Cześć myślę że nie znalazłam się tu przypadkiem bo na tym temacie byłam ostatni raz w 2018 roku (jako Kasiula93) i musiałam aż założyć nowe konto bo wogole hasła nie pamiętałam! I tak leżę sobie z moim drugim już synkiem i przypomniałam sobie o tym temacie i postanowiłam zobaczyć co ja tu za głupoty pisałam
Z doświadczenia już wiem że słowo pisane wcale nie uspokaja dopóki Ty w głowie sobie tego nie ustawisz. Z perspektywy czasu bycia juz żona i mamą (nawet nie wiesz ile razy przy dzieciach myślałam o tym gdzie mi ten zakon jednak przeszkadzał - żartobliwie oczywiście :)) wiem że Pan Bóg tak nie działa że masz natrętne myśli i wg no jak nie pójdziesz do zakonu to spłynie na Ciebie tylko nieszczescie. Ja zawsze wierzyłam w przekonanie ze moim powołaniem jest bycie Żoną i Matką i dzisiaj wiem że właśnie tak miało być a nerwica od czasu ślubu poszła w totalne zapomnienie ale okazało się że przyszły inne lęki ale już bez takich objawów mocnych. Idź koniecznie do psychologa i szczerze jakby Cie jakis ksiądz usłyszał to również kazałby Ci iść do psychologa. Na księdza idą osoby które po pierwsze dadzą sobie radę i są tego 1000% pewne. Mam dużo kolegów którzy poszli do seminarium bo poczuli powołanie a nie dotrwali nawet 3 roku a ja dzisiaj już 4 lata po nerwicy wręcz stwierdzam że zmarnowalam najlepszy czas na roztrząsanie tego tematu dzień w dzień i wiesz co? Jak wyszłam za Mąż uwaga - nic się nie stało. Powtorze NIC SIĘ NIE STAŁO. Nadal jestem blisko Pana Boga, nielezymy do Domowego Kościoła, Mamy dwójkę wspaniałych synów i może nie idealne życie, własne problemy ale czujemy ze Bóg nam blogoslawi i jesteśmy tu gdzie mielismy być