Skocz do zawartości
Nerwica.com

MalinowyKotek

Użytkownik
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MalinowyKotek

  1. Ciekawe, że jakieś mityczne koleżanki spotkały jakiś mitycznych, dobrych mężczyzn, a Ty czy ja nie, hmmm...
  2. Może dla Ciebie to potrzeba fizjologiczna. Daję rękę, że jesteś facetem, więc nie dziwi mnie zupełnie Twoje podejście. W którym momencie napisałam, że seks ogólnie jest dla mnie brakiem szacunku?
  3. Nie zmienię swojego zdania. Szanuję Twój wybór, Twoje zdanie, masz do nich prawo. Ja wolę żyć bez złudzeń. Bez sensu wgl to wszystko...
  4. Miłości nie ma. To też zrozumiałam po całej tej historii. I dobrze, nie będę już mieć głupiej nadziei i nie będę pragnąć czegoś, czego nie ma. Jestem zła na siebie, oczywiście, że tak. Ale na niego bardziej. Chociaż... Dał mi lekcję życia i za to jestem mu wdzięczna. Uświadomił mi wiele rzeczy.
  5. Nie, nie spotkam żadnej miłości, bo ona nie istnieje, co uświadomił mi tamten. Uświadomił mi też, że wszyscy faceci to przygłupy i zje.. małpy, jaskiniowcy z kut... zamiast mózgu. I możecie sobie mnie blokować, usuwać konto, cokolwiek chcecie. Ja nie zmienię zdania nigdy! I to nie kwestia "ochłonięcia", a poznania prawdy o facetach. Doświadczyłam tego sama, zostałam uświadomiona przez jednego z nich i pozbyłam się złudzeń - faceci to nic nie warte wydmuszki bez serc, mózgów i uczuć, którzy "myślą" tym, co mają w spodniach, dla których liczy się tylko seks i wygląd, którym największą przyjemność sprawia ranienie kobiety, a miłość nie istnieje. I lepiej, że poznałam ten fakt w wieku 23 lat niż później, bo teraz ich mogę unikać, co pozwoli mi na uchronienie siebie samej przed zranieniem i cierpieniem i brakiem nadziei, że może jeszcze spotkam jakaś wymyśloną "miłość" z bajek dla dużych dziewczynek. Nie spotkam czegoś, czego nie ma. Prędzej spotkam Yeti niż jakaś "miłość". Koniec złudzeń.
  6. No właśnie problem w tym, że z asertywnością nigdy nie miałam problemu. Po prostu wierzyłam w coś, co nie istnieje i chciałam, żeby stało się niemożliwe... Strasznie byłam niedojrzała, wierząc w to, że jakaś tam miłość istnieje i że facet może żywić jakieś prawdziwe, głębokie uczucie. No nie, nie są do tego zdolni. Nigdy nie zmienię zdania. Zwłaszcza, że doświadczyłam tego sama i sam facet pokazał mi prawdę o tym, jacy są i że nie warto, bo im chodzi tylko o zabawę i ranienie kobiet, co sprawia im przyjemność porównywalną do seksu. Nigdy więcej jakiegokolwiek faceta w moim życiu. Jeśli którykolwiek do mnie chociaż podejdzie, to wykastruję gołymi rękami. Trzęsie mnie, jak o nich pomyślę, co za cholerne małpy!!! Wszystkich powinni zutylizować, bo to oni są odpowiedzialni za całe zło na świecie! Żadnego pożytku z nich nie ma! Cholernie chwasty społeczne, złamane ...
  7. Bo tylko to im w głowie. Na pewno nie będę robiła tego w przyszłości. Facet uświadomił mi (i za to jestem mu naprawdę wdzięczna, abstrahując od tego, jak teraz się czuję), że nic takiego jak miłość nie istnieje i że ci troglodyci nie mają uczuć, nie są zdolni do ich odczuwania. Kierują się tym śmiesznym bąblem, który mają w spodniach. Dla nich liczy się tylko wygląd i seks. Są gorsi niż zwierzęta, bo sprawia im przyjemność ranienie kobiet. Nigdy więcej nie spojrzę na żadnego faceta. Zresztą jak o nich myślę czy spojrzę na nich na ulicy, to mnie w środku aż trzęsie z nienawiści.
  8. Masz rację. Stąd nigdy więcej nie dopuszczę do siebie żadnego faceta, bo oni żadnych wartości nie mają, nie mają serca i nie mają uczuć. Miłość... Prawdziwe jak Yeti... Dobrze, że dostałam od niego nauczkę. Przynajmniej utwierdziłam się w pewnych przekonaniach i zrozumiałam, że miłość nie istnieje, a faceci mają penisy zamiast mózgów i jedyne, o czym myślą i o co im chodzi to seks. To żałosne kreatury. Co do jednego.
  9. Niewiele mi z tego przyszło... A w sumie przyniosło to tylko cierpienie i jakieś fiksacje psychiczne...
  10. Nie potrafię na to spojrzeć inaczej. Zwłaszcza, że naprawdę chciałam mu pokazać jak bardzo mi zależy. To już nawet nie chodzi tylko o seks, ale zmieniłam wiele swoich zachowań, które go drażniły w naprawdę krótkim czasie, tylko po to, żeby pokazać mu, że jest dla mnie ważny i że zrobiłabym dla niego wszystko. Nie wiem, czy mi wtedy rozum odjęło, nigdy nie przypuszczałabym, że mogę zrobić takie coś... Boże... Nigdy więcej facetów w moim życiu...
  11. Nie, to nie jest tylko seks. Jesteś facetem? Zakładam, że tak, bo dla Was to faktycznie "tylko" seks. Dla mnie to było coś więcej, chciałam mu pokazać, jak bardzo mi na nim zależy. Dostałam nauczkę. Nigdy więcej nie spojrzę nawet na faceta, bo to wydmuszki z penisami bez serc, rozumu i uczuć. Chcę tylko zmyć z siebie to poczucie obrzydzenia i zawiedzenia swoją postawą. Czuję się okropnie, strasznie mnie to męczy. I nie, nie pomaga tłumaczenie sobie, że było-minęło i że to tylko seks (no bo dla mnie to coś znaczy już). Wstydzę się komukolwiek o tym powiedzieć, przegadać to z kimś.
  12. Poznałam chłopaka, bardzo mi na nim zależało. Normalnie seks to dla mnie świętość i naprawdę istotna kwestia, ale chłopak powtarzał ciągle, że to jest dla niego bardzo ważne i że nie wyobraża sobie bez tego relacji. Żeby mu się przypodobać, żeby otworzyć go na siebie (w końcu seks otwiera serca tych baranów) przespałam się z nim. Było tak sobie, fizycznie fajnie, ale psychicznie tragedia. Najobrzydliwsze, co mogło mi się przytrafić. Oczywiście chłopak stwierdził, że to jednak nie wyjdzie i w tym momencie jest już przeszłością. Szkoda, że razem z jego zniknięciem nie zniknęły wspomnienia z nim i tamtą nocą związane... Czuję się jak jednorazowa dmuchana lala, jak jakaś chusteczka jednorazowa, wyrzucona po wszystkim. Mam nauczkę na przyszłość i na pewno już nigdy nie zaufam żadnemu facetowi, bo tylko o jedno im chodzi. Problem w tym, że nie mogę z tym sobie poradzić. Czuję się jak worek na śmieci, jak jakaś szm... Nie mogę ze sobą wytrzymać, czuję do siebie obrzydzenie. Nie jest ważne, co z nim się stało, może lepiej, że zniknął z mojego życia, ale nie mogę sobie poradzić z tą nienawiścią do samej siebie. Strasznie żałuję i wstydzę się tego,co zrobiłam. Na szczęście nie skończyło się to ciążą, tyle dobrego w tej historii. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę miała do siebie jeszcze szacunek. Nie mam pojęcia, co zrobić, żeby odzyskać szacunek do samej siebie i spojrzeć na siebie bez wstydu w lustrze...
  13. Nie wiem, czy to czekanie cokolwiek da, bo ewidentnie nic nie zostało zrobione, żeby ten nos był ładny i mały. I tak muszę czekać ten rok, bo wcześniej nikt nie tknie tego nosa. Staram się nie oglądać w lustrze, gdy nie muszę, ale gdy już to robię, to jest to przeżycie rodem z horroru. Zdjęć nie robię. Z tym płaczem to ciężka sprawa, bo trudno nie denerwować się i nie płakać, gdy widać w lustrze koszmar (który miał się w końcu skończyć), gdy pomyślę o tym kredycie, który przecież muszę spłacić i gdy pomyślę o poprawce - tutaj mam wątpliwości, czy uznają moje zarzuty i zrobią mi poprawkę, raczej nie, bo po zdjęciu opatrunku lekarz był z siebie b. zadowolony. Pewnie i tak będę starała się o poprawkę u nich, a jeśli nie, to chociaż o jakieś odszkodowanie, bo to, co oni mi zrobili to koszmar. Miało być lepiej, moje życie miało się zmienić na lepsze, a zamieniło się w prawdziwy horror. Nie mogę normalnie funkcjonować, mam jakąś obsesję na punkcie nosów, ten nos wygląda gorzej niż przed operacją, jeśli chodzi o profil. Ciągle płaczę, ciągle o tym myślę. Nie wiem, jak to się skończy, bo naprawdę mam już dość. Chciałabym umrzeć, naprawdę wolałabym to niż żyć z tym czymś na twarzy i jeszcze w stresie, że nie będzie mnie stać na poprawkę i nigdy nie będę mieć normalnego, kobiecego nosa. Ten pseudo-lekarz i ta niby-super klinika nawet nie zdają sobie sprawy z tego, co mi zrobili. Złamali mi życie, dosłownie. Mam już dość. Albo skończę w psychiatryku na mocnych lekach, albo skończy się to moim samobójstwem.
  14. Witam. Miesiąc temu miałam operację plastyczną nosa. To było moje marzenie od dzieciństwa, z powodu nosa miałam ogromne kompleksy, byłam wyśmiewana w szkole. Nie mogłam już dłużej wytrzymać psychicznie, więc zdecydowałam się, że skorzystam z okresu pandemii i poddam się jej już teraz. Na ten cel wzięłam kredyt na 15.000 złotych, ponieważ nie miałam jeszcze wystarczających oszczędności. Na konsultacji lekarz (gorąco polecany przez wiele osób – wybór nie był przypadkowy) sam powiedział, że mam nos szeroki, asymetryczny, bardzo wysunięty do przodu, a do tego masywny czubek i lekki garb. Wszystko miało być dobrze, nos miał być w końcu kobiecy, ładny, zgrabny, mały. Po operacji miałam opatrunek przez 10 dni, po tym czasie byłam umówiona na jego zdjęcie. Po zdjęciu okazało się, że faktycznie asymetrii już nie ma, masywny czubek został usunięty, garb także, nos jest węższy, ale niestety w kwestii wysuniętego nosa nie zostało zrobione nic. Wolałam się mu jeszcze przyjrzeć na spokojnie w domu, więc wtedy jeszcze nic nie mówiłam. Niestety, ewidentnie nic nie zostało zrobione, żeby nos był mały i „łagodny” z profilu. Tak, jak był ogromny i obrzydliwy z profilu przed operacją, tak samo jest po niej. To jest niepojęte dla mnie, że specjalista sam zauważa problem, mówi o nim, a mimo to nic z tym nie robi. Nie zostałam poinformowana przed operacją, że tego jednak nie robimy, bo lekarzowi brakuje umiejętności, bo może to mieć jakieś konsekwencje zdrowotne itd. Od miesiąca tylko płaczę, ilekroć pomyślę o tym nosie, o tej operacji, ilekroć spojrzę w lustro, o kredycie… Moje życie miało się w końcu zmienić, miałam mieć wreszcie kobiecy, śliczny, mały nosek, a nadal mam ogromny, obrzydliwy nochal, gdy patrzy się na mnie z boku. Ten koszmar miał się wreszcie skończyć, a dopiero się zaczął. Muszę czekać rok aż ten nos mi się zagoi, przez ten czas muszę na niego uważać i znosić to okropieństwo na mojej twarzy. Z pewnością będę chciała poddać się drugiej operacji nosa z tym, że to może nie być takie proste. Po pierwsze, z technicznego punktu widzenia druga operacja jest zazwyczaj trudniejsza. Po drugie, jest dużo droższa (ceny dochodzą nawet do 30.000), a po trzecie – znów będę musiała poświęcić rok, żeby ten nos mi się zagoił, a to w okresie niepandemicznym może być dużo trudniejsze niż jest teraz. Żyję w ogromnym stresie teraz, bo nie wiem, czy zakwalifikuję się do reoperacji i skąd wezmę środki na to (spłacając kredyt po pierwszym zabiegu). Nie mogę normalnie funkcjonować, ciągle płaczę, moje życie zamieniło się w prawdziwy koszmar. Obiecano mi coś, na czym mi bardzo zależało i tego nie zrobiono. Czasem mam już naprawdę dość i marzę o tym, żeby po prostu umrzeć. Boję się, czy kiedykolwiek będę w stanie poddać się reoperacji nosa. Nie wytrzymuję już, jestem rozwalona psychicznie, naprawdę nie daję rady. Jak sobie z tym poradzić?
×