Skocz do zawartości
Nerwica.com

bezimienna99

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bezimienna99

  1. Witajcie, bardzo mnie męczy ten problem, bo nie wiem, co jest mężowi. Jest wobec mnie agresywny, ale ta agresja polega bardziej na łatwym wyprowadzeniu z równowagi. Gdy jest czymś przeciążony, gdy odczuwa jakieś napięcie, trudne emocje, zmęczenie, zwyczajnie nie radzi sobie z emocjami - wybucha. Objawia się to poprzez niszczenie przedmiotów codziennego użytku (potrafi w złości wyrwać drzwiczki od szafki w kuchni!, tłucze kubki, rzuca nimi o ścianę, wgniótł też pięściami lodówkę), ja w takich warunkach żyłam z dzieckiem w jego domu i jego rodziców. Gdy się wyprowadziłam, dostał szału, próbował uderzyć moją matkę, ale się powstrzymał, bił pięściami w ścianę, ogólnie rzecz biorąc, gdy traci kontrolę, demoluje mieszkanie. Jego rodzice wiedzą o tym i jego krzykach, bo je słyszeli. Matka męża wie też, że mnie uderzył parę razy i nic z tym nie zrobiła. Byłam juz u terapeutki, powiedziała że żyję w przemocowym związku i mam prawo założyć niebieską kartę. Założyli też sprawę o znęcanie z art. 207, ale ostatecznie wszystko umorzono, bo ja byłam cała w strachu, silnych emocjach, dodatkowo musiałam przecież zajmować się dzieckiem, bo zostałyśmy same. Jego rodzina , nie wiem czy nie zdaje sobie sprawy z jego zaburzeń, bo z tego co mówi mi on, całą winę przerzucają na mnie. Uznali, ze ja go po prostu obciążałam psychicznie, byłam toksyczna i mąż miał zbyt dużo stresu, a do tego go wykorzystywałam finansowo, nie szanowałam itd. Wmawiali mi też , że mam zaburzenia psychiczne i powinnam je leczyć. Terapeutka powiedziała także, bym nie pisała smsów do ojca męża, bo w tym domu jest przyzwolenie na przemoc. I rzeczywiście, pomocy mi nikt nie udzielił, bo jak mąż na mnie wrzeszczał, to oni nie wtrącali się do tego. Z tego, co mąż mi czasem opowiada (mamy kontakt), rodzina go mocno nastawia przeciwko mnie, a mi powtarza, że jestem toksyczna, gdy tylko próbuję mu zwracać na coś uwagę, że źle się zachowuje, że coś źle robi - wszystko to odbiera jako pretensje. Ma mnie za kobietę pełną pretensji, która nigdy nie jest zadowolona i że ciężko mnie uszczęśliwić. Co ja mam zrobić? Pogadać z jego rodzicami? Jaki to ma sens, skoro oni uważają, że są zdrowi i generalnie mają bardzo dobre zdanie o sobie i swoich dzieciach. A cały ten syf projektują na mnie. Takie odnoszę wrażenie, że jestem jakimś kozłem ofiarnym. Gdy mieszkaliśmy razem, po prostu im okazywałam jak bardzo ich nie lubię, z czym im trudno się pogodzić, bo mają wysokie mniemanie o sobie (przerośnięte ego). Mąż mówił o swojej mamie, że jest taką "królową'', a dla niego chce ''księżniczki''.... przykro mi się zrobiło wtedy. Ona oczekiwała, że będę o nią zabiegać, a ja czyniłam coś odwrotnego, więc myślę, że za sam ten fakt, że się o nich nie starałam , mnie nie lubią. Dodatkowo, jego matka chyba ze mną rywalizuje. Zresztą teraz, po mojej wyprowadzce, to on jest już mocno zmanipulowany przeciwko mnie, tak to widzę. I jest mi przykro bardzo, że przez ich ingerencje i tuszowanie wad i zachowań syna, małżeństwo się rozpadło praktycznie. Ja sobie psychicznie nie dawałam rady z jego zachowaniami, do tego miałam na sobie krytykę i wymagania "teściów'' i małe dziecko , którym się zajmowałam 99% czasu. Ogólnie rzecz biorąc, podejrzewam, że przy takim stopniu patologii, są małe szanse na wyleczenie. Ta rodzina to zwyczajnie wypiera i zaprzecza temu, żyją sobie z dorosłymi dziećmi (mają 2 dorosłych dzieci w domu, mąż i jego siostra), maż utrzymuje się sam, siostra na ich utrzymaniu. Dodatkowo, są to ludzie którzy bardzo manipulują, niestety maż także. Klamie, manipuluje, jest wyczulony na najmniejszy przejaw braku docenienia, nie wolno mu uwagi zwrócić. Jeśli chodzi o moje emocje, uczucia - ma je kompletnie gdzieś, Nie zajmuje się nimi. Był bardzo oziębły dla mnie i od początku małżeństwa się izolował ode mnie. Traktował mnie instrumentalnie - czasem, raz na miesiąc może okazał jakieś "uczucie", ale odnoszę wrażenie, że miał mnie do zaspokajania potrzeb - seksualnych i bym mu sprzątała i gotowała. Tak się czuję. Mąż nie widzi potrzeby terapii, mówi że już był. Twierdzi, ze na terapii rozmawiał o mnie, o tym jak ja się zachowuję i że terapeuta stwierdził, ze ja się nad nim znęcam psychicznie i wpędzam go w poczucie winy i nim manipuluję. To jest przerażające, bo jeśli manipuluje, to on. Nawet nie wiem, czy był, być może po prostu to wymyslił. Jak mam być w związku z osobą, której kompletnie nie ufam? Na której nie mogę polegać? Bo zawodzi, kłamie, kalkuluje , jest skupiona na sobie? Która wmawia mi zaburzenia psychiczne i każe brać leki? Co do moich zaburzeń - lekarz stwierdził pewne problemy osobowościowe u mnie, konieczność terapii, ale bez leków i nie mam takich zaburzeń, jakie przypisuje mi on ! (borderline, chad). Wcześniej nie leczyłam się psychiatrycznie, brak pobytów w szpitalu. Czy ja jestem jakoś w stanie wpłynąć na jego zachowanie? On mówi, że CHCE BYĆ SAM, potrzeby zmiany nie widzi, mówi, że nie chce być mężem i nie będzie się już starać. Jest mi przykro, że tak mu nie zależy, ale wiem że na jego wolę nie wpłynę... A dodatkowo mi przykro, bo mamy dziecko. On się odizolował od nas, chce się widywać tylko z dzieckiem. Co to mogą być z zaburzenia? Ja już mam swoje podejrzenia, ale jak on nie widzi swoich zachowań i tego, że mnie nimi rani, a do tego go to nie obchodzi (mówi, że go wpędzam w poczucie winy i doprowadzam do depresji), to chyba nie ma szans na normalny związek? Ja jestem z nim emocjonalnie związana, po prostu się zżyłam, byliśmy razem ok. 9 lat. On mi przy każdym spotkaniu okazuje obojętność, a jak widzi, że mi na nim zależy, to mnie celowo odpycha, a potem się uśmiecha szyderczo, albo ucieka, gdy tylko próbuję z nim rozmawiać, albo mówię coś na jego temat, co mu się nie podoba. Co to za zachowania, skąd się biorą? Domyślam się, że z dzieciństwa męża, sposobu wychowania i jego nieprawidłowych relacji z rodzicami, zwłaszcza matką, która go na przemian idealizuje i dewaluuje.
×