To i ja się tutaj pokażę chyba z racji tego,że temat wraca do mnie jak bumerang...
Z depresją mierzę się 3 rok. Mam żonę ,dwójkę dzieci swoją działalność i niby niczego mi nie brakuje,ale.....
zawsze starałem się być przykładnym synem dla rodziców,uczniem dla nauczycieli ,miły dla sąsiadów itp.
Nigdy na nic siebie skarżyłem a wszystkie bolączki rozkładalne sobie w głowie na czynniki pierwsze. Pana studiach poznałem dziewczynę (moją obecną żonę),przykładnie się zaręczyłem,wzięliśmy ślub,zamieszkaliśmy razem,pojawił się syn.....i w tym momencie zaczęły nachodzić mnie myśli,że moje życie toczy się zupełnie inaczej niż bym tego chciał, że to wszystko jest robione po to żeby znowu wszyscy myśleli,że jestem odpowiedzialny, dobry itp. bo i się zaczęło pierwszy incydent depresji położył mnie do łóżka,nie wiedziałem co się dzieje,nie byłem w stanie wstać z łóżka nie mówiąc o tym żeby dobrze egzystować, wpadałem w kilkugodzinne odcięcia , takie że nie było że mną kontaktu.Noja żona pomogła znaleźć mi psychiatrę- wizyta-leki-terapia po kilku miesiącach stanąłem na nogi. Mimo że dalej dręczyły mnie myśli,iż to nie jest moje życie na świat przyszła na córka -kilka miesięcy później kolejny atak psychiatra-tabsy-terapia ufff przeszło.
Teraz jestem mężem,tatą, przedsiębiorcą.... iiii wrakiem człowieka,kolejny dół,mam w sobie zero emocji:nie umiem się cieszyć,nie umiem okazywać miłości,nie umiem odbierać tego od innych. Jałowo. Nie mam z kim o tym porozmawiać więc wyleje to tutaj może trochę mi pomoże.
Uciekłem z tego wszystkiego w pracę, spróbowałem umilić sobie czas narkotykami, pomaga na chwilę.
Wiem,że brnę w ślepy zaułek ,ale zapewne nadal najważniejsze będzie postawienie innych przed sobą.