mam 22 lata i uzeram sie z ta wstretna choroba ok 5 lat. Jeśli chodzi o leki to brałam kiedys xanaks -pomagalo jednak przestalam brać bo tak mi doradziła mama( uzależnina od leków i chora na nerwicę od wielu wielu lat). Nie wiem co mam już ze sobą robic bo poprostu wydaje mi się że jestem nienormalna. Jeśli chodzi o moje ataki to są one różne , występują w róznych miejscach (głównie Kościół-do którego przestałam chodzić bo się boję, wykłady na uczelni też odpadają, autobusy, dom, sklepy itd.), mają też różne nasilenie. Zwykle występują niespodziewanie i niezależnie od mojego humoru. Ataki zaczynają się różnie- głownie dostaje jakiejś dziwnej paniki drętwieją mi policzki zaczyna walić serce, sucho w gardle, pocenie rąk i nie wiem jak to nazwać skurcze ciała czy coś takiego przy tym wszystkim występuje ból brzucha i biegunki. Oczywiście na wstępie boję sie że umieram -a śmierci boję sie panicznie, zaraz chce dzwonić po karetkę ale po chwili myślę że to wstyd i nie robie tego, często biegne do mamy i ją przytulam bo myślę wtedy sobie że jesli mam już umrzec to przy kims bliskim. Atak trwa ok 10, 15 minut. Tak wogóle to nie moge spac -bo sie boję że jak zasne to nie wstane, przez tą chorobę nabywam coraz więcej fobii- wymyślam sobie choroby i chodze do lekarzy sie badać -na serce bo kłuje, na główe bo mam guza mózgu . Najbardziej mnie denerwuje jak mi lewa ręka dretwieje i zaczynam se wkręcac że zaraz zawał będe miała czy coś. Boje się brac leki a od kilku miesiecy boje sie miec kaca bo właśnie wtedy przychodzą napady leku, ograniczyłam picie, palenie papierosów też już rzucalam bo se wkręcałam różne rzeczy. tak samo zawsze wydaje mi się że wszyscy na mnie dziwnie patrzą czuje sie czasem jak jakas brudna gorsza od innych. Tak wogóle w życiu jestem wesoła osoba, miłą , bardzo,bardzo rozgadaną , towarzyską, bardzo uczuciową i wrazliwą. Boje sie swojej choroby bo często już mam tego wszystkiego dosyc załamuje ręce i najchetniej to poszłabym sie zabic- no ale jak- jak nawet tego balabym sie zrobić. Nie wiem jak sobie pomóc, caly czas wieże że to jakos minie czy przynajmniej bedzie występować rzadziej, staram sie z tym walczyc ale to jest silniejsze ode mnie od pewnego czasu myślałam że już sie z tym pogodzilam ale jednak nie .Zawsze zadaje sobie pytanie czemu własnie ja?Nie chce tej choroby bo mam dość. może ktoś mi doradzi co mam robić. Bardzo prosze o pomoc bo ileż to można płakać i użalać się nad sobą. napiszcie co mam robic, czy to co napisalam jest normalne bo ja czuje się jak idjotka, nie chce wtrafic kiedys do psychiatryka-chcę normalnie żyć.