Skocz do zawartości
Nerwica.com

jakisproblem

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

Treść opublikowana przez jakisproblem

  1. Witam wszystkich. Zacznę od tego, że w grudniu zeszłego roku zacząłem nową pracę. Fajnie mi się pracowało, z każdym miałem dobry kontakt, jednym słowem normalnie funkcjonowałem. Potem w styczniu przyszło jak grom z jasnego nieba jak bardzo dla mnie nieszczęsne zakochanie. Jak to wiadomo, to pewnie nic wielkiego, bo takie rzeczy się zdarzają. Ale gdzieś od początku maja jest ze mną coraz gorzej. Od tamtego czasu przestało mi na czymkolwiek zależeć, a pisząc dogłębniej to przestało mi zależeć na kontakcie z innymi ludźmi i podtrzymywaniu relacji. I nie ukrywam jest to dla mnie problem, z którym cały czas walczę. Nie umiem z nikim bliskim o tym porozmawiać, bo się po prostu tego wstydzę. Jakby było tego mało, to ta osoba w której się zakochałem robi teraz takie zamieszanie tam, że dajcie spokój. Bo księżniczka wyczekuje księcia na białym koniu. I wyszło coś takiego, że teraz wszyscy są negatywnie do mnie nastawieni i się patrzą jak na jakiegoś za przeproszeniem pojeba. Dla mnie praca tam na dłuższą metę jest bez większego sensu. bo nie mam zamiaru się z tym męczyć. Ale martwi mnie to co mi dolega, a mianowicie chodzi o różnorakie myśli. Niemalże codziennie przypomina mi się to, co już przeżyłem i to niezależnie od wieku, kiedy miało to miejsce, czy to miałem 6 lat, 12 czy 18. Są to zazwyczaj sytuacje które mnie spotkały i niekoniecznie wszystkie wiążą się z czymś dobrym, ale i takie się zdarzają. Jest to totalna ruletka... Oprócz tego coraz rzadziej potrafię się wyluzować, bo cały czas myślę o pracy i o tym całym bagnie. Wcześniej tak nie miałem. A najbardziej mnie męczy to lekkie uczucie ucisku w głowie, nie jest to żadnego rodzaju ból, bardziej coś "przyjemnego" z przodu głowy głównie czoło i z tyłu aż do karku. Kark mam cały czas sztywny. Również czasami kręci mi się w głowie. Śnią mi się koszmary, ostatnio w moim mieście gonił mnie gepard, a ja biegłem szybciej od niego lub to, że byłem na wakacjach na wyspach i pies dilerów mnie pogryzł, bo szedłem lewym chodnikiem bez czapki, gdzie chodzi się tylko prawym albo, że chcieli mnie zabić, na szczęście się wybudziłem. Pewnie brzmi abstrakcyjnie. Jestem niemalże pewny, że to załamanie nerwowe, na skutek tego całego stresu ostatnio, ale moje pytanie czy tylko na tym się skończy? Jakby nie było mam dopiero 21 lat i ot tak nie mogę rzucić tej pracy, bo to potem zostaje w CV, a jednak mi zależy na mojej przyszłości i wszystkich bliskich mi osobach. Umowę mam do 30 czerwca i jeszcze jakiś urlop wjedzie, po prostu zaczynam się martwić o siebie. Nie chcę skończyć z chorobą psychiczną. Może to co napisałem nie jest dla wszystkich jasne, bo wiem, że nikt nie jest w stanie wejść w skórę drugiej osoby i mało wierzę w to, że ludzie pomagają innym, ale zawsze warto spróbować. W razie pytań zawsze chętnie odpowiem. Pozdrawiam.
  2. Sam już nie jestem w stanie określić co to za rodzaj lęku, więc się ubiegam o pomoc. Otóż sprawa wygląda tak, że zdaje się, że zakochałem się w dziewczynie. Zupełnie przypadkowo i to jest najgorsze. Tak na prawdę nie wierzyłem, że będę w stanie kogoś jeszcze pokochać po takim gównie jakie przeszedłem (nieodwzajemniona miłość od poprzedniej dziewczyny, brak miłości od rodziców, ojciec mnie wyrzucił z domu gdy miałem 13 lat, matka niby się przejmuje, ale ja już czuję, że nie chcę nikomu pomagać). Jednym słowem cały czas odrzucam miłość, bo uważam, że skoro jej nie dostałem to znaczy że jej nie potrzebuje do dalszej egzystencji. Jednocześnie brakuje mi kogoś w moim życiu, podchodząc do tego bardziej filozoficznie czuję, że miało by to wtedy więcej sensu. Tylko tak. Teraz pojawia się kwestia tej nowo poznanej kobity, dla której chciałbym jak najlepiej. Problem w tym, że ja nie wiem jakie ona ma według mnie zamiary. Czy w ogóle coś nas łączy. Czy ma jakieś plany związane ze mną. Jak wcześniej pisałem to jestem taki że mam gdzieś czy ktoś mnie pokocha czy nie. Jednak tym razem emocje związane z tą osobą są tak silne, że już sobie nie daje z tym rady. Nie wiem tak na prawdę czego ona chce. Tkwię w takim punkcie, że często rozmyślam nad sensem tego syfu. Coraz bliżej mi do śmierci, bo po co żyć skoro nikomu na mnie nie zależy. Gdy spytałem się jej czy ma czas, by się spotkać to odpowiedziała, że jest zajęta na ten weekend i może w następnym coś się uda. Nie jestem do końca pewny czy jej na mnie zależy, bo jak nie to ja to pierdolę. Każe mi czekać. Nie lubię gdy ktoś sobie pogrywa ze mną. Lubię mieć władzę nad innymi. Problem się pojawia wtedy, gdy do tego wszystkiego dochodzą emocje związane z tą osobą. Przez to chciałbym ją znienawidzić, jednak jest inaczej. Boje się odrzucenia z jej strony. Wszystko do tej pory brzmi racjonalnie i da się to wytłumaczyć, wiem. Ale w głowie mam taki natłok myśli, że czuję, że zaraz nie wytrzymam. Gdy tylko ją zobaczyłem to wszystko się pojebało. Przez te wszystkie myśli coraz częściej zaniedbuję pracę, po prostu mi się nie chce. Ostatnio coraz mniej się pojawiam w pracy tłumacząc się tym, że jestem chory. Psychicznie zdaje się. Nie mam nawet z kim o tym pogadać. To znaczy mam, ale ja już po prostu nie chcę by ktokolwiek się wpierdalał w to co robię i mnie oceniał. W tym tkwi głebszy paradoks, którego sam nie jestem w stanie zrozumieć. Na ten moment potrzebuję pomocy, ale jednocześnie nie widzę powodów dla których miałbym się komuś zwierzać. W skrócie to nienawidzę ludzi ze względu na to jacy są zjebani, że nie ma w nich za grosz dobrych intencji. Wszędzie widzę osoby, które zamiast chcieć mi pomóc chcą mi zaszkodzić. Do tego dochodzą głosy w mojej głowie, słyszę jak poprzez swoje myśli rozmawiam z innymi. Słyszę to co oni o mnie myślą, a każde spojrzenie jest niczym innym jak tym, że mnie przejrzeli i wiedzą jaki jestem. I tak sobie czasem gadamy w mojej głowie. Jest zajebiście. Nie widzę tego problemu po alkoholu. Z czasem mi też zaczyna brakować tej bliskości, ale wiem, że przez to, że jestem jaki jestem nikt mnie nie polubi. Sam świadomie odrzucam jakiekolwiek relacje z innymi ludźmi. Ja to mogę w sumie wyjść do innych żeby tylko popić, bo wiem, że wtedy wzajemnie się polubimy. I w zasadzie to zastanawiam się nad sensem swojego chujowego życia. Nic kompletnie się u mnie nie dzieje. Nigdzie nie wychodzę, z nikim nie rozmawiam, nic nie robię. Na chacie może być burdel cały miesiąc, i tak mam to w dupie. Coś takiego jakbym stracił motywację do życia. Chyba nie ma tak źle, bo widzę w sobie ten problem. Ale nie potrafię się odpowiednio zaprzeć, by cokolwiek zmienić. Już prędzej pomyślę o śmierci. Ta. Coraz częściej przechodzi mi to przez głowę. Nadal szukam odpowiedniego sposobu. Strasznie mnie męczy ta dziewczyna. Chyba patrzę na to zbyt przyszłościowo, zrobiłem sobie zbyt duże nadzieje względem niej. Walczę z tym jak tylko mogę, by jej nie pokochać. Gdyby jej nie było, nie byłoby problemów. Dalej tkwiłbym w tym samym gównie w którym jestem i nic bym nie zmieniał. Chociaż czasami mam ochotę zmienić swoje życie na coś lepszego. Czuję, że inni mają lepsze życie od mojego. A ja nie lubię czuć się gorszy od innych. Nawet czuje się lepszy od innych, a to za sprawą tego, że wiem, że potrafię czynić dużo dobra. Chciałbym każdemu pomóc, kocham pieski :D Psy przynajmniej potrafią kochać i być wiernym drugiej osobie, a nie jak te kurwy. Człowiek to /cenzura/. Albo ten świat tak się zmienił, że wszelkie wartości zostały zapomniane. Tylko umiecie zniszczyć i poniżyć drugiego człowieka, jebać was. Sam do końca nie wiem czy tak jest naprawdę czy tylko ja to wszystko tak widzę. Nie wiem co mam w głowie. Wychodziłoby na to, że podbudowuje sobie ego tym, że inni są źli. Czy to normalne? Nie umiem żyć normalnie. W sensie sam ze sobą xD Nawet nie potrafię skupić się na tym co właśnie piszę. Mam duże problemy ze sobą. Zastanawiam się tylko czy jest to już jakiś rodzaj zaburzenia osobowości, choroba psychiczna a może depresja czy /cenzura/ wie co? A może nic ze mną nie jest? Chyba niepotrzebnie skupiam się na tym, aby dowiedzieć się jaki jestem. Może właśnie nie wiem jaki jestem? To by było to. Z całego serca gratuluję Ci jeśli to przeczytałaś/eś. Liczę na to, że ktoś będzie wiedział co mi siedzi w głowie. Jestem pełen nadziei , że jest to jakieś zaburzenie, które można wyleczyć. A do psychologa nie pójdę, bo mam ludzi za idiotów. Kocham Was. A i chciałbym dodać, że coraz częściej nie mam siły na to życie, które jest bez sensu, gdy nie ma nikogo obok. I już się domyślam co napiszecie, chociaż sam nie znam odpowiedzi. Co? Ale mnie wszystko nudzi, masakra.
×