Witam Wszystkich
Z żoną jesteśmy razem 8 lat, pobraliśmy się niedługo po zapoznaniu - oboje po 30.
Mieszkamy w domu teściowej przepisanym na żonę już dawno (właścicielką jest tylko wtedy gdy są jakieś finansowe obowiązki), mieszka jeszcze z teściową jej syn 46l. alkoholik (renta+praca na czarno)
Z rodziną od początku mi się nie układało. Strasznie mnie irytowało wieczne wzywanie na imprezowanie, niekończące się urodziny, poprawiny urodzin. Sama rodzina już tak rygorystycznie nie podchodzi do narzucanych nam obowiązków, bywa że sami nie przychodzą na swoje urodziny na które nas spraszają. Jeszcze przed ślubem mi się to nie podobało ale myślałem że jakoś się ułoży.
Głównym powodem konfliktów z teściową jest moja niezgoda na to uporczywe wzywanie i głośne powiedzenie, że mi to nie pasuje.
Od niedawna zaczęło się otwieranie moich listów poleconych, rankiem kupy psie przed wyjściem z domu, zamykanie drzwi przed nosem itd.
Czy lepiej z teściową było oficjalnie wejść w konflikt i powiedzieć głośno, że tylko do nas przychodzi po kasę gdy zabraknie (na fajki i alkohol dla synka jest zawsze), tylko my jesteśmy na posyłki, podwózki itd. Na innych swoich dzieci nie wywiera presji - bo pewnie nie mają czasu, mają swoje życie.
Żona mi powiedziała ostatnio, ku mojemu zdziwieniu (nigdy nie krytykuje swojej rodziny), że taką prawdziwą rodziną to nie byli nigdy. Mieli tylko wspólnego wroga - ojca alkoholika i pozornie stanowili
taką wzajemnie wspierającą się rodzinę. Tak naprawdę każdy patrzy swojego nosa.