Hej nazywam się Adrian mam 33 lata i od 2012 walczę ze swoją głową.Cierpie na depresję, nerwicę i fobie społeczną mimo tego wszystkiego jakoś próbowałem dawać radę w życiu codziennym "bo jesteś facet" ,"weź się w garść" czy tam takie "weź pobiegaj". Kilka lat temu po raz pierwszy miałem natrętne myśli o samobójstwie i udzielono mi pomocy w szpitalu na oddziale psychiatrycznym...po wyjściu będąc po opieką przychodni i przyjmując farmakologię "dawałem radę" mimo iż moja choroba rozbijała kolejne związki,życie zawodowe i popychała do alkoholu...w każdym bądź razie znów jestem po rozbitym związku, utracie mieszkania i prawdopodobnie pracy co sprawiło,że znów jestem w szpitalu...z tym,że tym razem wydaje mi się,że już się nie podniosę nie dam rady znów stawiać życia na nogi wegetuje na oddziale niczym duch i chyba czasem mam nadzieję,że nigdy stąd nie wyjdę,nie będę już nikomu potrzebny,nie poczuję miłości i to już koniec ehhh wybaczcie napisałem ten post bo chyba musiałem się wygadać bo póki co odbijam się od ścian sal...pozdrawiam was serdecznie