony. Dla mnie to jak wejście na Mont Everest. Sama myśl o tłumie osób wokół mnie wzbudza paniczny lęk. Wiem że jutro będę miał wszystkie znane mi objawy paniki poty, uczucie gorąca, kołatanie serca i dla mnie najgorsze zawroty głowy. Nie chce iść ale muszę pod naciskami żony i tekstami co powie teściowa i cała rodzina. Słyszę tylko weź się garść. Boję się że znowu po tej akcji wyląduje znowu na parę miesięcy w psychiatryku. Co robić ?