Skocz do zawartości
Nerwica.com

tomasz1991

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tomasz1991

  1. Staram się radzić z tym stresem, muszę przyznac, że wychodzi mi to coraz lepiej. Lecz mam jeszcze jeden problem, gdyż nie mogę powstrzymać fizycznych objaw tego stresu. Chodzi tu o pocenie się, i uczucie gorąca. Na przykład gdy odpowiadam na lekcji to odrazu zalewam się gorącym potem. Gdybym wyszedł na podwórek to pewnie bym cały parował, oprócz tego też przeziębił. Jest też na to jakiś sposób bo tego to nijak nie mogę powstrzymać.
  2. raczej nie, tu podalem tylko przykład a chodziło o to, że owa nauczycielka prubowała oskarzyć kogoś o coś czego nie zrobił bo dokładnie znałem sytuację, dlatego też wstawiłem się w obronie tej osoby.
  3. Nie wiem czy jestem gotowy na tą terapie. Jakoś nie mam tyle ambicji żeby móc ją zacząć. Może jeszcze troche poczekam, poukładam sobie troche to wszystko i dopiero poszukam jakiegoś psychologa. Będę się starał nie myśleć o tym co było kiedyś. Dzięki za pomoc. ---- EDIT ---- i tak na marginesie to polecam wszystkim te omega 3, to pomaga sie opanować, ogólnie wzmacnia układ nerwowy, polepsza humor.
  4. Największym problemem jest wypowiadanie się. Gdy muszę coś opowiedzieć zaczynam myśleć o tym, że jestem nieudolny językowo i to sprawia, że faktycznie taki jestem. Najgorzej jest gdy mam coś przedstawić np. w trakcie lekcji, gdy jestem odpytywany na ocenę. Wtedy dołącza do tego paniczny stres, zaczynam się pocić. Uczucie jest takie jak przy przestraszeniu się. Tylko, że ono trwa i trwa przez cały czas! Przestraszenie wywołuje stresik, dreszczyk przez chwilę i po sekundzie mija. A w moim przypadku trwa dosyć długo. Po tym wszystkim dostaję głupawy, jestem onieśmielony bo przecież zrobiłem z siebie głupka gdyż nie umiałem się wypowiedzieć. Znowu dostaję depresji. Zastanawiam się co się ze mną dzieję. Chcę się wziąć w garść ale nie dam rady sobie z tym poradzić. Stres ten dotyka mnie nie tylko wtedy gdy muszę się wypowiadać, ale również wtedy gdy musze napisać jakieś wypracowanie. Po prostu zapominam słowa nawet te najprostsze. Układam jakieś zdanie i w jego środku pauza bo nie wiem jak je dokończyć, bo się stresuje i zapominam. Miewam go również wtedy gdy np. idę do tablicy, muszę coś obliczyć (matematyka z której jestem dobry). Gdy nawet jest to coś prostego to nie dam rady sobie z tym poradzić. Nie skupiam się na obliczaniu ale na tym co sobie pomyśli nauczyciel i przede wszystkim cała klasa, która się na mnie patrzy. Staram się o tym nie myśleć, czasami się to udaje, ale stres nie mija. Mam również kłopoty z uczeniem się. Gdy coś czytam, przeczytam 2 linijki i zapominam o czym czytałem. Nie mogę się skupić. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Jakiś czas temu brałem paroksetynę. Faktycznie mi pomagała, ale te skutki uboczne… Budziłem się rano mokry jakby mnie ktoś w nocy wodą oblał. Odłożyłem. Teraz jestem bardziej żywy nie mam już takich objaw typowo depresyjnych jak zamulenie itp. Ale te głupawy wywołane stresem ;/. Biorę teraz kwasy Omega 3, no faktycznie wzmacniają nerwy, ale to nie pomaga tak jakbym tego chciał. Jeszcze jakieś 2 lata temu byłem zupełnie zdrowy. Należałem do czołówki w swojej klasie. Mogłem sobie ze wszystkim poradzić. Nic nie stanowiło mi problemu. Mogłem każdemu słownie tak dopowiedzieć, że to jemu brakowało by słów a nie mi. Heh pamiętam jak dopierdzieliłem nauczycielce jak chciała pokazać swoją racje (oczywiście jej nie miała), niezle jej nagadałem aż dumny z siebie byłem, to znaczy wtedy może nie byłem bo nie uważałem tego za jakiś wyczyn. Doceniłem to dopiero teraz gdyż nie wyobrażam sobie żebym mógł teraz tak mądrze dyskutować ze starszą (i mądrzejszą) osobą odemnie. Kiedyś nie sprawiało mi to problemu. A teraz mam problem z przedstawieniem swojej racji. Nie mam zbyt dobrych stosunków z dziewczynami. Sprawiam swoim zachowaniem osobę niezrównoważoną, szczególnie wtedy gdy naprawdę mi zależy na tejże koleżance. Pamiętam jak rozmawiałem z nią, to znowu - patrz początek wypowiedzi – stres + wywołany nim nieudolny język. No i niestety sprawiło to, że zaczęła mnie po prostu unikać. Ale ja głupi startowałem do kogoś w ogóle bez jakichkolwiek predyspozycji. Zupełnie bez podstaw. Zrobiłem z siebie durnia, debila, głupka i kogo tam jeszcze. Ogólnie jestem niezdecydowany. Idę do sklepu, kupuję coś, okazuje się, że nie mam tyle pieniędzy ile trzeba (przy kasie), więc odkładam coś. Gdy wychodzę ze sklepu dopiero dociera do mnie to, że dokonałem złego wyboru i odłożyłem nie to co trzeba. Po prostu zdecydowałem się na prostrzą drogę, odłożyłem byleco, byleby szybciej wyjść z tej stresowej sytuacji. Wogóle bez pomyślenia o tym, bo myślenie było zajęte stresem. Doradźcie mi co mam zrobić. Nie wiem czy chcem iść znowu do psychiatry, żeby mnie faszerował tą chemią. Chociaż jeżeli to jest jedyna droga, to mogę się poświęcić. Ale przecież nie mogę mu powiedzieć wszystkiego bo w tej sytuacji jestem zestresowany i zapominam o wszystkich dolegliwościach. Nie tak jak teraz gdy pisze te wypociny. Siedzę sobie w domku, słucham muzyki jestem prawie wyluzowany.
×