Witam wszystkich fobików. Nie sądziłam, że aż tylu nas. Czytam niektóre opowieści i mam w sobie tyle współczucia, a to z uwagi na fakt, że doskonale wiem, co przeżywacie i jak się z tym czujecie. Pamiętam momenty ze swojego życia, kiedy brakowało mi sił na wszystko, na życie. Ale teraz jest dużo lepiej. Rzuciłam stresującą pracę, wyjechałam na wieś. Myślałam, że ucieknę od problemu. Ale problem tkwi w główkach, więc przypełznął za mną :/ Chodziłam wiele miesięcy na psychoterapię. Z lęków mnie nie wyleczyła ale ukazała ich źródła. Teraz jestem doskonale uświadomiona, znam wszystkie mechanizmy działania lęków, reakcje łańcuszkowe, co z tego? Świadomość tego, to za mało. Leków starałam się nie brać, bo wykluczam w swoim przypadku takie rozwiązanie. Boję się skutków ubocznych i uzależnienia. Ale wiecie co? Jak napisałam wcześniej, u mnie jest już dużo lepiej. Nie wiem, na ile to akurat zadziałało, ale zaczęłam stosować trening autogeniczny. Pewnie nie do końca profesjonalnie, bo własnymi siłami, z płytą i książką ale po kilku tygodniach zauważyłam ogromną różnicę. Przeczytałam, że rozluźnienie mięśni jest przeciwieństwem lęku- czyli ich napięcia, więc w naturalny sposób taki lęk eliminuje. Owszem, zdarzają mi się sytuacje, gdy napięcie uniemożliwia moje funkcjonowanie. Nadal boję się sytuacji, w których wcześniej się pojawiał, ale nawet gdy czuję, że moje ciało się napina, to przebieg ,,zajścia" jest łagodniejszy, jakby już nie miał mocy by uderzyć najmocniej jak potrafi, jak to czynił do jeszcze niedawna. Może zanudzam, ale jeszcze dodam, że tak jak kiedyś, paniczny lęk towarzyszył mi, chyba na codzień, tak teraz, odkąd ćwiczę, pojawił się 2 może 3 razy, na przełomie półtora miesiąca. Oczywiście mówię o napadzie panicznego lęku. Drobnych napięć jeszcze się nie pozbyłam, ale też jeszcze nie ukończyłam treningu, więc jestem optymistycznej myśli. Życzę Wam wszystkim i sobie uśmiechu, gdy wychodzimy z domu; radości, gdy mamy spotkać się z przyjaciółmi i przyjemności z patrzenia w oczy drugiej osobie :))