Skocz do zawartości
Nerwica.com

shalafi

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez shalafi

  1. shalafi

    [Kraków]

    Dzięki za te polecenia. Znam to Centrum przy szpitalu Rydygiera poprzez bliską osobę, ale sam jeszcze nie zgłaszałem się tam po pomoc, może wkrótce. Chociaż boję się usłyszeć w słuchawce np. "wolny termin za rok" (wiem, jak nie zadzwonię to się nie dowiem). Zobaczymy czy w ogóle oferują teraz psychoterapię grupową. W międzyczasie byłem u swojego psychiatry, przedłużył mi część poprzednich leków. Naiwnie myślałem że da mi upust cenowy (kiedyś mówił że jest taka możliwość) i nawet w smsie poprosiłem o to (choć nie podając konkretnej kwoty), ale się nie zgodził, argumentując że "nie może bo długo mnie nie było na wizycie" i "nie dałem wcześniej znać"; musiałem prosić bliskich o pomoc żeby to spłacić. W dodatku ma dość specyficzny styl (jak mówię że mam lęki, on mówi że to nie lęk tylko zawiść, ale że to lepiej bo lęk jest bardziej niebezpieczną emocją i stąd wziął się nazizm niemiecki, z lęku funkcjonariuszy średniego szczebla przed kierownictwem) - no fajnie, poczułem się jak potencjalny zwolennik systemów totalitarnych. Znaczy ok, nie obraziłem się ani szczególnie nie zbulwersowałem, już wcześniej poznałem tego człowieka, ma taki sposób mówienia. Na pewno jest kontrowersyjny. Ale może i jest to lepsze niż głaskanie po główce i mówienie "wszystko będzie dobrze". Mówił też żebym znalazł dobrego internistę ("czyli nie takiego do którego są od razu wolne terminy").
  2. shalafi

    [Kraków]

    Witam, czy ktoś czyta ten temat? Mieszkam w Krakowie i potrzebuję terapii. Przez kilka lat brałem leki psychiatryczne i w ostatnich miesiącach trochę sam wpędziłem się w dołek bo przestałem je brać - lekarz nie wyznaczył terminu kolejnej wizyty, w dodatku nie zrealizowałem recepty w terminie, "one thing lead to another", teraz jestem w rozsypce, jestem w takim stanie że obawiam się umówić na kolejną wizytę (wizyty są prywatne, więc płatne), bo boję się o finanse, tak naprawdę boję się podejmować jakąkolwiek decyzję z powodu bariery finansowej (nie jestem bogaty, mam kredyt hipoteczny, nie umiem oszczędzać, temat finansów mega mnie stresuje, mam niby rodziców którzy w razie potrzeby pomogą, ale wyrzucam sobie że lata mijają a ja nie umiem stanąć na nogi i całkowicie się uniezależnić). Myślę o psychiatrze na NFZ ale boję się jakości takiej usługi i długiego oczekiwania, nie wiem gdzie warto szukać, czy ktoś może coś polecić? (najlepiej w Nowej Hucie). Oprócz leków potrzebuję skutecznej psychoterapii. Jestem wściekły, bo na głowę leczę się łącznie od przynajmniej 15 lat, u różnych terapeutów i lekarzy, na terapiach indywidualnych i grupowych, te lata minęły a ja ciągle ku... mać jestem w punkcie wyjścia!!! Nikogo z mojego otoczenia to nie obchodzi, ludzie nie rozumieją chorób psychicznych, nie rozumieją tego że jeśli ktoś zamyka się w czterech ścianach i ma trudność w poproszeniu o pomoc, to nie dlatego że tak chce i tak najbardziej lubi..... Dorosły facet ma być zaradny, ma być decyzyjny, ma mieć do wszystkiego motywację i siłę, także do tego by samemu dbać o swoje zdrowie, jak sobie nie radzi to tylko i wyłącznie jego wina... takie są reguły tego chorego społeczeństwa...
  3. shalafi

    Dorabianie

    A ja myślę że to chodzi i o wielkość zarobków, i o inflację. Mam wrażenie że kupując w markecie kilka podstawowych artykułów, z portfela ubywa ponad miarę. W życiu by cokolwiek zmienić, zawsze w pewnym momencie potrzebne są wydatki (chyba że ma się super układy z rodziną i znajomymi i funkcjonuje na zasadzie wymiany, ale przyjmijmy że to utopia). Niektóre potrzeby są pilne i naglące, wtedy się nie zastanawiasz tylko po prostu płacisz. Ale zgodzę się że część winy jest po mojej stronie. Ciężko mi wyjść ze schematów w ramach których postępuje, na przykład zamiast do marketu pójść na plac targowy by przekonać się czy będzie tam taniej, bo a) nie będę mieć tam zapamiętanej półki z tym czego potrzebuję, b) sprzedają i przychodzą tam specyficzni ludzie, obowiązują jakieś znajomości, układy, konwenanse, sposób rozmowy etc.; ja jestem odludkiem, w dodatku z jąkaniem, który woli skasować się w kasie samoobsługowej niż prowadzić dysputy z obcymi, c) towar nie będzie tak ładnie opakowany i wystawiony itp. Generalnie perspektywa że aby poprawić finanse, potrzebny jest jeszcze jakiś dodatkowy wysiłek, zmiana i to typowo polskie "kombinowanie", wzbudza mój bunt, irytację i mnie demotywuje... Tak, chciałbym umieć oszczędzać, ale do tego przydałoby się by pod koniec miesiąca, przy rozsądnych wydatkach na podstawowe potrzeby i nie szastaniu, zostawało trochę tego grosza na koncie, a to się w tym momencie nie dzieje A o samym chlebie i wodzie żyć nie zamierzam..
  4. Tak, doskonale to rozumiem. Mam wrażenie że jest to problem nierozwiązywalny i introwertycy, osoby z nadwrażliwością na bodźce itd. są na straconej pozycji. No mogą oczywiście zamknąć się w czterech ścianach, ale w perspektywie to tylko pogorszy sytuację.
  5. Na pytanie o Żonę oczywista odpowiedź byłaby "tak", ale obawiam się że byłaby to odpowiedź tylko w celu zadowolenia rozmówcy, więc nie wiem czy wtedy szczera i prawdziwa. Jest to moja partnerka życiowa, najbliższa mi osoba na codzień, więc mogę odpowiedzieć "kocham", chociaż nie lubię tak wielkich słów. I tak, problem jest z regularnym współżyciem. Jest to osoba niepełnosprawna fizycznie (nie piszę tego jako krytyki/wady, tylko stwierdzenie faktu). I na tym może zakończmy wątek. Byłem na terapii grupowej, ale ponad dekadę temu. Ostatnia na której byłem to indywidualna, przerwana dwa lata temu z powodów finansowych. Potem było jeszcze kilka sesji konsultacji u seksuolożki, zdawało mi się że będzie to dłuższa terapia ale została przerwana z powodu braku woli terapeutki do kontynuowania spotkań (nie wiem czy podjąłem wtedy dobrą decyzję, może powinienem nalegać na dalsze spotkania, terapeutka zalecała też terapię par, choć nie podała kontaktu). Leki które mam przepisane od psychiatry (dwa rodzaje antydepresantów plus suplementy) biorę od 3,5 roku, choć w ostatnich miesiącach nieregularnie (ostatnią teleporadę miałem w marcu, miałem się umówić na kolejną wizytę w czerwcu, ale ciężko było i o finanse, i o motywację etc., trochę się to wszystko posypało). Z tym też wiążę pogorszenie mojego stanu, choć nie jest to jedyny czynnik. Wiem, powiecie że sam jestem sobie winny. Jedyne wyjście to ponownie wywalić te kilka stów (wizyta plus recepty) i znów między innymi dzięki temu wyjść na zero na koniec kolejnego miesiąca.. Ewentualnie skorzystać z publicznej służby zdrowia, która jest kompletnie nieefektywna i niewydolna i wszędzie o tym trąbią... zrażam się na samą myśl. No dobra, próbując mieć trochę więcej dystansu do siebie - to jestem perfekcjonistą i alergiczną wręcz reakcję powoduje u mnie myśl o tych wszystkich niesprzyjających warunkach otaczającego mnie świata, utrudnieniach, dolegliwościach etc... Postaram się umówić do tego lekarza i brać leki zgodnie z zaleceniami. Do tego więcej się ruszać (pracę mam siedzącą i głównie zdalną, więc po pracy)... i tyle.
  6. shalafi

    Dorabianie

    Hej. Mam problem z ogarnięciem domowego budżetu/finansów. Ledwo wiąże koniec z końcem, ledwo starcza do przysłowiowego pierwszego. Notorycznie zadłużam się na karcie kredytowej bo po prostu w pewnych momentach nie mam innego wyjścia by mieć środki do życia, a każdy dług trzeba potem spłacić. Czynsz do spółdzielni notorycznie płacę miesiąc po terminie i chyba tylko dlatego że spółdzielnia jeszcze się nie czepia, ale kiedyś mogą się zwyczajnie wku... rzyć i przestać przymykać na to oko. Nie umiem oszczędzać. Nie potrafię odmawiać sobie niektórych rzeczy (już nie mówiąc o uprawianiu jakiejś ascezy czy realnym zaciskaniu pasa). Przyznaję, moja sytuacja finansowa nie jest fatalna (w końcu jako tako starcza mi na życie). Co nie zmienia faktu że jest do dupy. Właśnie przez mój brak ogarnięcia, brak umiejętności poprawy sytuacji, wyjścia ze schematu, zmienienia czegoś... Nie umiem ciężej pracować by zasłużyć na awans albo poprosić "szefa" o podwyżkę. Nie mam doświadczenia w sprzedaży drobiazgów na Allegro czy innym Vinted. Niektórzy robią na dwa etaty lub więcej, może powinienem jeździć w Uberze albo w Glovo, dlaczego jeszcze tego nie robię? Dlaczego nie robię czegokolwiek by trochę więcej kasy w miesiącu zostawało i by stać mnie było na cokolwiek rozwojowego, mniejsza o to czy na duperele i próżne przyjemności, czy na dobre inwestycje? Nie chodzi tylko o poprawę finansów, ale też poprawę dzięki temu pewności siebie. Najgorsze jest to że rozumiem co powinienem robić, a tego nie robię, przez mój głupi brak motywacji, nerwicę czy inną depresję... Jest tu ktoś kto ma doświadczenie w poprawianiu domowego budżetu? Jaka aktywność nie będzie zbyt ciężka dla osoby z zaburzeniami (która ma już jeden, stresujący i niewystarczająco płatny etat), ale byłaby jednak solidnym krokiem naprzód w tej kwestii? Macie jakieś rady?
  7. Nie wiem czy mogę zrobić tu obszerniejszą wrzutkę bo to w sumie nie mój temat (widziałem też na forum temat o tytule "Wieczne zmęczenie" ale tytuł tego wątku też dobrze oddaje to co chcę napisać). Jestem właśnie w takim stanie, chronicznego braku motywacji i przewlekłego zmęczenia bez powodu (w sensie, nie po istotnym wysiłku po którym byłoby usprawiedliwione). Ciało i zęby myję przy dobrych wiatrach raz w tygodniu, bo częściej mi się nie chce. Jestem bałaganiarzem, syf wokół siebie ogarniam dopiero wtedy gdy naprawdę zaczyna mi uwierać albo gdy spodziewam się gości (i nie ma znaczenia że w porządku i czystości czuję się lepiej, nie motywuje mnie to do wysiłku). W pracy zawodowej robię minimum, by dotrzymać deadlinów, by spełnić oczekiwania. Praca nie pasjonuje mnie, nie napędza, nie daje satysfakcji. Trwam przy niej tylko po to by mieć za co żyć. Unikam ludzi. Dlaczego miałbym chcieć się spotykać po to by konfrontować się z czyjąś większą wiedzą, czyimiś sukcesami, czyjąś większą pewnością siebie i elokwencją, czyimś brakiem zaburzeń psychicznych? Czasami faktycznie (nawet mnie, jako introwertykowi) da satysfakcje jedno czy drugie spotkanie, przeważnie w celach rozrywkowych/towarzyskich (broń Boże nie w "interesach"). To wszystko. Kwestia przypadku. Już nie wspominając że kilka lat temu byłem dość mocno wierzący, a teraz kompletnie nie mam ochoty na modlitwę, praktykowanie wiary czy spotkania z innymi wierzącymi. Motywacja do takich spotkań pojawia się okresowo, na przykład na początku tego roku, a potem wygasa. Nie wiem dlaczego tak to działa i skąd się bierze. Gdybym mógł i gdyby wzrok się od tego nie męczył, siedziałbym w kółko przed materiałami na YouTubie, serialami/filmami na Max i Netflixie lub przy metalowej muzyce na Spotify. To są jedyne przestrzenie w których czuję się bezpiecznie. I wiem, powiecie pewnie że to uzależnienie. Niekiedy tylko mam ochotę wyjść na spacer. Najlepiej samotny i ze słuchawkami na uszach, bo najczęstszą emocją wobec mijanych ludzi jest irytacja. Trudno, najwyraźniej ktoś czasem okazuje się socjopatą i padło akurat na mnie. Jedynie to że kończą mi się leki, będzie pewnie wkrótce motywacją do ponownego umówienia się do lekarza. Oczywiście po solidnej wielomiesięcznej dawce prokrastynacji.
  8. A to ja jedyne co pamiętam że na pewno lekarz (ostatni do którego chodzę) u mnie zdiagnozował, to zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Do depresji i nerwicy mam po prostu pasujące objawy, ale nie przesądzam że na to choruję. Myślę że to nie jest kryterium co do tego czy można się wypowiadać i że zaburzenia psychiczne to spektrum (jeden ma to, drugi trochę co innego, jedna opinia lekarska jest taka, inna siaka, generalnie dużo punktów wspólnych). "napisz, czego właściwie oczekujesz od użytkowników forum" Szczerze mówiąc, mam alergię na słowo "oczekiwania" To czego ludzie z mojego otoczenia po mnie oczekują jest głównym generatorem moich lęków. Dlatego nie bardzo chcę prezentować podobną postawę wobec innych, na przykład użytkowników tego forum, tzn. mając jakieś wygórowane oczekiwania, a gdy nie zostaną spełnione to miałbym się "słusznie" zawieść/rozczarować. Ale skoro zapytałaś, to chciałbym może po prostu empatii i umiejętności słuchania (czy raczej w tym wypadku, czytania, ze zrozumieniem). No i szacunku, i kultury wypowiedzi, ale to dla mnie oczywiste Pozdrawiam
  9. Hobby to jedno, ale... nawet jakbym je znalazł (jakieś nowe, powiedzmy), to nie wyobrażam sobie zapomnieć o rzeczach które po prostu trzeba ogarniać - bycie w stałej gotowości w pracy zawodowej, płacenie rachunków, podatków, sprawy urzędowe, jakaś inicjatywa w relacjach z rodziną i najbliższymi znajomymi (mam wrażenie że z mojej strony żadnej, no może prawie żadnej, inicjatywy nie ma, jest tylko reagowanie na bodźce)... Na to wszystko potrzeba siły i motywacji których po prostu nie mam. No chyba że uważasz że np. dobre hobby daje taki "flow" że znaczenie tych problemów co wymieniłem jest bardzo umniejszone, że generalnie więcej rzeczy załatwia się lekką ręką a świat widzi się w jaśniejszych barwach... to byłaby spoko opcja, tylko czy ja osobiście jestem w stanie to osiągnąć? "Działanie pomimo lęku"... ja myślę że gdyby była po prostu odpowiednia motywacja i wyznaczenie sobie konkretnych celów, to dałoby się te lęki pokonać. Tylko właśnie i z motywacją, i z celami, i w ogóle z klarownością funkcjonowania umysłu i sensownością działania jest największy problem. Lęki tylko go pogłębiają. To jest przerażające, ten brak konkretnych ambicji raz żeby się samorealizować, dwa żeby chcieć robić coś dla innych, a nie bez przerwy zamykać się w swoim introwertycznym świecie. ... Szukam natchnienia które nie przychodzi. Jedyną alternatywą jest... zapierdzielać w nadziei że coś to zmieni. No albo w cudowny sposób polubić i zaakceptować to co jest, a zmieniać ewentualnie to na co mam wpływ, to może wtedy ten wysiłek będzie mniejszy.
  10. Przykład z dzisiaj - poszedłem na siłownię na powietrzu, trochę w akcie desperacji by zrobić coś pożytecznego z dniem. Poćwiczyłem, lepiej lub gorzej, ale poćwiczyłem, więc dla zdrowia fizycznego dobrze. A psychiczne? To oskarżycielskie natręctwa/myśli rzekomo pojawiające się w głowach obserwatorów: "Nie ogarnął sobie spaślak planu treningowego ani zbilansowanej diety, wyszedł na darmową siłkę i wydaje mu się że jest sportowcem"... Wiem co powiecie - wkręcam sobie. Ale nie dlatego że chcę. Nienawidzę tych myśli i swojej niskiej samooceny. Chcę to zmienić.
  11. shalafi

    Cześć

    Hej. Rozumiem bo mam podobnie, także przez wiele lat byłem na podobnym (innym) forum, także chodziłem do terapeutów i lekarzy, a jestem jakby nadal w blokach startowych.
  12. shalafi

    Niezmiennie zmienna ja.

    Witaj. Ja raczej nie mam CHAD ale mam pewne podobne do niej objawy - są okresy w moim życiu gdy mam "flow", lepszy humor na codzień, trochę wyższą samoocenę, chęć spotykania się z ludźmi itp. - ale zdecydowanie częściej mam tak jak teraz, czyli dół spowodowany oczekiwaniami świata/społeczeństwa wobec mnie i tym że na nic nie mam siły, najchętniej istniałbym tylko ja sam i internet (ewentualnie ładna okolica do spaceru), a reszta niech da mi święty spokój...
  13. "Witaj. Nie patrz na innych. Co mają i gdzie są. System wzbudza pęd do karier i sukcesów, wycieczek i pięknych apartamentów, samochodów itd. To pęd gdzie na końcu jest przepaść. Żyj tak aby Tobie było dobrze. Czy po wycieczce będzie Ci lepiej? Jak tak to ile ten stan potrwa? Nie zmarnuj życia i niczego się nie obawiaj. Wspieraj siebie bo to od Ciebie wszystko zależy. Pamiętaj.... nadzieja umiera ostatnia. Piszę to człowiek którego już dawno by nie było. Zaciskam zęby każdego dnia. Nie ma wieczoru żeby nie poszła łza. Ale na zewnątrz już tego nikt nie zobaczy." Dziękuję za ten wpis. "Nie patrz na innych. Co mają i gdzie są." - generalnie jest to prawda, ale... łatwiej powiedzieć niż zrobić. Do pewnego momentu można na to nie patrzeć, ale od czasu do czasu trzeba jednak skonfrontować się z innymi. I często jest to konfrontacja z tym co inni potrafią i osiągnęli, i z tym że ja jakbym przeleżał co najmniej kilkanaście lat pod lodem. "Żyj tak aby Tobie było dobrze." - tego się szczerze mówiąc boję. "Najlepiej" jest mi wtedy gdy odcinam się od świata (nawet od własnej żony) i oddaję się ulubionej muzyce, filmowi, serialowi. Gdy trzeba ruszyć d... i wyjść z domu albo przynajmniej zrobić coś dla wspólnego mieszkania, wtedy jest już "źle" i pojawia się wkurzenie na niesprawiedliwość świata, który wymusza na mnie męczenie się. Przeraża mnie to że nie mam skonkretyzowanych ambicji (by chcieć robić ze sobą cokolwiek rozwojowego) i to że na nic nie mam siły. "Zaciskam zęby każdego dnia. Nie ma wieczoru żeby nie poszła łza. Ale na zewnątrz już tego nikt nie zobaczy." Rozumiem, a z drugiej strony nie podoba mi się takie... "dwulicowe" podejście. Bez urazy, bo sam przecież też tak robię. Tylko czy tak musi być? Nie chodzi o zwierzanie się każdemu ze swoich problemów, tylko o... życie bardziej po swojemu także wobec innych, wtedy gdy inni patrzą i słyszą, nie wstydzenie się i nie przejmowanie czyjąś oceną. Ciekawe czy kiedyś się na to odważę.. Hej, to co napisałem - narzędzie do radzenia sobie w życiu i by przestać traktować wszystkie problemy i stres jako wielkie zło które powoduje tylko paraliż i unikanie.
  14. Witam. Nie wiem co z tego będzie... Pisałem kiedyś na podobnym forum (dla osób z fobią społeczną) i... no właśnie, nic z tego nie mam. No dobra, poznałem tam kilka osób, przyznaję, i utrzymuję z nimi kontakt. Ale nie mam trwałej poprawy mojej sytuacji, o to mi chodzi. Od wielu lat jestem w punkcie wyjścia. Od 8 lat jestem żonaty, ale... nie współżyję ż żoną bo nam to nie wychodzi (mam zaburzenia erekcji, ciekawe że przy onanizmie nie mam...). Dlatego też nie mamy dzieci. A sporo młodsi ode mnie często już mają. Pracuję w korporacji, przez kilka lat po studiach jednej, teraz z niemal równym stażem w drugiej. Ale czuję że nie jestem zdolny ani do awansu, ani nawet to korzystania z pracowniczych benefitów, z czego wszyscy koledzy i koleżanki dookoła czerpią garściami (pracuję dla linii lotniczych, więc chodzi o zniżki na bilety i loty w trybie "stand-by"). Zazdroszczę innym strasznie podróżowania po świecie, a sam nie robię praktycznie nic by u siebie to uskutecznić. Nie wiem o co chodzi - nie umiem oszczędzać, nie umiem planować, nie umiem tego załatwić? Byłem już u wielu psychiatrów i terapeutów. Nie wiem czy wśród nich znalazł się taki któremu rzeczywiście zależało by mi pomóc (no może ten ostatni). Najgorsze jest to że wizyta terapeutyczna w której można się wygadać, nijak nie przekłada się na umiejętność lepszego radzenia sobie w życiu - z załatwianiem spraw, czy z własnymi emocjami. Przeglądałem niedawno Facebooka, widząc miejsca w których przebywają osoby które mam w znajomych, i to chyba skłoniło mnie do napisania tu. Mam złe doświadczenia z publicznymi forami, rok czy dwa temu wyraziłem jakąś opinię na forum osiedlowym i spotkałem się z niewyobrażalną falą hejtu (nie chodzi mi o samą krytykę, ale o sposób jej sformułowania, wyrażający brak szacunku do mnie przez osoby które nic o mnie nie wiedzą). Mam nadzieję że tutaj mnie to nie spotka. Trochę przeraża mnie "zamordystyczny" regulamin forum, zwłaszcza ten fragment: " Ostrzeżenia czasowe, które wygasną po upływie określonego czasu, ustalonego przez moderację [np. kilka miesięcy] · zalecanie innym użytkownikom sposobów leczenia, używania wyrobów medycznych · „diagnozowanie” innych użytkowników Forum " Mam wrażenie że to trochę za daleko, przejaw chęci cenzurowania wypowiedzi, bo co jest złego w poleceniu leku czy wyrażeniu opinii na temat "diagnozy" (która wiadomo że nie będzie prawdziwą diagnozą lekarską, a opinią)? OK, zaakceptowałem regulamin by móc tu napisać. Proszę nie dawać mi ostrzeżeń ani mnie nie banować. Nie zamierzam spierać się z administracją/moderacją. Zrzućmy to na karb moich lęków, ok? Ja naprawdę się boję - społeczeństwa, opresyjnego systemu. Ale chyba przede wszystkim boję się własnych emocji (tych cudzych też) - np. zazdrości (zamiast ucieszenia się z czyjegoś sukcesu, co powinien zrobić normalny człowiek), frustracji, złości, gniewu. Przede wszystkim stresu w codziennych kontaktach ze współpracownikami, krewnymi, znajomymi etc. Bo tu na forum można sobie dywagować, ale codziennie trzeba funkcjonować w środowisku, w którym każdy czegoś od ciebie chce - albo twojej pracy, albo twoich pieniędzy, albo przynajmniej twojej uwagi, i nie obchodzi go/jej że trybiki w twoim mózgu nie funkcjonują tak jak powinny, a wysiłek umysłowy w "zwykłej" relacji z drugim człowiekiem jest katorżniczy... Nieustannie trzeba zakładać maskę i udawać że jest się normalnym. Subskrybuję "Inner War Saga", byłem na jednym webinarze ale nie zdecydowałem się (jeszcze?) na płatne szkolenie. Znacie to, polecacie, ktoś przez to przeszedł? Bardzo bym nie chciał by okazało się że to naciągacze. A bardzo też chciałbym odmienić swoje życie. I nie jestem dzieckiem, wiem że nie ma cudownego lekarstwa które usunie moje problemy. Chodzi mi po prostu o jakieś narzędzie do radzenia sobie w życiu - ze stresem, z obowiązkami, z codziennymi czynnościami, z niską samooceną, z poczuciem że marnuję czas i życie, a wszyscy dookoła mnie osiągają sukcesy... Chcę coś zmienić, chcę potrafić podjąć wysiłek zmiany i nie traktować go jako coś złego, tylko wprost przeciwnie... A tak poza tym mam nadwagę... staram się chodzić na spacery i uważać na to co jem, ale wiem, wiem, robię jeszcze za mało w tym kierunku... może uda się zrobić więcej. No, to wywaliłem trzewia. Może coś z tego będzie? Pozdrawiam
×