Skocz do zawartości
Nerwica.com

Martusiaaisutram

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Martusiaaisutram

  1. Pomocy! Nie wiem już co robić.. Moja sytuacja życiowa z dnia na dzień jest coraz gorsza.. Zarówno ja jak i mąż mamy "dziwna rodzinę" każdy każdemu wszystkiego zazdrości. Odwróciła się od nas cała rodzina bo z wielkim trudem udało nam się wybudować.. Każdy dobrze wie jak w tych czasach wygląda kredyt hipoteczny , każdego dopadły kosmiczne rachunki za prąd czy wydatki na żywność.. każdy w tym tkwi.. Gdybym wiedziała , że tak będzie na świecie w życiu nie wzięłabym kredytu więc moim zdaniem nie ma co zazdrościć.. Ale nie o tym mowa. Wracając do tematu , odwrócili się od nas nawet teściowie , szwagierka , moi rodzice.. Ja ogólnie jestem osobą bardzo wrażliwa , aż za wrażliwa , wszystko przeżywam i biorę do siebie.. Nie potrafię olać przeszłości tylko ciągle rozgrzebuje stare sprawy , przypominam sobie o dawnych problemach i przykrych sytuacjach rodzinnych , wiecznie tkwię w stresie i nerwach.. Odbija się to bardzo na moim zdrowiu , nie tylko psychicznym.. Moje dzieci też nie dają mi funkcjonować.. 7letni syn z Zespołem Aspergera jest jak mała pijawka.. Wszędzie za mną chodzi nawet do łazienki. Uczęszcza na terapię na które też muszę wozić go ja i odbierać go z nich. Ze szkoły muszę odbierać go ja. Pomagać przy codziennych czynnościach ja.. Nikomu innemu nie pozwoli na nic prócz mnie , do tego 6miesieczna córeczka gdy mnie nie widzi parę minut też ryczy.. Kocham moje dzieci , ale czasami chciałabym mieć chwilę tylko dla siebie , niestety mąż mi w tym nie pomaga , wręcz przeciwnie.. Ja próbuję poświęcać dzieciom dużo czasu , bawić się z nimi i wtedy kiedy mam tylko chwilę , a mam jej niewiele , nie dbam o siebie tylko o dom.. Czuje się i wyglądam jak typowa kura domowa do rodzenia dzieci.. Kąpie je codziennie ja , ubieram ja , karmię ja , na spacery chodzę ja.. Sprzątam dom ja , pranie robię ja , prasuje ja , gotuje ja. I na podziękowanie ciągle słyszę tylko , że syf w domu , że gary nie umyte , że nic nie robię.. Ja już dłużej nie wytrzymam , do tego jak zwracam uwagę mojemu mężowi , że w niczym mi nie pomaga to wpada w szał , synek się wręcz go boi , bo drze się jak opętany i rzuca wszystkim co ma pod ręką. Nie ukrywam , że czasami go próbuje uderzyć , szarpnąć , ale ile siły ma kobieta w sobie ? Prawie nic , więc go to nie ruszy totalnie a popada w jeszcze gorszą złość.. Wtedy gdy nie mam już siły to po prostu go wyzywam od najgorszym i znów jest jeszcze gorzej.. Wszystko zawsze widzi nasz synek , który bardzo to przeżywa , mój mąż nie hamuje się przy nim nawet ze względu na jego chorobę , jeszcze tym bardziej mówi mu , że ma pojebaną matkę.. Chciałabym od niego odejść , bo go nienawidzę. Moj mąż obwinia mnie o to , że nie mamy rodziny , znajomych , kiedy to właśnie on stał się totalnym gburem.. Do nikogo nie chciał jeździł , nikogo zapraszać , więc znajomi też nas olali.. w cale się nie widzie. Stał się nudny i tylko każdemu by cisnął.. Dla gości powinno być się uprzejmym a nie wrednym.. Nie dość ze po całym dniu obowiązków : dzieci , sprzątanie , gotowanie , pranie itp nie mam czasu zadbać o siebie to mój mąż ciągle się obraża , że nie dbam o niego i jego potrzeby i wiecznie mi grozi , że w końcu nie wytrzyma i sobie kogoś znajdzie i to będzie moja wina.. ale kiedy ja po całym intensywnym dniu nie mam siły i ochoty.. Czy to jest już przemoc psychiczna? Bo przez jego słowa tracę sama dla siebie jakąkolwiek wartość i szacunek. Przez niego mam niską samoocenę , nie mogę patrzeć na siebie w lustrze.. Chciałabym uciec z dziećmi , ale nawet nie mam go kogo.. Może to dałoby mu nauczkę..
  2. Tak synek ma orzeczoną niepełnosprawność i korzystamy z pomocy terapeutów. Ma 5godzin spotkań w tygodniu , co nie zmienia faktu że i tak to ja muszę go zawozić i odbierać bo inaczej kończy się to krzykiem , fochami , histeria.. Więc wtedy kiedy powinnam mieć czas dla siebie i tak go nie mam bo muszę być pod telefonem że mogę odebrać synka.. Z pracownikami GOPSu już rozmawiałam (wybudowaliśmy się na wsi) przystało na terapiach. A co do opiekunki to jestem na zasiłku macierzyńskim i w tej chwili nie mogę pozwolić sobie na dodatkowe wydatki jeśli chodzi o opiekunkę..
  3. Cześć wszystkim. Ostatnio opisywałam swoją trudną sytuację dotycząca relacji z moimi bliskimi - rodzicami , teściami. Po tych kilku bardzo ciężkich dniach chyba czas w końcu wygadać się na temat małżeństwa.. Dla przypomnienia: Mam 7letniego synka z Zespołem Aspergera i 6miesieczna córeczkę , która chyba cierpi na bezsenność synek przyjmuje melatoninę bo bez tego to już wg bym się wykończyła.. Nie mam kontaktu z teściami , rodzicami , nie mam żadnych znajomych - każdy po szkole poszedł w swoją stronę założył rodzinę i tak jakoś wyszło.. sąsiedzi też są w podeszłym wieku kontakt kończy się na drobnej rozmowie o pogodzie czy dzieciach.. Do sedna.. Kiedy poznałam mojego męża - był naprawdę cudownym facetem - w sumie to nadal jest , ale chyba już też się pogubił przez tą całą naszą trudna sytuację w której się znaleźliśmy , ale czuję , że nie tylko w tym się pogubił i ja z resztą też.. Pogubiliśmy się chyba też w szacunku do siebie , wsparciu , namiętności.. Leczyłam się kiedyś na depresję i czuję , że ona powraca , brak kontaktu z rodziną jeszcze bardziej nasyca we mnie złe emocje i samopoczucie. Do tego mój mąż nie ma za grosz wyrozumienia. Jestem mamą 24 na dobę. Dzieci całe dnie i noce są przy mnie. Nawet śpię z dziećmi bo nie miałam już siły ciągle wstawać do łóżeczka do małej więc postanowiłam że będę spać z dzieciaczkami w pokoju synka (akurat ma duże łóżko) , mąż śpi sam w sypialni. Mój mąż ogólnie ma bardzo ciężka pracę fizyczną , ale jak tylko z niej wróci idzie kręcić się koło domu bo zawsze na coś do zrobienia i ma chociaż spokój psychiczny a ja? Większość dni spędzam w domu z dzieciakami. Ze względu na pogodę i chorubska nie jeżdżę z nimi po marketach a nawet odpuszczan spacery więc mój mózg aż paruje..Na domiar tego ciągle ostatnio słyszę , że jestem beznadziejna , że w domu syf , że pranie nie poskładane , że podłogi nie odkurzone i nie umyte , że na meblach pełno kurzu. Ale NIE z natury taka nie jestem , zawsze byłam pedantyczna , dbałam o porządek w domu , aż każdy się dziwił (jak jeszcze ktokolwiek nas odwiedzał) jak ja to robię z chorym dzieckiem które potrzebuje dużo uwagi , a ja byłam wtedy z siebie dumna , że jakoś daję radę.. Teraz po prostu nie mam na to siły , czas na pewno bym zorganizowała na sprzątanie , ale nie chce mi się. Kiedy synek się czymś zajmie w mała śpi , ja się położę i płacze do poduszki.. Że nie mam siły sprzątać , że nie mam siły o siebie zadbać.. Że nie mam nikogo kto by mnie wspierał w tych trudnych chwilach. Mam problemy dermatologiczne skóry głowy , włosy wypadają mi garściami , żadne leki póki co nie działają a z natury miałam zawsze gęste i długie włosy do pasa , długie mam nadal do pasa ale mam ich już bardzo mało.. codziennie byłam pomalowana i uśmiechnięta , miałam pomalowane paznokcie i ułożone włosy a teraz ? Kok na głowie , zero makijażu , paznokcie krótkie bo się łamią i ciągle w dresie.. tak wygląda teraz moje życie. Ja kocham moje dzieci ponad wszystko i nie obchodzi mnie nawet mój wygląd , chcę żeby dzieci były szczęśliwe że mają mamę która ich kocha , ale ja już po prostu tracę siły na zabawę z nimi , codziennie budzę się i zasypiam z bólami , głowy , mięśni i wg wszystkiego..w głowie ciągle tylko myśli dotyczące naszej trudnej sytuacji i też tego że nie mam wsparcia w mężu. Jak mówię mu że powinien mi bardziej pomagać to tylko słyszę , że sama chciałam drugie dziecko a on przecież mówił że palcem już nie tknie bo jak urodziłam synka i musiałam po roku wrócić do pracy to przez 4lata wszystko było na jego głowie gdyż ja pracowałam do 18 a on do 14 więc te 4godziny musiał sobie radzić z młodym , zrobić zakupy i obiad... Ciągle mi to wypomina.. ja już jestem bezsilna.. gdyby nie moje kochane dzieci to nie chciałoby mi się żyć.. w domu ciągłe awantury których synek się panicznie boi.. martwię się o niego że przez to że my nie dogadujemy się między sobą , on kiedyś coś sobie zrobi ze strachu.. Zarejestrowałam się już na wizytę do psychiatry bo po prostu już wymiekam , mam 27lat a więcej problemów na głowie niż włosów..
  4. Synek jest pod stałą opieką Pani Psychiatry która prowadzi jego chorobę. Dodatkowo też korzystamy z terapii behawioralnej i SI , chodzi też na zajęcia z logopeda , także walczymy jak możemy i z każdym spotkaniem robi małe kroczki do przodu. Mieszkamy nie daleko Grudziądza.
  5. Bardzo bym chciała chociażby się z kimś "zaprzyjaźnić" ale niestety nie mam z kim. Od 5lat mieszkamy na wsi. Dostaliśmy od dziadka pole rolne które przekształciliśmy na działkę budowlaną i wybudowaliśmy się (właśnie przez tą cholerna budowę relacje z rodziną się pogorszyły) także praktycznie otaczają nas puste pola , mamy kilku sąsiadów ale to już staruszkowie , trochę dalej mieszkają ludzie młodsi w naszym wieku , ale po wielu próbach nawiązania kontaktu stwierdziłam , że nie ma sensu z wiele razy zapraszałam na kawę , ale to nie przynosiło rezultatów. Już sama nie wiem czy coś ze mną nie tak , czy mam na czole coś napisane , że ludzie mnie unikają ? Jestem miłą , uprzejmą staram się do wszystkich uśmiechać , nie wiem co ludzie we mnie widzą , że się tak naprawdę oddalają.. Ale nawet gdybym się z kimś zaprzyjaźniła to i tak moje dzieci nie zostały by z nikim innym jak ze mną lub mężem.. Mój chory synek nawet to toalety za mną chodzi, jak już namowie męża żeby go gdzieś zabrał to on i tak chcę jechać ze mną , córeczka tak samo jak mnie nie widzi to zaraz płacze.. a ja już naprawdę nie mam siły , ciągle tylko chodzę i ryczę po kątach. Zasypiam codziennie z bólami głowy , mięśni , kości i wg wszystkiego i tak samo się budzę.. jestem wykończona już nawet tym zmęczeniem fizycznym tymi bólami , jestem już nawet zmęczona swoimi własnymi myślami..
  6. Tak się składa , że jestem osobą bardzo otwarta , ale i też nerwową. Mówię szczerze to co mam na języku i już wiele razy mówiłam i moich rodzicom i teściom co mi leży na sercu , co mnie boli w ich zachowaniu z co chciałabym żeby zmienili w sobie w stosunku do nas , ale to nic nie daje , jak grochem o ścianę. Moja teściowa jest też bardzo nerwowa i zawsze odwraca kota ogonem , każda rozmowę traktowała jak atak i zawsze kończyło się to awantura , ona jest po prostu niestabilna emocjonalnie. Sama dużo cierpiała w życiu przez mamę i teściów a robi z nami to samo.. Ja po prostu jej tak nienawidzę że życzę jej przez to jak najgorzej , najbardziej boli mnie to , że wg ani jedno dziadkowie ani drudzy nie interesują się swoimi wnukami , no kuźwa jak tak można , mieć dla dzieci serce z kamienia.. mój synek przez chorobę nie ufa ludziom a jeśli już komuś zaufa i przekona się to tej osoby to jest wielki postęp Mimo choroby moi teściowi nazywają go "/cenzura/nietym" za co najchętniej wbilabym im nóż w serce..
  7. Ogromnie dziękuję za wszystkie te słowa , za to w jaki sposób opisałas też siebie Ja do moich rodziców czuje to samo , nie czuje żalu za to , że ich nie ma tylko za to , że wg się niczym nie interesują , a przede wszystkim swoimi jedynymi wnukami. To boli i to bardzo. W dzieciństwie miałam bardzo dobre relacje z rodzicami , ale gdy urodziła się moja siostra a ja miałam już 16 lat wszystko się posypało.. I od tej pory ciągle się coś sypie w moim życiu. Jakby jej narodziny sprawiły , że nade mną zawisło jakieś cholerne fatum , którego za żadne skarby świata nie mogę się pozbyć. Wiem że nie powinnam obwiniać o to dziecka ale niestety przez nią wiele przykrego mnie w życiu spotkało.. Rodzice tak bardzo byli w nią zapatrzeni , że nawet wyrzucili mnie i mojego męża z domu wtedy kiedy mój synem miał zaledwie 4miesiace , bo były wieczne kłótnie bo moja siostra była bardzo rozpieszczona a ja dużo jej zabraniałam co im się nie podobało. Teściowie natomiast dbają tylko o swoją córeczkę i jej dzieci a mojego męża i nasze dzieci dosłownie szmaca.. Czuje w sobie dużo złości , bólu , nienawiści.. ale to wszystko przez tą bezsilność.. przez chorobę mojego synka , przez którą tracę już siły i z którą czasami sobie nie radzę.. mężowi ciągle mówię że żałuję że go poznałam że zniszczył mi życie a tak naprawdę kocham go jak wariatka i nie wyobrażam sobie życia bez niego.. Faktycznie powinnam coś zrobić ze swoim życiem i przede wszystkim zrobić coś dla samej siebie.. ale jak mam to zrobić jak przez chorobę synka nikomu nie ufam , boje się że w momencie kiedy z kims zostanie nawet z zaufana osoba , dostanie napady histerii.. i czar pryśnie będę musiała rzucić wszystko i wracać.. Zacznę chociaż od wizyty u psychiatry a dalej jakoś to będzie
  8. Witam! Jestem "szczęśliwa" mama dwójki dzieci. 7letni syn , który ma Autyzm-Zepsol Aspergera i 6-miesieczna córeczka. Pewnie po tym co napisze wyleje się na mnie fala krytyki,ale ja już po prostu sobie nie radzę.. Czasami chciałabym cofnąć czas i być po prostu sama.. Kocham moje dzieci nad życie , ale jestem wykończona fizycznie i psychicznie i to głównie przez rodzinę. Z rodzicami od kilku lat nie mam praktycznie kontaktu - kłótnia rodzinna która ciągnie się latami. Z teściami właśnie jesteśmy na etapie kłótni , traktują mojego męża i moje dzieci jak śmieci. Nie interesują się zdrowiem wnuków , nie chcą z nimi zostawać kiedy naprawdę potrzebujemy iść do lekarza czy zrobić jakieś zakupy świąteczne , wiecznie wszędzie jeździmy z dziećmi , od 6 lat nawet nigdzie z mężem nie wyszliśmy , na żadną imprezę a nawet do głupiego kina , nie mówiąc już o zakupach w dwójkę , wszędzie tylko dzieci i dzieci.. Mąż niby pomaga mi dużo w domu , ale do córki nawet ani razu nie wstał w nocy , ze względu na chorobę synka nie mogę się nawet w ciągu dnia zdrzemnąć jak mała śpi , bo mąż nie potrafi lub nie chce zająć go chwilę żeby o mnie chociaż na chwilę synek zapomniał.. ciągle chodzi za mną jak jakiś "wrzód na tyłku" a kiedy on jest w szkole ja wykorzystuje ten czas na sprzątanie u gotowanie. Jestem już zwykła kurą domowa , nawet nie robię zakupów tylko jak mąż wraca z pracy zajeżdża do marketu.. Kiedy mówię mu że chce jechać sama na zakupy bez niego i dzieci to tylko słyszę że szkoda paliwa i on zrobi zakupy po pracy.. Od dłuższego czasu czuje też że coś dziwnego dzieje się z moim organizmem. Wypadają mi włosy garściami - leczyłam się dermatologicznie ale to nic nie pomogło , ciągle puchną mi nogi , jeśli chodzi o moją figurę to jestem chudzielcem niestety , po mamie chyba , jem za 10 a nie mogę przytyć , po ciąży w dosłownie miesiąc wyglądałam już tak jak przed ciążą.. Mam też ogromny problem z jelitami.. lekarz skierował mnie na kolonoskopię więc chyba domyślacie się jakie mogę mieć problemy.. Ciągle chodzę i płacze po kątach , w głowie ciągle myśli o kłótniach rodzinnych , układam sobie co powiem mamie , teściowej , szwagierce jak ich spotkam , że bardzo ich nienawidzę , że nikt nie liczy się z tym co ja czuję. Ciągle też myślę , że może jestem chora na raka i nie długo umrę i osieroce moje dzieci , myślę o tym do tego stopnia że chyba zaczęłam za bardzo je nianczyc.. Ostatnio unikam bliskości z mężem , mimo , że wiem , że jestem szczupła to wmawiam sobie , że jestem gruba , patrząc na mój brzuch czuje obrzydzenie.. mąż zapewnia mnie że jestem dla niego piękna , ale nie wierzę mu i wmawiam sobie , że na pewno mnie zdradza albo , że tylko szuka okazji żeby to zrobić.. Zarejestrowałam się nie raz już do psychiatry ale nie poszłam , nie wiem czemu , nie chciało mi się , bałam się , nie wiem.. Ale też nawet nie otrzymałam od męża żadnego wsparcia ze mam iść i się nie bać.. że będzie przy mnie.. Ja nie wiem już co mam robić.. Nie mam żadnej rodziny , przyjaciół .. nie mam do kogo buzi otworzyć ani od nikogo nie otrzymuje pomocy.. To co napisałam to tylko kropla w morzu moich problemów..
×