Skocz do zawartości
Nerwica.com

tomt0m

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia tomt0m

  1. @szary kot, Dziękuje Ci bardzo że poświęciłeś swój czas i przeczytałeś, muszę zrobić tak jak mówisz. Cały czas przymierzam się by pójść do psychiatry. Mi się to po prostu wydaje zbyt skomplikowane żeby było tak "proste" i tak jak mówisz to się wydaje być zakorzenione głębiej i strzelam że tam właśnie jest przyczyna. Dzięki bardzo jeszcze raz za odpowiedź. Wiesz pisze dlatego że jest taka możliwość że ktoś mógł się zmagać z czymś podobnym. To takie uczucie jak bym całkowicie przestał ufać ludziom i sobie jednocześnie.
  2. Cześć! Przedstawię wam tu moją historię z życia w której przedstawię mój długo rozwijający się problem, mam nadzieje że się nie zanudzicie. Bardzo chętnie usłyszę co tym myślicie. Dziękuje bardzo za każdą odpowiedź i chęć przeczytania tak długiego tematu. Postaram się to opisać od początku tak dobrze jak tylko potrafie. Gdy byłem małym dzieckiem bawiącym się na podwórku do pewnego czasu wszystko było wporządku, byłem strachliwy ale jednak wychodziłem do rówieśników i się z nimi bawiłem. Później po jakiejś niefortunnej sytuacji zgaszenia papierosa na mojej szyji, mama wyskoczyła do nich "obroniła mnie" i powiedziała że mam do nich już nie wychodzić[zostałem osadzony pod koloszem]. Później czas podstawówki, zostałem upatrzony przez dwóch gości którzy chcieli zrobić mi krzywdę, całą szkołe unikałem ich jak ognia, już wtedy miałem silny lęk np. przed powrotami do domu, chodzenia ulicami gdzie wiedziałem że mogę ich spotkać w obawie o to że mnie pobiją(do dziś boje się chodzić w tamtej okolicy). Byłem miłym dzieciakiem, potrafiłem wyczuć w kim jest coś "złego", przez to unikałem tych osób, wzmacniając lęk w głowie. Gdy dochodziło do pierwszej konfrontacji (słownej, bo zawsze unikałem na tyle i "uciekałem" że nie udało się im doprowadzić do bójki), mam wrażenie że te osoby wyczuwały mój strach i to wykorzysywały chcąc wejść mi na głowe, zastraszyć. Zaczeło się gimnazjum, było całkiem wporządku, fajni ludzie. Cały czas unikałem bójek, jak dochodziło do jakich kolwiek pomiędzy dwoma osobnikami, wywoływało to we mnie silny lęk i chęć najszybszego oddalenia się. Jeśli ktoś ze mną zaczynał to próbowałem zawsze załagodzić to tak żeby jednak do niej nie doszło. Po usłyszeniu od kogoś "chodź na solo", mroziło mnie w żyłach i myślałem ze zachwile dojdzie do konfrontacji (dajmy na to po lekcjach), dostane w łeb, wszyscy zobaczą że jestem słaby i dopiero się zacznie. W tym okresie przy wracaniu samemu do domu, zawsze wybierałem najbezpieczniejszą drogę. I z lękiem z tyłu głowy chciałem jak najszybciej dostać się do domu(nie zawsze ale w większości przypadków) aby tylko nie wpaść na jakiegoś "kozaka". Pomimo tego wszystkiego nigdy nie zamknołem się w domu, miałem dużo znajomych i naprawdę miło spędzaliśmy czas, był to dobry okres. Gdzieś w drugiej klasie gimnazjum poznałem dziewczyne, od samego początku jak ją ujrzałem spodobała mi się, po roku byliśmy razem. Zakochałem się na zabój była dla mnie wszystkim. Na tamten czas byliśmy naprawdę świetnie dopasowani emocjonalnie i fizycznie(seksulanie). Przez pierwsze dwa lata kochaliśmy się non-stop. Bardzo namiętnie, była mi bardzo oddana, a ja jej. Czas przesunoł się do Technikum, i nie powiem był to najlepszy okres szkolny w moim zyciu. Świetni ludzie, super klasa. Tylko pomimo to do tej szkoły chodziła pewna osoba która kojarzy mi się z krzywdą i wstydem. Był taki starszy gość do którego chodziłem grać w gry, jak jeszcze byłem w podstawówce. I polubiłem go, był dziwny ale jednak lubiłem do niego chodzić, pewnego razu poszedłem z nim do jego starszego kolegi. I sprawa jakoś tak się ułożyła że jeden z nich czy oboje wzieli dezodorant i bodajrze przykładali mi do twarzy że mnie tym popsikają. Ja się chyba rozbeczałem i zakryłem twarz rękami, a oni zaczeli po nich psikać. Rozbeczałem się, uciekłem, upokorzyli mnie. Już nigdy się tam nie pokazałem, a za to zaczołem się bać i jednego i drugiego. Co było dość cieżkie bo mieszkali dom w dom ze mną. Ogólnie rzecz biorąc unikałem całego mojego sąsiedztwa (ten papieros na szyji plus pewnie coś by się jeszcze znalazło jak bym dłużej pomyślał). Także tak, za każdym razem jak go widziałem wywoływał lęk, i unikałem go jak ognia, mam wrażenie że nawet nie widział że rok byłem z nim w tej samej szkole. Miałem ogóle obawy co do ludzi ale jednak z nimi rozmawiałem i przekonywałem się ze warto bo są też dobzi ludzie. Miałem naprawdę dużo znajomych w tym okresie. I ignorowałem to, wiedziałem że to wywołuje we mnie lęk ale pomimo to żyłem na dobrym poziomie i co najważniejsze potrafiłem się cieszyć życiem. Od niepamiętnych czasów wiedziałem że jestem słaby i powtarzałem to sobie. Później nastąpił kolejny etap lekkiej izolacji. Pokłuciłem się z dziewczyną, rozstaliśmy się na chwile i na dwa tygodnie wyjechałem do Holadnii do pracy. (Byłem też wcześniej będąć z nią jeszcze w wziązku, lęk cały czas występował i było tam bardzo dużo ludzi z którymi nie chciałbym mieć nic wspólnego ale potrafiłem oddzielić ziarno od plew i jakoś dawałem radę.) Nie przestałem jej kochać. Po dwóch tygodniach wróciłem i poszedłem się z nią spotkać. Od razu wskoczyła mi na szyje, przespała się ze mną i powiedziała że doszło do czegoś pomiędzy nią a moim dobrym przyjacielem. Troche się załamałem, nie wiedziałem co mam zrobić. Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć, co mam zrobić by nie wyjść na słabego. Wyrządził mi wielką krzywdę. Spotałem się z nim, nie powiedziałem nic, stłumiłem to w sobie. Przez bardzo długi czas rozpamiętywałem w głowie że powieniem go chociaż uderzyć za to co zrobił. Zaczołem go unikać, gdy się pojawiał znikałem. Zaczołem kwestionować swoją męskość. Przez bardzo długi okres powtarzać sobie że jaki ze mnie mężczyzna, że coś jest ze mną nie tak, że nie mogę się nim nazywać(patrząc na moją postawe przez całe moje życie). Już wtedy zaczeły mnie gnębić pewne myśli, bo kiedyś na początku gimnazjum kilka razy zrobiłem sobie masaż prostaty, czemu? nie mam pojęcia. Oglądałem dużo pornografi i szukałem to co mocniejszych bodźców. Było przyjemne ale było tylko epizodem.(nigdy nie oglądałem pornografi gejowskiej, nie kręciło mnie to, nic a nic.) było to czysto hedonistyczne. Ten fakt poglębił moje myśli. Czułem się zdradzony bo nadal ją kochałem. Powiedziałem jej że wyjedżam do Niemiec i tak zrobiłem. Po czasie zaczeliśmy ze sobą ponownie pisać, ona zaczeła przeprzaszać i mówić że bardzo nie chce tego kończyć. I faktycznie zeszliśmy się, przyjechała do mnie na wakacje i obmyślilismy wspólnej przyszłości w Angli. Już wtedy a nawet wcześniej pojawiła się pewna fobia która nie pozwałała mi się wysikać jeśli ktoś stał za drzwiami, obok mnie, albo słyszał jak sikam. Poprostu nie potrafiłem. Pamiętam że jak przyjechała, do niedomykały mi się drzwi do łazienki. Nie potrafiłem. Musiałem w środku nocy wychodzić wysikać się na zewnątrz budynku. Bardzo się tego wstydziłem, bo nie wiedziałem o co z tym wszystkim chodzi(w pewnym stopniu ta fobia trwa do dzisiaj). Pamiętam że jak wracałem z Holandi przez całą drogę trzymałem mocz, wszyscy poszli się wysikać- otwarte kabiny, nie dałem rady. Nawet jak już wyszli, lęk był tak duży. A wstyd mi było pójść za toalety gdzie nikt mnie nie widzi. 12h z rozsadzającym pęcherzem. Po jej wyjeździe doszło do pewnej sytacji. Każda sytuacja gdzie byłem z ludzmi i wiedziałem że będę musiał iść sikać wywoływała lęk i wstyd(odchodzenie bardzo daleko, następnie rozmyślanie co oni muszą o mnie myśleć)(może pomyślą że jestem gejem, a może nim jestem?, zawsze byłem słaby, może nie jestem prawdziwym mężczyną). Nic nigdy nie miałem do ludzi homoseksualnych, nigdy z nich nie żartowałem(nie bawi mnie to a bardziej irytuje takie naśmiewanie się z kogoś). Był tam jeden taki stały homoseksualny klient, wporządku gość, zawsze cześć, cześć. Przez moment bym nie pomyślał o nim źle do czasu aż pewnego razu klepną mnie w tyłek. Jakoś specjalnie nie zaragowałem, cała kuchnia w śmiech. Poczułem się znieważony i upokorzony. Spirala lęku pierwszy raz na prawdę rozprostowała skrzydła. Zaczołem sobie zadawać pytania w głowie. Co powinienem teraz zrobić, uznają mnie za geja bo nic nie zrobiłem, przecież powinienem coś mu powiedzieć bo nie spodobało mi się to. Zaczeło się unikanie tego osobnika. Z początku myśli dotyczyły typowo tego co ludzię o mnie pomyślą. I jak pomyślą co to może zmienić. (z myślą bycia uznanym i możliwości zmiany traktowania, chodź mam dziewczynę, kocham ją ale na siłe go ze mnie zrobią). Pózniej myśli objeły obszar kwestionowania swojej seksualności ale nie wierzyłem im, wiedziałem że dobrze mi było tak jak było i nie chce tego zmieniać. Przesladowały mnie ale głęboko w sobie mówiłem, przecież wiesz że to nie jest prawda. Do końca wyjazdu żyłem w silnym lęku, chciałem już jak najszybciej wrócić.(byłem tam rok czasu, epicentrum trwało dwa miesiące). Wrociłem, myśli jako tako się uspokoiły. Normalnie spotykałem się ze znajomymi, pomimo tych myśli żyłem normlanie i nigdy bym nie pomyślał ze rozwinie się to do takiego poziomu jak teraz. Wyjechalismy do Angli, już po wyjściu z samolotu wiedziałem że coś jest nie tak, wszech ogarniający lęk, strach przed ludzmi. (tak jak w dzieciństwie bałem się oprawców, tutaj zaoczołem ich łączyć z tym że może jestem homoseksulany i dlatego się ich tak boje, wywołują u mnie wstyd i niepewność.) Bałem się samemu wychodzić z domu i mocno się izolowałem, w pracy dawałem radę. Ale pewnego razu zaczołem się bać tych ludzi którzy tam pracowali(wielkie nabite typy[była to rzeźnia]). Od tego momentu przenikałem przez hale, nie mogąć patrzyć im w oczy, udając że wszystko jest okej.(żeby tylko nie zobaczyli że jestem słaby). Na żarty o ludziach homoseksualnych, o "jebaniu w dupe" i pochodnych odczuwałem nieopisany lęk i wstyd. Obwiniałem się za to co kiedyś zrobiłem, i skoro tak poczyniłem to może to o czymś świadczyć. Nigdy nikogo nie oceniałem pod tym względem, ale zawsze mi się wydawało że ja przecież taki nie jestem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, nie musiałem. Tworzyło to wielki rozłam w mojej glowie. Bo z jednej strony naga kobieta wywołuje u mnie natychmiastowy wzwód i kocham ten rodzaj emocjonalnej więzi, a z drugiej myśli które ciąglę mówią, coś jest z tobą nie tak. Przez natłok stresu zaczołem całowicie izolować się w domu i zaniedbywać swoją dziewczynę, znalazła sobie dwóch innych. Dodam że od połowy gimnazjum zaczeły się narkotyki w dużych ilościach, one też mogły mieć na to wszystko wpływ. Marihuana, kilka lat. Później wywołująca takie stany lękowe że wyeliminowałem ją całkowicie. Kilka razy lsd, grzyby. Spore ilości ekstazy(potrafiłem na raz zjeść 3), dużo, dużo amfetaminy. Przejadanie się nią do stanu totalnej beznadziei jako próbwa wyeliminowania pojawiających się stanów lękowych które w rezultacie pogłębiała. Po tym jak dowiedizałem się co się poczyniło z dziewczyną, wrócilismy do Polski. Rozstaliśmy się byłem troche załamany tym rozstaniem ale z drugiej strony nie dziwiłem się jej ani troche. Przywiozłem dużo pieniedzy, kupiłem samochód. Ona poszła na studia do Krakowa. Przez dobre pół roku jeździłem do Krakowa, cpałem, piłem i okazjonalnie się z nią pieprzyłem. Znalazła chłopaka całkowicie odpuściłem. Kasa się skonczyła musiałem iść do pracy. Lęki były cały czas ale jednak mimo tego funkcjonowałem, ignorowałem te myśli. Poszedłem do pracy, przez pierwsze pół roku było naprawdę dobrze, fajni ludzie w pracy, nawet jak się zdarzali tacy których się bałem to nie koncentrowałem na nich całej mojej energi. Ale już od początku pojawiały się myśli że niektórzy dziwnie na mnie patrzą i wywoływały lęk (czy to w kontekscie przemocy lub seksualnym, ale tłumaczyłem to sobie tą sytuacją z Niemiec i potrafiłem to stłumić), ale nie wszyscy. Poznałem tam moją ostatnią dziewczyne. Niedługo po tym jak się poznaliśmy miała miejsce sytułacja która zmiotła mnie z powierzchni ziemi. Pewnego dnia zapytałem takiego starszego gościa którego bardzo szanowałem( alkoholik po przejściach, adwokat) czy nie zostaje ze mną na nadgodzinach. Zaśmiał się i powiedział "A może ty jesteś gejem?", zrobiłem się czerwony jak burak i cała hala parskneła śmiechem. Poprostu chciałem umrzeć, wszystko uderzyło we mnie z maksymalną siłą. Nigdy nie czułem tak ogromnego lęku. Natłok myśli był nie do zniesienia. Z początku myśli były takie jak w Niemczech. Poczułem wstyd oni to zobaczyli, co teraz o mnie pomyślą?, Pomyślą że jestem gejem, bedą traktować mnie jak geja którym nie jestem. Już nigdy nic nie będzie takie samo. Każdy kolejny dzień pracy był naszpikowany lękiem, czułem jak każdy mnie ocenia, każdy na mnie patrzy, każdy chce mnie skrzywdzić, wszyscy stali się moimi wrogami(nie mam pojęcia co wtedy było prawdą bo przerzywałem taki lęk że ciężko to opisać). Każdego kolejnego dnia przerzywałem ten sam dzień, zaczołem sobie wkrecać że każdy mi się podoba. Zawsze wybierałem jakąś jedną osobe która dzisiaj przejmowała role mojego oprawcy(tak się zachowywałem, czułem ogromną niechęć-chęć?, nie mam pojęcia co to było). Wkręciłem sobie że zakochałem się w tym gościu który to powiedział, jak wcześniej by mi to nawet przez głowe nie przeszło. Cały czas z ogromnym lękiem, w obawie że musze iść do pracy (jak bym miał z własnej woli iść do piekła). Wszystko, dosłownie wszystko każdego słowo potrafiłem skojrzyć z homosekualizmem [np. piosenki w radiu], który odbierałem jako atak na mnie, bądź kierowałem te myśli na kogoś i zaczynałem się go obawiać). Zaczołem sobie wkręcać że cały czas kogoś obserwuje, czułem się jak totalny dziwak nie wiedizałem co się ze mną dzieje. Zacząłem unikać praktycznie wszystkich w pracy (od koleżeńskiego gościa, stałem się totalnym dziwakiem który boi się z kimkolwiek porozmawiać, każdy chodź drobny seksualny żart mroźił mnie tak że nie mogłem się ruszać). Pytałem się siebie dlaczego on tak powiedział? tylko dlatego że byłem miły mam być gejem? teraz będą uważać mnie za geja i już nic nie zrobie. Nie ważne czy nim jestem czy nie, stało się. Myśli nie ustawały robiło się coraz gorzej, każdy zaczoł wywoływać u mnie lęk. Był moment w którym powtarzałem sobie że to co kiedyś zrobiłem jak byłem w gimnazjum to grzech i teraz bóg mnie za to każe, i jak mogłem to zrobić. Że to wszystko przez to (uwalania to we mnie potężny wstyd). Przestały wystarczać tłumaczenia że to przecież o niczym nie świadczy. To że miałem dziewczyne którą bardzo kochałem(pierwszą), było naprawde dobrze i nigdy nie myślałem tak o facetach.(jedynę co było to to że bałem się silniejszych odemnie czy to fizycznie czy to psychicznie- potrafiłem to wyczuć, zawsze wywoływali lęk, ale podszyty możliwościa zrobienia krzywdy). Oprócz myśli homoseksualnych zaczeły pojawiać się myśli dotyczące członków rodziny, dzieci. (nieważne kto; mama, tata, siostra, wujek, kuzynka, koleżanka babci itd). Zaczołem się doszukiwać w przeszłości rzeczy które by mogły o tym świadczyć. Wiecznie wszystko analizowałem, nie było momentu by to znikało. Nie potrafiłem na nikogo spojrzeć. Bałem się że przypadkiem spojrze na biust albo na kogoś krocze i uznają mnie za wariata. Ostatnia wigilia, trwała dla mnie 15minut, bo dłużej nie wytrzymałem musiałem uciec. Akurat wtedy padło na ojca, nie potrafiłem na niego spojrzeć, wywoływał u mnie straszny lęk(czułem jak mnie ocenia[jestem pewnien że tak nie było, ale byłem przekonany że tak jest, ogromny wstyd]). Zwolniłem się z pracy i zamknołem się w domu. Zaczołem całkowicie unikać każdego, ciągle się pytałem co jest ze mną nie tak. Czy ja jestem gejem? Co jest ze mną nie tak? Czy chce zrobić krzywdę komuś z rodziny? Rozpamiętywanie, zadawanie pytań, analiza, w koło i w koło, bite 3 lata. Przez ten okres ta dziewczyna którą poznałem w tej firmie cały czas mnie wspierała, wiedziała o wszystkim. Były też myśli dotyczące jej osoby, potrafiłem znaleść jej najmniejszą wadę i przez to wszystko kwestionować(np. dziwnie się zaśmiała). Myśli czy napewną ją kocham(rano byłem o tym przekonany, wieczorem było zupełnie na odwrót). Myśli czy jej nie oszukuje, może tak naprawdę jestem gejem i zniszcze jej życie. Seks był okej zawsze mnie podniecała, aż bardzo, przeszkadzało jej że ciągle mógłbym jej dotykać(nie było to dla niej tak istotne jak dla mojej pierwszej dziewczyny). Trwało to do samego końca naszego związku, mówiłem jej o tym wszystkim, chciałem być z nią szczery. [Wszedzie tu piszę "gejem" ale to jest tak naprawdę niemożliwe, raz gejem a raz biseksualistą. Ciągłe dąrzenie do pewności i dowiedzenia jak jest naprawdę.] Przez te problemy i ciągłe siedzenie w domu, zaczołem dużo pić, nie piłem codzinnie ale jak gdzieś wychodziłem zawsze wracałem schlany w trupa bo pomagało mi to w jakimś stopniu odzyskać kontrolne, chodz na następny dzień poglębiało ten stan. Potraciłem przyjaciół, Ci z którymi zawsze się dogadywałem- poprostu ich odrzuciłem bo bałem się że skoro ich naprawdę lubiłem to musi to być cos wiecej, idąc torem tych myśli. Zachowywałem się nie adekwatnie do sytuacji realnej, sami się wycofywali[całe spotkanie unikać czyjegoś wzorku, zachowywać się do potęgi dziwnie]. Nie potrafie się wziąść i iśc do pracy z obawy przed tymi lękami, nie potrafie siedzieć z osobami nie inaczej niż jeden na jednego(wtedy pomimo tych myśli nie czuje aż takiego strachu przed oceną). Jednym słowem straciłem wszystko co kocham, moją seksualność, rodzine, przyjaciół i miłość(nie mam tu na myśli ostatniego związku ale możliwości związania się z kimś nowym i oddania się mu). Mam wrażenie że to wszystko przez niezaakceptowanie fantazji seksualnej która wykracza poza kanon typowego mężczyzny(niedotyczy facetów ale jednak nie jest natypowana typowo heteronormatywnie). Wszystko to wydaje się jakimś chorym efektem ubocznym.
×