Skocz do zawartości
Nerwica.com

marsc

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

Treść opublikowana przez marsc

  1. Cześć, Długo myślałem o tym, czy zamieścić swoją opinie o moich pobytach na oddziale 7F. Bałem się wyrażać swojej opinii o tym, bo miewam problemy z bezpośrednim mówieniem o tym, co mnie boli. Nie chce też spalać sobie mostów i znosić czyjejś złości za moje opinie, bo jestem niepewny siebie i mojego zdania. Bałem się też, że zostanę zidentyfikowany i nie będę mógł później liczyć na pomoc tego oddziału, ale stwierdzam, że już się tego nie boję lub mniej boję. Zresztą już chyba nawet nie będzie formalnie możliwe, a ja sam nie wiem, czy chciałbym tam wracać. Postanowiłem po dłuższym przemyśleniu, że muszę napisać własną opinię o pracy tej jednostki szpitala ze względu na to, że nie do końca zgadzam się z tym, jak pracują. chciałem też dać innym poszukującym pomocy być może wskazówkę, która myślę, może im pomóc w szukaniu pomocy efektywniej, decyzji o być albo nie być na oddziale i uniknąć pewnych konsekwencji zdrowotnych w związku z pobytem na oddziale. Ja na 7F byłem 3 razy: 1. Pobyt diagnostyczny- 2 tygodniowy. Pomógł mi. Dowiedziałem się bardziej, co mi dolega. Jak działa zaburzenie. Poznałem też fajnych ludzi, z którymi do dziś mam kontakt. To pomogło dźwignąć się z mojego stanu depresyjnego. 2. Pobyt 2 miesięczny, nieukończony przez to, że dostałem dobrą pracę, dla której chciałem opuścić oddział (długo takiej szukałem i zależało mi na niej), jak i musiałem też dokończyć poprawiać pracę naukową. Pobyt ten bardzo mi pomógł, przede wszystkim ze względu na społeczność terapeutyczną, znajomości, czy przyjaźnie, które zyskałem. Miałem więcej motywacji do życia, większą chęć wyrażania siebie. Ten pobyt wspominam dobrze, jednak nie ukończyłem go. Może i dobrze biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się na moim 3cim pobycie i jak działa cała terapia na niektórych. Jednak moje późniejsze zachowania i stany sprawiły, że zwróciłem się do Oddziału raz jeszcze z prośbą o pomoc. 3. Pobyt ponad 3 miesięczny. Doczekałem połówki pobytu. Nie ukończyłem go. głównie przez covid. Praktycznie wszystkie zajęcia były odwołane. Terapie indywidualne na telefon. Możliwość wyjścia na zewnątrz 2/3 razy w tyg pod nadzorem, czyli praktycznie życie w zamknięciu. Możliwość zamawiania własnych rzeczy bardzo ograniczona- zakupy wspólne, mały zakres. Nie było też przepustek, a musiałem załatwić jedną ważną rzecz "na zewnątrz", która nie mogła za długo czekać. Negatywne zadziałało na mnie odstawienie leków. Doczekałem się też etapu, w którym zaczyna się na 7F silne krytykowanie, łamanie jakby Twojej osobowości, żeby pozbyć się tego co jest "problemem". I chyba tego też nie mogłem wytrzymać. Ludzie też świrowali od covida i zamknięcia. O ile pierwszy mój pobyt był wspierający, pomógł mi, bo mi bardziej pomaga takie podejście, to drugi okazał się być elektrowstrząsem i dosyć długo odbijał się na moim zdrowiu przez ponad pół roku od mojego wypisu i często wraca jako coś bardzo przeszkadzającemu memu funkcjonowaniu. Miałem silne ataki paniki, lęków, stałem się kompulsywny, nabrałem lekkiej fobii społecznej, miałem duże wybuchy złości, zmienności nastrojów, konflikty wewnętrzne stały się bolączką i miałem większe problemy z koncentracją, dysocjacjami, tożsamością, izolacją, poczuciem własnej wartości, stanami depresyjnymi, decyzyjnością, fatalnie reagowałem na stres. Przy wypisie usłyszałem, że "odstawienie leków mi pomogło/ nie zaszkodziło lub nie wywołało myśli rezygnacyjnych", no nie zgodziłbym się.... Po wyjściu miałem najgorszy okres zawodowy w moim życiu. Ciężko mi było przez ponad pół roku znaleźć sensowną pracę- chyba najgorszy okres pod tym względem. Miałem też związek, na którym mi zależało i rozstałem się właśnie głównie przez zaburzenia i imo było to spowodowane trochę 7F... Jak to w psychoterapii i ocenie ludzkiej, ciężko jednoznacznie określić mimo wszystko wpływ mojego pobytu na moje życie, ale wydaje mi się, że takie elektrowstrząsowe podejście nie jest dla wszystkich. Niemniej były też i pozytywne momentu mojego drugiego pobytu- znowu chyba najbardziej ludzie... no i zajęcia (dopóki były )- takie jak arteterapia- muzykoterapia, biblioterapia i inne formy niestandardowych metod terapii, które jednoczą w twórczym działaniu. Smutne jest to, że na 7F mają tak skrajne podejście do swojej omnipotencji. Jest to w sumie narcystyczne, że myślą, że wiedzą wiele rzeczy lepiej. A często ma się to nijak do rzeczywistości... Gdy chcesz się wypisać lub mówisz o znajomych, którzy się wypisali- sugerują jakby podejście, że "bez nich sobie nie poradzisz", albo jak się temu nie poddasz i nie będziesz postępować jak oni chcą, to, "nie poddałeś się leczeniu" i jesteś chory. W sumie to Pani Ordynator też często sama mówi o pacjentach "chorzy", po czym bierze się jej na refleksje i mówi, że to zaburzenie, nie choroba... Mówią też, że odstawienie leków to nie problem i że problemem jest zaburzenie, a samo odstawienie leków i pogorszenie samopoczucia po nim to objaw zaburzenia. No mam inne zdanie na ten temat. Na 7F jest takie trochę pranie mózgu. Mówią jedno, potem mówią coś przeciwnego... często też od tej samej osoby ... często też jakieś błahe zdarzenia typu nieidealnie wytarty kurz na oknie potrafią nadinterpretowywać i ekstrapolować to do wniosku, "że nie umiesz żyć", czy że jesteś niezadarny życiowo i jakieś inne rzeczy.... i masz taki mindfuck, nie wiesz już kim jesteś, co masz czuć i jak się zachować.... Owszem, w krytyce jest jakaś metoda, bo trafia się tam przez coś- coś co warto zmienić, ale nie robiąc siekę umysłową... i odmawiając prawa do bycia jakby sobą... przynajmniej do pielęgnowania tej części osobowości, która jest wartościowa. Brakuje im empatii w tych krytycznych momentach... ta dychotomia zachowań przypomina mi moich rodziców, którzy warunkowali moją miłość, bliskość i akceptację, przez co mam teraz/ miałem problemy. Niemniej, pobyt na 7F wraca, w różnych sytuacjach. Często gdy dręczą emocje. Ale też gdy się wspomina dobre chwile. Myślę, że pobyt na oddziale jest ciężki. Nie na wszystkich działa. Stan zdrowotny może się pogorszyć, o czym myślę, ze warto aby mówili na początku. Efektywność sama oddziału też jest wątpliwa. Wielu ludzi wychodzi, mówi, że im pomogło, po czym wracają do tych samych schematów zachowań, czy nawet od razu do innych psychiatryków. Znam też ludzi, którym trochę się polepszyło, ale głównie w kwestii świadomosci, ale o wpływ na podświadome zachowania już gorzej... Znam też wielu ludzi, którym pobyt zniszczył swego czasu życie, typu chcieli po wyjściu popełnić samobójstwo/ popadli w skrajną depresję. Jednej znajomej pani Niezgoda powiedziała, że pobyt może jej zaszkodzić. I uważam, że każdy powinien taki komunikat usłyszeć i wiedzieć, na co się pisze... Inny mój znajomy usłyszał, że jak wyjdzie z oddziału, to pewnie się zabije..I o mało się zabił... Na oddziale istnieje też coś takiego, jak faworyzowanie niektórych osób, które np. są zdaniem personelu bardziej pokrzywdzeni przez los, czy potrafią się przymilać. Moim zdaniem nie powinno czegoś takiego być. Sam gdybym miał wybrać, czy znaleźć się na 7F ponownie, to tak, ale do etapu przed elektrowstrząsowego, czyli pierwsze 2- 2,5 miesiące. Sam kształcę się teraz w Szkole Psychoterapii, ale na pewno nie psychoanalizy, tylko Gestalt. I uważam, że CBT, nurt psychodynamiczny, czy Gestalt są najlepszymi dla terapii w ogóle. Są też inne oddziały, jak w Międzyrzeczy, Warszawie, czy Stargardzie, które mogą myślę bardziej pomóc osobom poturbowanym przez życie. Podsumowując, uważam, że 7F to dobre miejsce, żeby poznać nasz problem, poznać inne osoby, które mają podobnie, poznać metody pomocy sobie. To miejsce może pomóc, jeśli się nie ma dużej nadwrażliwości, zaburzenia/ nerwice/ dolegliwości nie są aż jakoś hipergłębokie, a ktoś potrzebuje elektrowstrząsu, bo np. ma narcyz, który wynika bardziej z rozpieszczenia, chęci bycia na świeczniku, ekscytacji i konfrontacji, niż traum. Ale uważam, że nie jest to miejsce dla kogoś silnie lękowego, o niskim poczuciu własnej wartości, kogoś, kto ma problem ze sobą, kto uzależnia swoje samopoczucie od oceny/ zdania innych, kogoś, komu pomagają leki i ciężko bez nich funkcjonować.
×