Witaj drogi autorze wątku.
 
	 
 
	Możesz mi wierzyć, że doskonale rozumiem co przezywasz bo byłem w podobnej sytuacji. Toksyczny związek, w którym ja i moja partnerka wykańczaliśmy się nawzajem, a  jednocześnie dalej ciągnęliśmy ten śmietnik dla dziecka, które jest wrażliwe psychicznie i nasze rozstanie wpłynęłoby na jego psychikę bardzo negatywnie. Zawodowo mam podobnie – 36 - letni  pracownik sklepu spożywczego bez perspektyw. Gwóźdź do trumny to mój introwertyczny temperament, trzymanie emocji w sobie, problemy z nawiązywaniem relacji z innymi ludźmi i uporczywe poleganie tylko na własnych siłach.
 
	Oczywiście wpadłem przez to w nerwicę, w dzień myśli samobójcze, wieczorem kisiel w głowie. Problemy z arytmią serca, potliwym wybudzaniem się i poczuciem, jakby lada moment miał się skończyć świat, natłok czarnych myśli, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. 
	 
 
	Kluczem do ratunku było to, że dotarło do mnie w końcu, że SAM NIE PORADZĘ SOBIE z tym problemem. Byłem w takim stanie, ze wisiało mi już, czy narobię sobie wiochy przed lekarzem czy postronnymi ludźmi. Zapisałem się na wizytę do psychiatry, który przepisał leki na nerwicę, później przyszła terapia u psychoterapeuty. Obydwa elementy mi pomogły, na dzień dzisiejszy odbudowuję swoje życie, a koszmar, który przeżywałem powoli staje się echem przeszłości.
 
	 
	I to jest moje przesłanie dla Ciebie, nie ma na świecie kozaka, który z czasem nie klęknie od natłoku problemów. Jeżeli sam nie możesz poradzić sobie z problemami, wyczuć z głowy wszelkie krytyczne, bzdurne argumenty przeciw i poproś o pomoc specjalistę, jestem żywym przykładem na to, że pomoc  z zewnątrz ratuje życie.  
	Ściskam Cię gorąco, naprawdę nie jesteś w tym sam.