
Vizyo
Użytkownik-
Postów
486 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Ostatnie wizyty
12 983 wyświetleń profilu
Osiągnięcia Vizyo
-
No u mnie tak było dosłownie wykluczany byłem, non stop wyzwiska w szkole podstawowej Karzeł, Jaki ty jesteś niski, Dziewczyny są wyższe. Los chciał, że przerosłem 80% moich dręczycieli. Jakoś nie mam ochoty się mścić, po wzroście nadszedł czas zarostu koledzy 16,17,18 lat już pierwsze brody, nie golenie się, okazywanie męskości. A ja zawsze gładziutki na twarzy i pytali czemu ty nie masz zarostu? Śmiali się, ale tu odpowiadałem, że gole się często. Odpuszczali. Lecz nie rozumiem jak można kogoś dręczyć za wzrost i inne rzeczy na, które nie ma wpływu. Nauczyciele rzadko kiedy reagują lecz przez takie "niewinne zaczepki". Gdy ktoś nie ma wsparcia w domu. Kończy się to latami terapii, traumą, albo jeszcze gorzej. Ja jakoś wychodzę z kompleksów jak wspomniałem wcześniej wzrost mnie już nie obchodzi, a kompleks zarost czasami trochę mnie pomęczy, ale bardzo szybko przechodzi.
-
Pytam tak z ciekawości skąd według ciebie biorą się takie problemy, w sensie tak niska samoocena? Jak ja byłem niski i ktoś był niższy odemnie a był towarzyski pełny życia, to myślałem, ale ten człowiek musi być nieszczęśliwy. Przeszło mi to, ale nie wiem jaka jest przyczyną takiego stanu rzeczy, takich przekonań.
-
@Wentyl1996 Ja mam podobnie do ciebie, tylko u mnie jest inny problem. Nie mam zarostu 20 lat na karku, a zarostu tyle co nic. Koledzy mają brody, lub jakiś zarost widoczny. A ja nic i pogodziłem się z tym, po prostu przegrałem na loterii genetycznej i nic więcej. I wiem, że na każdej imprezie muszę mieć przygotowany dowód, bo sprzedać mi alkohol to jest zawsze długą drogą. Lecz gdybym się tak tym przejmował i przypisywał temu wszelkie nieszczęścia, to bym nigdy nie ruszył z miejsca. I bym zaszkodził tylko sam sobie, bo i tak się nic nie zmieni, czy będę wściekał się czy nie. Więc już lepiej żyć z uśmiechem, bo i tak na jedno wyjdzie. Życie rozdaje karty niesprawiedliwie i tyle, nic nie poradzimy. Trzeba żyć, bo w życiu są rzeczy ważniejsze, niż wygląd.
-
Masz już 29 lat sądząc, że nick nawiązuje do daty urodzin. Wiesz, że już raczej nie urośniesz. Więc dlaczego tak desperacko próbujesz zmienić coś, czego zmienić nie możesz? Nic nie wniesie to do twojego życia. Akceptacja takiego stanu rzeczy, naprawdę ułatwiła by Ci życie. Lecz nie wiem dlaczego uważasz, że 177cm to mało?. Czy w twoim towarzystwie są sami siatkarze, koszykarze, że, aż tak się wyróżniasz?
-
Nie jesteś niski.
-
Jeżeli bardzo chcesz urosnąć i nie możesz się zaakceptować. Znajdź zestaw ćwiczeń, które mogą pomóc rozciągnąć się do 1-2cm. Na sklepie play jest taka apka do tego. Nie wiem czy pomoże, ale zaszkodzić nie zaszkodzi. Lecz musisz pamiętać, to nie wzrost jest problemem. Tylko brak samoakceptacji 2 dodatkowe cm wzrostu, naprawdę nie sprawi, że nagle twoje życie cudownie nabierze kolorów.
-
Próbowałeś ćwiczeń rozciągających?
-
Ja się wiele rzeczy nauczyłem, na swój sposób zrozumiałem to błędne koło. To znaczy miałem kompleks wzrostu, wyszedłem z niego. Teraz zaczął się u mnie kolejny kompleks "Mizerny zarost" Mam już prawie 20 lat, a zarostu tyle co nic. Oczywiście, u mnie w klasie koledzy już go mają. Lecz przestałem im zazdrościć, zrozumiałem, że szkoda na to sił, bo to, że będę się przejmował nic nie zmieni. Nie wyrośnie mi od tego zarost. Pogodziłem się z tym, że późno dojrzewam i nie mam na to wpływu. Zanim jednak to zrozumiałem musiałem wiele wycierpieć. I nie wierzyłem w bajki o samoakceptacji, a jednak to jedyna droga, by być szczęśliwym.
-
Wyjaśniłeś mi to bardzo dokładnie i dobrze, bardzo Ci za to dziękuję. @Relfi Tobie również dziękuję za porady bo były pomocne. @Dryagan rozbił mi to bardziej na czynniki pierwsze. Kluczem było tutaj, że porównuje swoje najgorsze momenty z ich najlepszymi i nie jest to sprawiedliwe porównanie. I bardzo współczuję Ci z powodu utraty brata w tak młodym wieku na pewno nie jest Ci z tym łatwo. Masz rację nie wiadomo co kogo w życiu czeka.
-
Może to źle zabrzmiało, nie oczekuje czyjegoś potknięcia, ale tak to zabrzmiało. Po prostu mam dosyć tego, że oni mają ciągle szczęście, a ja przeważnie pecha. Bardziej chciałbym poznać przyczynę tego stanu rzeczy. Bo dla mnie to nie jest logiczne, że ktoś się w czepku urodził i ma całe życie lekko, a druga osoba całe życie się meczy. Czy wtedy to oznacza, że bytowanie ma sens? Czy żyjemy po to by trwać wedle kart które rozdał nam los i nie mieliśmy na to wpływu? Czy to nie brzmi bezsensownie?
-
Moim zdaniem nie wiadomo skąd to się bierze, że osobom się ciągle powodzi dobrze przecież jest Ying i Yang powinno być raz tak raz tak. A ciągle u nich jest dobrze nie zaznają gorczy. Co przyczy teorii równowagi.
-
Dzisiaj sytuacja znów się powtórzyła, oni ściągali i piękne wynik, a ja uczciwie i słabiej. Mogę mieć tylko nadzieję, że matura ich zweryfikuje.
-
Powiem Ci tak, że muszę się wziąć za siebie muszę się pogodzić, że oni mogą mieć łatwiej całe życie. Ja nie mam na to wpływu, ale to, że się tym przejmuje, to mogę tylko pogorszyć swoje życie, a oni tak czy tak będą mieli lepiej. Mówiąc pokrótce muszę wziąć się za siebie i nie patrzeć na nich. Gdyż, oni i tak spadną na cztery łapy, a ja mam ciężej to muszę więcej dać z siebie by mieć podobnych efekt osiągnięć co oni.
-
Rozumiem twój przekaz, ale nie wiem dlaczego oni mają tyle szczęścia, a ja takiego pecha. Nie chcę się rozczulać. Trwam, ale każdy dzień zaczynam od tego, jak im się powodzi, a ja dalej pod górkę.
-
Jest niestety, jeszcze drugi problem, który myślę, że z waszą pomocą też jakoś mi się rozjaśni. Chodzi o zazdrość, muszę się przyznać, że mam dość już tego. Prawie wszystko w życiu przychodzi mi z trudem. Zawsze muszę się ogromnie starać i dawać z siebie dużo by coś osiągnąć. A moi znajomi mają wszystko to co ja tyle, że bez wysiłku. Dam przykład na egzaminy, testy uczę się ciężko, bo nie mam takiego daru by umieć kombinować. Zaliczam, lub nie, a moi znajomi ściągają i nauczyciel nie widzi i mają 5. Ja gdy próbuję zaraz zostaję zauważony. Prawo jazdy ja staram się dokupuje godziny, i nic nie mogę zdać, a znajomy był dużo gorszym kierowcą. I zdał miał dobrego egzaminatora dobry dzień i się udaje, teraz oczywiście non stop się tym chwali. W prawie każdej dziedzinie życia moi znajomi mają łatwiej niż ja. I żyją bez stresowo, a ja jestem chodzącym kłębkiem nerwów. Stąd też pytanie do was, jak sobie pomóc z taką chorobliwa zazdrością. Bo wiem, że we mnie jest problem, a mówią, że gdy się dostrzeże problem i potrafi go opisać to już w połowie jest rozwiązany Czy przeżywał ktoś z was kiedyś coś podobnego?