W sumie to nie wiem czemu tu piszę i czego oczekuję. Mam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie, dosłownie nikt. Rozmawiam z ludźmi mówię wprost co czuję/myśle a każdy to odbiera inaczej niż chciałem. Mam 33 lata, właśnie siedzę i zadaje sobie pytanie, przez jak długi okres w swoim życiu byłem szczęśliwy. Wychodzi mi, że był to rok max dwa. Na 33 lata życia. Reszta to dół, niezrozumienie i samotność. Mam oboje rodziców, żonę i z 20 znajomych z którymi utrzymuję stały kontakt. Nikt z nich mnie nie rozumie i mimo tak dużej grupy osób czuję się kurewsko samotny. Zawsze mi było ciężko ale parłem do przodu. Tłumaczyłem sobie, że tyle gówna mnie w życiu spotkało, że nikt by nie dał rady, ale ja dam. I dawałem. Jednak ostatni rok to był jakiś koszmar. Nawet gorzej. Nie chce mi się o tym pisać, ale wiele osób by tego nie wytrzymało. I ja też już nie mogę. Po co tak żyć? Po co całe życie się męczyć i czuć ból? Komu ja mam udowadniać, że dam radę ? Sobie? Siedzę od godziny i się zastanawiam czy tego nie skończyć.