Wenflaksyne odpuściłem w marcu po zaleceniach Pani doktor, i jeszcze przez dwa miesiące było spoko, potem kolejny powolny zjazd coraz więcej nerwowo wywołanych ciągłym brakiem konkretnej pracy, oprócz tego w grę wchodziła marihuana której paliłem dość dużo przez ostatnie lata, pluje sobie teraz cały czas w brodę ze to wsyztsko tylko przez to, oprócz tego przez okres hipo/mani wchodziły sporadycznie inne używki, teraz oczywiście jestem czysty nigdy nie miałem problemu żeby odpuszczać używki ale musiał do tego wpaść gorszy okres w życiu, potem kiedy było lepiej to wracałem do palenia.
najbardziej jest mi szkoda mojej Żony, jest wspaniała nie chce żeby męczyła się ze mna całe życie, to mnie starsznie nakręca żeby z sobą skończyć bo jaka będzie miała przyszłość ze mna jeśli całe życie będę zjebany, nie boje się okresów górek bo mimo wszytsko będę się jej słuchał, tak było nawet nawet ostatnio, mimo ze robiłem głupie rzeczy, nawet moglem ja stracić to wtedy był dla mnie kubeł zimnej wody, teraz jestem na lamortyginie 150 i kwetapinie 150. Chciałbym znowu wrócić do życia, żeby był ze mna kontakt pod wzgeledem rozmawiania ba jakieś konkretne tematy, od jutro znowu wracam do roboty bo w marcu rozjebalem kolano i zniszczyłem sobie relacje w poprzedniej pracy, teraz mam zjevane ciało, głowę i idę do bardziej /cenzura/owej pracy… mam 27 lat ale czuje jakbym przegrał życie ba własne życzenie i jeszcze ktoś przez to ucierpi, wynajęliśmy mieszkanie do końca czerwca i to chyba taki moj deadline żeby wrócić do bycia szczęśliwym, jeśli sie nie uda to nie wiem…