Hej,mam nadzieję, że znajdę tutaj kogoś kto miał podobnie do mnie i sobie poradził. Mam 27 lat,od 16 r.z się leczę psychiatrycznie na depresję i zaburzenia lękowe. Stan na dzisiaj jest taki, że owszem funkcjonuję, skończyłam studia,mieszkam sama,mam pracę, która lubię. Ale mam wrażenie, że mimo, że jest lepiej (kiedyś lęki nie dawały mi wyjść z domu, brałam dodatkowe uspokajacze plus okaleczalam się i leżałam w szpitalu) to nie jest dobrze. Czuję się bardzo samotna,ta samotność utrzymuje się nawet w towarzystwie. Bardziej mam wrażenie jakby to był stan mojej duszy. Mało rzeczy mnie cieszy,czesto nie widzę celu w moim życiu. Zakończyłam jedną terapię, która bardzo mi pomogła i terapeutka powiedziała, że nie potrzebuję terapii mimo zgłaszanych przeze mnie "objawów". Czułam, że sobie nie radzę i poszłam do kolejnej psychoterapeutki i usłyszałam, że właściwie to dobrze sobie radzę,terapia jest mi raczej niepotrzebna. A brak sensu życia? No cóż,nie zawsze jest się szczęśliwym. Potem próbowałam sesji z coachem, ale to totalnie nie dla mnie. I zastanawiam się teraz czy to ze mną jest coś nie tak czy o co chodzi. Rozumiem, że nie da się być szczęśliwym zawsze,ale wg mnie to, że na codzien raczej chodzę przygnębiona też nie jest ok. I już nie wiem co mam robić. Chciałabym nad sobą pracować, ale jak słyszę od terapeuty, że nie ma takiej potrzeby,bo sobie RADZĘ to nie wiem co zrobić. Staram się wychodzić z domu na siłę, ruszać się więcej, jeść zdrowo,ale nie wiem czy mi to pomoże. Nie chciałabym godzić się z myślą, że będę czuła się źle do końca życia Dodam jeszcze tylko, że prawie cała moja rodzina jest na psychotropach i czują się podobnie do mnie,co jeszcze bardziej mnie dobija, bo nie mam przykładu wśród bliskich osób, które cieszą się życiem