Witam wszystkich, chcę się podzielić swoją historią z zaburzeniem. Może ktoś przeżywał coś podobnego i jest w stanie dać mi jakieś wskazówki do normalnego życia, a może ktoś przeżywa obecnie i będziemy mogli się nawzajem wspierać.
W Boże Narodzenie zachorowałam na grypę tak mocno, że i nos miałam zawalony i gardło tak, że przez wydzieline ledwo co oddychałam, ledwo co strumień powietrza przebijał się przez moje drogi oddechowe i miałam momenty, że myślałam, że się uduszę. Pojechałam do nocnej opieki, aby mi pomogli, po dostaniu odpowiednich lekarstw i tlenu (nie byłam mocno niedotleniona, jakoś na 92% mialam tlenu, ale ubzdurało mi się, że o wiele wiecej) lekarz kazał mi odkaszlec wydzieline - balam sie, nie zrobilam tego, kazal mi isc do domu i wykaszlec sie tam. Potem w domu balam sie zasnac, poprosilam mame aby pilnowala mnie w nocy czy oddycham, czy zyje. Na drugi dzien bylo o wiele wiele lepiej i jakos tam wyzdrowialam. Wszystko bylo dobrze.
Miesiac pozniej prowadzilam auto i kiedy moj chlopak powiedzial, ze otwiera okno bo mu troche duszno to spanikowalam, musialam zatrzymac auto i wyjsc z niego, bo nagle poczulam wylew gorąca, nogi mi się zaczęły trząść. Troche się uspokoilam, ale mimo to chcialam pojechac na nocną opiekę.
Dostałam tam hydroxyzynę, po ktorej spałam. Od tamtej pory zaczyna się koszmar. Zaczęłam myśleć o oddychaniu. Żeby oddychać musiałam myśleć o tym aby to robić. Następnie pojawiła się gula w gardle. Trzy razy byłam u lekarza zbadac moje gardlo czy nic tam nie mam.
W koncu z niemocy i checi naprawienia siebie wybrałam się do psychiatry, ktory zapisal mi takie awaryjne tabletki Pramolan, ktore bralam regularnie trzy razy dziennie przez dwa miesiace, ale nic nie dawały.
Zapisalam sie do psychoterapeuty, ale uznalam, ze to na mnie nie dziala gdyz na studiach mialam psychoterapie i chyba za bardzo jestem swiadoma tych metod, aby skutecznie ich uzywac, wiedzac, ze to „metoda”.
Caly czas mialam objawy somatyczne takie jak zacisniete gardlo (zeby je troche rozluznic to na sile bekałałam), strzelanie w uszach bębenkami, drżenie rąk i ciągła schiza, ze przez to zacisniete gardlo sie udusze, ciagle uczucie niepokoju.
Potem pod koniec marca sie do innego psychiatry, ktory zapisal mi Zoloft 50mg z ranajedna tableta i doraznie w sytuacjach kryzysowych Frontin 50mg.
Z dnia na dzien bylo lepiej. Coraz mniej czulam scisniete gardlo, zaczelam miec lepszy humor, mniej plakac, mniej myslec o roznych wymyslonych chorobach. Juz na prawde czulam sie fajnie i nadeszla majowka, podzielilam sie w koncu z najblizszymi z czym sie borykam i postanowilam napic sie alkoholu.
To byl blad.
Od tego czasu jest koszmarnie.
Codziennie wspomagam sie jedna albo dwiema tabletkami Frontin, mam drzenie rak, niepokoj, wybuchy goraczki, jestem bardzo zmeczona i rozdrazniona, czuje znowu ten ucisk w gardle.
Znowu tylko doszukuje sie swoich wad, wmawiam sobie, ze lysieje, ze zęby mi sie przesuwają i tworzą się szpary, nie moge patrzec na siebie i ciagle się boje…
To tyle ode mnie