
Nie_wyrabiam
Użytkownik-
Postów
10 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Nie_wyrabiam
-
Dzień dobry i mały update. Weekend spędziłem nad morzem, z żoną i znajomymi, bez dzieci. W pierwszy dzień poszliśmy na obiad, normalnie do jadłodajni, spacerkiem, przełamałem więc swoją strefę komfortu, chociaż w głowie z tyłu miałem cały czas myśli, że może mi się coś stać, że panika, że zawroty głowy - ale nic! Wszystko poszło bez przygód. Wieczorem natomiast już lęk dał o sobie znać. Poszliśmy na imprezę, gdzie było mnóstwo ludzi i wszystko było fajnie, do momentu kiedy stanęliśmy przed sceną i muzyka zaczęła dudnić w mojej głowie. Niestety, puls skoczył mi do 150, co spowodowało strach i musiałem opuścić imprezę po 15 minutach od wejścia. Dzielnie się starałem, ale lęk i samopoczucie wygrało. Oczywiście puls wrócił do normy, 90, jak tylko wyszedłem poza bramki. No trudno, małymi krokami ku wolności! Dodam, że gdybym był pod wpływem alkoholu (z resztą to pierwsza taka impreza, na której byłem trzeźwy) to z pewnością bawiłbym się znakomicie do samego końca . Kolejne dwa dni miałem mieszane samopoczucie. Sobota spędzona do połowy na plaży, w pełnym Słońcu i niestety to mogło zaważyć. Wieczorem pojechaliśmy do innego miasta na kolację i siedząc, w oczekiwaniu na zamówienie czułem co chwilę zbliżające się ataki paniki, już ze dwa razy miałem wyjść, ale! udało się, oddech, tik-tok dla odwrócenia myśli i normalnie zjadłem, wszystko elegancko, aż byłem z siebie dumny . Wczoraj natomiast od rana bolała mnie głowa, było mi niedobrze i niestety, do południa plaża, ale po południu musiałem zawrócić ze spaceru, bo zacząłem się gorzej czuć (lekkie zawroty głowy, niedobrze). Nie wiem, czy to miało coś wspólnego z sobotnim opalaniem, czy po prostu temperatura, która skutecznie uniemożliwiała mi normalne funkcjonowanie - nie wiem, ale wieczorem posiedzieliśmy przy ognisku, później zahaczyliśmy o plażę, tu już pogoda sprzyjała spacerom. Dzisiaj zauważyłem, że z głodu zaczęło mi się robić słabo a niestety zaraz sobie wmawiałem, że upadnę, zemdleję, czy inne takie - oczywiście do niczego takiego nie doszło, ale psychika robi swoje . Tak czy inaczej, mija dwa tygodnie kiedy zrezygnowałem z alkoholu, lepiej śpię, mam mniej stanów lękowych i stresu. Do końca roku niedługo, a co będzie od stycznia - zobaczymy, może całkowicie zrezygnuję z picia piwa? Pogody ducha życzę, wrócę niebawem, informować co u mnie. Wierzę, że ktoś to jednak czyta!
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)
-
Obiecałem sobie wieki temu, że nigdy nie pójdę i tak będzie. Byłem raz, u psychologa, ale wizyta była dziwna, więc też zrezygnowałem. Zauważyłem też, że wiele z tych przygód łączy się z wypiciem alkoholu, więc póki co definitywnie z niego rezygnuję i zobaczę efekty.
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)
-
Nie uczęszczam do psychiatry.
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)
-
Witam ponownie! Nie znalazłem żadnego bloga/dziennika, gdzie mógłbym notować swoje poczynania (jeśli ktoś taki zna, proszę o wiadomość), więc odświeżę wątek. Z moją nerwicą i lękami bywa różnie, miałem ostatnio okres, gdzie w sumie przez pół roku ponad, nie dostałem ataku paniki, lecz coś na jego wzór. Stojąc np. w Kościele, byłem za ciepło ubrany i zrobiło mi się bardzo gorąco, aż traciłem świadomość (bo już zacząłem się stresować i nakręcać) i się trząsłem, aż musiałem wyjść na świeże powietrze i dopiero się uspokoiłem. Tak się dzieje często, szczególnie w gorące dni/gorących miejscach. Ostatnio pojechaliśmy z rodziną na urlop, od początku wyjazdu źle się czułem, byłem osłabiony, bo w weekend przed trochę popiłem (alkoholu). Dużo leżałem, starałem się jeść, ale niewiele. Mimo upływu dni bolała mnie głowa, większy wysiłek to zaraz gorąco, poty, zawroty głowy. W końcu żona wysłała mnie po odbiór obiadu (dosłownie, wejść - zapłacić - wziąć i wyjść). Tak się nakręciłem, że w momencie kiedy tylko to powiedziała zaczęło mi łomotać serce, kręciło mi się w głowie i miałem uczucie nadchodzącej paniki. Wsiadłem jednak do auta, podjechałem i mówię do siebie: "nic się nie dzieje, wchodzę, płacę, wychodzę". I niestety stało się to, co czułem. Jak tylko powiedziałem dzień dobry, zacząłem się cały trząść, pulsu to miałem ze 200 (albo więcej), pole widzenia jakby się zawężało, powiedziałem, że chcę zapłacić i czy może mi ktoś donieść zamówienie do auta, ale akurat te już czekało. Pan zaczął nabijać po kolei na kasę, chciałem kartą zapłacić, ale już wiedziałem, że pinu nie wklepię w tym stanie, więc dałem 200zł, pytam się czy wystarczy (wyszło 120zł) mówię reszty nie trzeba! Spanikowałem, dosłownie jeszcze pół minuty i bym jakiego wylewu czy dostał. Po wejściu do auta stan opadł, ale uczucie lęku/niepokoju oraz skutki tego ataku paniki, bo chyba tak bym to nazwał pozostały do następnego dnia. Doszedłem w życiu do momentu, w którym ciężko mi wyjść z dziećmi na spacer, bo boję się zawrotów głowy, że zemdleję gdzieś (choć nigdy w życiu nie zemdlałem), że złapie mnie atak paniki i nie będzie kto miał się dziećmi zająć... z żoną jak idziemy to jeszcze jakoś to jest, bo wiem, że Ona jest obok i się zajmie szkrabami. Facet, 34 lata, k... jego mać.
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)
-
Tak naprawdę nie wiem, czy to są ataki paniki, wg mnie tak, ale to tylko zgodnie z definicjami. Jak to u mnie wygląda, to chyba w miarę opisałem. Szczególnie jak gdzieś jestem, w sklepie np., to jak wyjdę już jest w porządku :) choć to też nie za każdy razem się zdarzają. Raz, kiedyś. Najgorsze są niepokojące stany umysłu, negatywne myśli, które doprowadzają do poczucia lęki. To są z niczego biorące się myśli, np. "co ja będę robił wieczorem..." - i wyobrażam sobie siebie leżącego i dręczonego negatywnymi myślami, lub np. "kurde, jutro znowu do pracy", "znowu trzeba zjeść śniadanie", z tym, że zamiast mózg przepuścić takie myśli i lecieć dalej z życiem, to zaraz czuje mnie niepokój, lęk, zupełnie niepotrzebnie i jakby nieadekwatnie do tych myśli! Nie do końca też wiem, jak to opisać... To nie jest tak, że muszę mieć cały czas zajęcie, czy ruch, żeby uspokoić myśli. Czasem nawet jadę samochodem, wleci mi w głowę jakiś niepokój, lęk i przez kilka sekund źle się czuję. Pamiętam sytuację, gdzie po weekendzie zakrapianym, na niedzielny wieczór całkiem już trzeźwy i w ogóle, pojeździłem z koleżką samochodem, wysadziłem go pod domem, zapaliliśmy papierosa i nagle taki napad dostałem, że ledwo do łóżka się położyłem. Wsiadłem do auta, tętno ze 200 uderzeń na minutę, panika dosłownie, nie wiadomo z czym związana. Wysiadłem, cały się trzęsąc, położyłem się do łóżka i cudem zasnąłem. Do tej pory powiązałem to z zapalonym papierosem, ale tak naprawdę czasami jadąc z tym kolegą autem, po dłuższej rozmowie, zaczyna się taki stan "przedlękowy", czuję niepokój, mam wrażenie, że zaraz dostanę właśnie chyba ataku paniki, ale do tego nie dochodzi. Nie wiem, skąd to się bierze. No nie mam pojęcia. W każdym razie, znalazłem ciekawy kanał na YT, Odburzeni. Bardzo sensownie prowadzą dialogi, jestem po pierwszym odcinku i już w nim znalazłem kilka odpowiedzi, na nie zadane nawet przeze mnie pytania. Zaczerpnąłem trochę wiedzy na temat lęków, dlaczego wracają, jak działa podświadomość, itp.
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)
-
Spokojnie, brudów nie mam żadnych. Rodzice wspaniali, życie towarzyskie jak i w związku też w porządku :). Pomijając stres w szkole i na studiach, tak sobie teraz myślę, u mnie w głównej mierze działo się to na kacu. Kiedyś miewałem kaca typowo somatycznego, ból głowy, mdłości, dzień pod kołdrą i przeszło. Natomiast wszystko zaczęło się na pierwszym roku, po dosłownie czterodniowej alkoholizacji w grupie. W piąty dzień miałem silny bodziec stresowy, po którym momentalnie zaczął się stan lękowy. Panika. Przerażenie. Serce waliło, myśli jakbym nie był sobą i lęk, że muszę się męczyć w swoim ciele. Od tamtego czasu czuję non stop bicie swego serca, w każdej sytuacji. 24h. Dodatkowo, mój kac to już nie ból głowy, a lęki, niepokój, dodatkowe skurcze serca. Po tamtym ciągu, że tak to nazwę, stany lękowe miałem tylko dwa razy. Czyli na przeciągu 12 lat. Najgorsze są właśnie te ataki paniki, jak jestem w szczególności sam. Bo jak idę na zakupy z partnerką czy kolegą, wszystko jest w porządku, fobia wtedy przywiera mniejszy wymiar.
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)
-
Teraz to dopiero mam nerwicę :D Dzięki Bogu nigdy jeszcze nie zemdlałem, ale jestem pewien, że miałem podobnie...
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)
-
Może i tak, jednak mój umysł "działa" tak, że jakbym dzięki lekom poczuł się lepiej, to po ich odstawieniu miałbym do siebie żal, że nie zrobiłem wszystkiego, by ich nie brać. Na razie nie zrobiłem w tym celu nic, prócz wątku na forum. W takim wypadku, jutro poszukam psychologa. Może terapia przyniesie oczekiwane skutki, zanim sięgnę po lekarstwa.
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)
-
W życiu bym nie przypuszczał, że takie coś mnie dotknie. Przecież jestem zdrowy psychicznie, nie mam jakichś zaburzeń, czy tam myśli samobójczych, itp. Nie wiem, czy chcę brać jakiekolwiek leki. Dziękuję, za odpowiedź, poszukam pomocy psychologa - ale leków "na głowę" nie ma mowy, że wezmę. Może to być nerwica, nawet jeśli nie jest na stałe, tylko epizodycznie?
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)
-
Cześć, mam 33 lata. Od kilku lat, właściwie od 17 roku życia, mam swego rodzaju fobię społeczną. Zaczęło się podczas pobytu w technikum, kiedy to musiałem publicznie występować przed całą szkołą i do dziś pamiętam, jak waliło mi serce i cały się trzęsłem. Od tamtego czasu, w mniejszym bądź większym stopniu ta fobia się uwidaczniała. Przez studia przebrnąłem ledwo, każde wystąpienie przed grupą, to był stres. Imprezy na trzeźwo? Zapomnij. Trzęsły mi się ręce, głos, pociłem się. Nerwy powodowały, że często nie wiedziałem, co mówię. Oczywiście, wszystko znikało pod wpływem alkoholu. Problemu z kobietami nie miałem, aczkolwiek pierwszy randki były z reguły stresujące. Żadnych kawiarni, ni miejsc, gdzie będzie widać moje trzęsące się łapska. Później jakoś szło, chociaż każde wyjście do rodziców (partnerki), znajomych, obcych miejsc, na trzeźwo, powodowały dyskomfort, stres i lęki. Dochodziło do sytuacji, nawet niedawno, że zacząłem się stresować nawet siedząc z partnerką w kinie! Są przypadki, gdzie nie mogę nawet zjeść w restauracji, czy napić się kawy, bo stres mi nie pozwala. Wyjście do pubu, dyskoteki, na mecz, na domówki - gdzie będzie spożywany alkohol - tylko, kiedy wcześniej łyknę "na odwagę". Umożliwia mi to spędzenie czasu swobodnie, moje nerwy i stres są uspokajane dawką zmrożonej substancji. W pewnym stopniu przyczyniło się to też do mojego częstego sięgania po alkohol. Lecz proszę, nie o tym w tym wątku. Póki byłem młodszy, jakoś sobie z tym żyłem. Pogodziłem się, że nigdy nie wystąpię w telewizji, nie pójdę do pracy jako kelner/sprzedawca czy wszędzie, gdzie jest kontakt z ludźmi w większym gronie. Pogodziłem się, że nie dożyję 40-ki, że w końcu dojdzie do zawału czy wylewu jak będzie trzeba załatwić coś na mieście. Wszystko się jednak zmieniło, gdy urodził się mój syn. Dla niego chcę i muszę żyć! Jednak ostatnio, sytuacja ma się gorzej. Odczuwam zawroty głowy w miejscach publicznych, bądź przy większej grupie osób. W zależności od mojego stanu psychicznego, nawet jak jestem w gronie najbliższych. Miałem parę sytuacji, gdzie musiałem nawet zakupy w koszyku zostawić na środku sklepu i szybko z niego wyjść, bo pojawiły się: zawroty głowy, zaburzenia percepcji, suchość w ustach, pot i serce, łomoczące jak stukot wierzchowca. Nawet na spacer z dzieckiem nie wychodzę, bo się boję, że się przewrócę. Idąc do Kościoła, zastanawiam się, czy dam radę wrócić do domu. Ciągle mam wrażenie, że się przewrócę, że osunę się na ziemię. Są dni, kiedy jest lepiej, ale są dni, kiedy boję się wyjść z domu. Są sytuacje, kiedy czuję, jakby mi miała głowa wybuchnąć, twarz spłonąć. Ciśnienie miewam czasami pod 200/120. Boję się iść na badania, bo raz jak miałem pobieraną krew mało nie zemdlałem. Boję się mierzyć w domu ciśnienie, bo jak tylko zakładam kołnierz, czuję jak mi skacze do maksymalnych granic. Z cudem czasami sobie cukier z palca strzelę, bo nawet już cukrzycę sobie wmawiałem. Proszę o pomoc, może ktoś miał kiedyś podobne sytuacje. Co robić, jak z tym żyć, gdzie się udać po pomoc? Psycholog, psychiatra?
- 17 odpowiedzi
-
- fobia
- (i 2 więcej)