Skocz do zawartości
Nerwica.com

Xyzxyzxyz

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Xyzxyzxyz

  1. Mam 22 lata i mieszkam z rodzicami. Od kiedy pamiętam czułam, że coś jest nie tak w mojej rodzinie. W dzieciństwie rodzice cały czas mnie krytykowali i nie dawali mi żadnego wsparcia. Działo się tak mimo, że w podstawówce byłam najlepszą uczennicą w klasie. Jak dostałam 4 zawsze pytali, dlaczego nie 5 oraz porównywali mnie do innych. Musiałam być zawsze najlepsza. Jak dostałam 5 natomiast często było to podsumowywane krótkim 'to dobrze' lub 'udało Ci się'. Przyniesienie gorszej oceny niż 4, czy 5 wiązało się z oskarżeniami mnie o lenistwo i wyśmiewaniem, że oni wiedzieli, że tak będzie, że szkoła podstawowa jest taka prosta, że powinnam mieć same 6. Zawsze byłam na uboczu, dzieci mnie nie lubiły. Na przerwach siedziałam zwykle zalękniona, smutna na korytarzu. Gdy udało mi się nawiązać jakąś relację z kimś i chciałam się pobawić na placu zabaw przed szkołą moja mama dzwoniła i rozkazywała mi przyjść do domu, mówiła że się szwendam. Jak kiedyś zgubiłam klucz do domu zjeżdżając na sankach wypomina to do dzisiaj. W domu, jak przychodziłam zasiadałam przed telewizorem. Wiekszość mojego dzieciństwa to był właśnie on. Przestałam wgl bawić się z dziećmi, bo na moim osiedlu nie było żadnych dzieci w podobnym wieku, a iść do tych ze szkoły nie mogłam. Na lekcjach w szkole nigdy się nie zgłaszałam, czułam się odmieńcem, że nie odpowiem dobrze lub że dzieci jeszcze bardziej mnie nie będą lubiły jak odpowiedź będzie poprawna. Prawdziwy dramat z moimi rodzicami stał się jednak, gdy poszłam do najlepszego gimnazjum w mojej okolicy. Nauczyciele tam byli bardzo wymagający i opuściłam się trochę w nauce, miałam większość 3 i 4. Moi rodzice zaczęli mi wmawiać, że się nie nadaje do tej szkoły, że nic ze mnie nie będzie, że jestem nieukiem, mimo, że uczyłam się, jednak dla moich rodziców było to niewystarczające. Wtedy popadłam w stany depresyjne i przestałam się wgl uczyć, przestałam też chodzić do szkoły. Ledwo przechodziłam z klasy do klasy. Czułam się gorsza od innych uczniów i głupsza. Gdy miałam odpowiadać na jakimś przedmiocie dostawałam ostrych ataków lęków. Pot mnie oblewał, serce waliło, a ja myślałam, że zemdleję. Dlatego też wagary stały się dla mnie najlepszym sposobem ucieczki. Miałam wtedy też często myśli samobójcze. Tak na prawdę całe gimnazjum czułam z całego serca, że nienawidzę moich rodziców. Nie usłyszałam nigdy nic pozytywnego na mój temat tylko ciągłe ubliżanie, mówienie, że do niczego się nie nadaję, wyśmiewanie. Takie rozmowy były prawie codziennie, więc zaczelam ich unikać i resztę dnia i nocy po przyjściu ze szkoły lub wagarów przesypiałam. Dużo płakałam, a oni nawet wtedy mnie nie pocieszali tylko ciągle mówili, że jestem najbardziej leniwą osobą na świecie i pójdę do zawodówki, a na studia na 100% nie pójdę, bo leniwe osoby nie przejdą ani jednej sesji. Poszłam do liceum. Był to chyba najlepszy czas w moim życiu. Lekko przeszły mi moje problemy psychiczne. Poznałam jakiś ludzi i byłam na kilku imprezach. Wtedy zabroniono mi na nie chodzić i uznano, że moi znajomi to patologia, a ja jestem wpływową osobą i nie myślę samodzielnie. Co nie było prawdą, bo sama chciałam tam iść z własnej woli. Wtedy znowu byłam sama, ponieważ wszyscy się ode mnie odwrócili. Nie rozumieli, że pełnoletnia osoba może mieć takie problemy. Kazde wyjście musiało być dokładnie omówione z rodzicami. Tak na prawdę te kilka imprez w liceum były moimi jedynymi, ze strachu przed awanturami i grozeniem wyrzuceniem z domu. Zdałam dość dobrze maturę i poszłam nastepnie na studia. Radzę sobie przeciętnie, jednak nie dostaje juz uwag dotyczących moich ocen. Ostatnio jednak usłyszałam, że zjebałam maturę, bo nie dostałam się na żadną z czołowych uczelni w Polsce. Rodzice mimo 22 lat ciągle mówią mi co mam robić np. co mam ubrać, albo czy mogę gdzieś iść czy nie. Jak opowiadam im o jakiś moich marzeniach zawsze to krytykują i odradzają. Jak zdałam maturę namówili mnie na studia dzienne, na które chciałam iść, ale teraz trochę żałuję, bo mam ciągłe kłótnie w domu. Mam dość sporo schorzeń i kiedy chcę się doradzić o coś rodziców, to zawsze dowiaduje się, że sama jestem sobie winna. Boje sie usamodzielnić, bo boję się, że sobie nie poradzę. Boje się iść do pracy, bo najprawdopodobniej mam fobie społeczną, która się objawia w tej chwili najbardziej lękiem przed wykonywaniem i odbieraniem telefonów. Taka czynność jest prawie w każdej pracy. Nie czuję się komfortowo wśród ludzi i ciągle odczuwam lęki, w domu z drugiej strony nie mogę wytrzymać ciągłego wmawiania mi najróżniejszych teorii i krytyki. Czuję, że każda rozmowa z rodzicami ma pokazać mi jaka jestem głupia i że oni są najmądrzejsi, najważniejsi i oni mogą mi mówić przykre rzeczy, a ja mam słuchać i pokornie odejść. Całe moje życie od dzieciństwa krąży wokół nauki i szkoły, co wcale nie jest dla mnie aż tak ważne. Czuję, że całe życie chciano ze mnie wbrew mojej woli zrobić naukowca. Nie mam nikogo komu mogłabym się zwierzyć i zwrócić po poradę. Myślicie że terapia to jedyne wyjście? Boję się życia, że nigdy nie założę rodziny, że nigdy się nie wyprowadzę, nikt mnie nie przyjmie do pracy, bo na rozmowie będę się bardzo stresować i wypadnę źle. Na studiach z nerwów często tak właśnie się dzieje. Czuję się uwięziona w sytuacji bez wyjścia, nie chcę przegrać mojego życia tak jak dzieciństwo przegrałam. Czy to są typowe problemy? Rodzice mi wmawiają, że każdy tak ma. Dziękuję, za wysłuchanie.
×